„Jesteśmy ciągle w trakcie eksperymentowania” – The Süns [WYWIAD]

„Two Seasons” to nowy singiel The Süns, którym grupa zapowiada wydanie drugiej płyty. Ich muzyka opiera się na niewspółczesnym brzmieniu, powstałym z bluesa, klasycznego rocka i psychodelii. Poniżej można znaleźć nasz wywiad, w którym zespół zdradza wiele szczegółów na temat własnych inspiracji i niestereotypowego podejścia do procesu tworzenia.

fot. materiały prasowe

„Two Seasons” to nowy singiel, który jest zapowiedzią drugiego albumu The Süns. Na ile zdradza on to, co znajdzie się na Waszej nowej płycie?

Gwalbert: Nasza płyta pomimo, że jest różnorodna muzycznie, to jednak jest utrzymana w stylistyce grania lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Zawsze mówiłem, że mamy dwa muzyczne oblicza, liryczne i takie cięższe (heavy-rockowe). „Two Seasons” to jeden z naszych bardziej subtelnych numerów. Myślę sobie jednak, że „Two Seasons” jest mimo wszystko taki jedyny w swoim rodzaju i niewiele zdradza na temat reszty utworów na drugiej płycie.

Wojtek: „Two Seasons” wyróżnia się na nadchodzącej płycie. Jest to w zasadzie jeden z może dwóch – chciałoby się rzec – ,,tanecznych numerów’’. Zdradza on, że na słuchacza czeka na drugim albumie swoisty rollercoaster i dwa różne oblicza zespołu.

Maks: Na pewno zdradza ogólny kurs płyty i inspiracje. Jest ciągle retro, bluesowo i lekko psychodelicznie, natomiast myślę, że na płycie zostaje ciągle wiele zaskoczeń i eksperymentów brzmieniowo-nastrojowych.

 Co według Was jest największą wartością singla „Two Seasons”? Za co lubicie ten utwór?

Gwalbert: Lubię ten utwór za jego nieszablonowość i nietypowość. Podoba mi się bardzo to co Maks gra na basie, to jak Wojtek trzyma wszystko w ryzach od początku do końca i moje swingujące solo na gitarze, w którym przywołuję echa brytyjskiego bluesa lat sześćdziesiątych.

Maks: Nieskromnie powiem, że linia basu na refrenie jest jedną z moich ulubionych partii do grania ze wszystkich utworów w repertuarze The Süns. Podoba mi się też repetycyjność tego kawałka, która nadaje mu taki trochę medytacyjny charakter.

Na czym szczególnie Wam zależało, gdy zaczęliście myśleć o nowej twórczości? I czy muzyka oraz tekst mają według Was równorzędne miejsce w utworze „Two Seasons”?

Gwalbert: Ciężko powiedzieć na czym nam zależało przy tworzeniu nowego materiału. To wszystko powstawało w taki naturalny, niewymuszony sposób. Niezawodna okazuje się być metoda wspólnego jamowania. Nic nigdy nie zastąpi takiego wspólnego muzykowania.

Muzyka w „Two Seasons” bardzo dobrze pokazuje nasze możliwości, każdy instrument jest tu równorzędny i niezastąpiony. Tekst dobrze z tym współgra, bo mówi w sposób nieoczywisty o miłości, o niepewności, pojawiają się w nim metafory, oksymorony. Jest o zakochaniu, a nie pada tam ani razu słowo „miłość” czy „zakochanie”.

 

„Niesamowite jak ten kawałek ewoluował od pierwszych prób jeszcze z Tomkiem i Arturem”. Co sprawiło, że ten numer się zmieniał i jak prezentowała się jego pierwotna forma?

Gwalbert: To dosyć wczesny numer, grany jeszcze w poprzednim składzie. Wraz ze zjawieniem się Wojtka i Maksa oraz wraz z moją większą biegłością instrumentalną, ten kawałek musiał ewoluować. Maks zaproponował zupełnie nowe spojrzenie na partie basu w tym momencie, zbliżając je do partii solowych. Wojtek zawsze lubił grać w tym numerze więcej, tak jak by nie do końca się zgadzał na jego pewnego rodzaju minimalizm (śmiech), więc jest muzycznie dojrzalszy teraz.

Ten kawałek w pierwotnej formie, nie miał drugiej zwrotki, zaczynał się zwyczajnie od gitary i miał w sobie dużo jednostajności.

Czy czujecie, że jesteście dziś już w nieco innym miejscu? Jak z perspektywy czasu patrzycie na swoje wcześniejsze dokonania, głównie w kontekście debiutanckiej płyty „O miastach i uczuciach”?

Gwalbert: Myślę, że wszyscy czujemy, że druga płyta jest dojrzalsza, bardziej progresywna. Wiele z utworów na drugiej płycie, graliśmy na koncertach już wcześniej. One dojrzewały, zmieniały charakter, ewoluowały.

Wojtek: Powoli do przodu. Raczej tak, poszliśmy już troszkę dalej, zebraliśmy dużo obserwujących na Instagramie, na pewno bardziej udzielamy się w social mediach i promujemy nowy materiał. Myślę że premiera tej płyty będzie bardziej składna i mniej amatorska niż pierwszego albumu.

Z perspektywy czasu myślę, że drugi album będzie na pewno lepszy. Na pierwszym krążku było troszkę chaosu związanego z różnymi miejscami nagrań, innymi zestawami (przynajmniej jeśli chodzi o perkusję) oraz z tym, że połowę płyty nagrał Artur, a połowę ja. Nasz nadchodzący longplay będzie bardziej spójny brzmieniowo.

Maks: Druga płyta nie jest rewolucją względem debiutu, ale myślę że słychać, że czujemy się dużo pewniej w naszym brzmieniu. Pozwalamy sobie na odważniejsze czerpanie z innych gatunków i rozszerzenie instrumentarium.

Czy wciąż jesteście wierni idei, że tylko idąc „na przekór, pod prąd” można stworzyć coś wartego uwagi? Jaka muzyka jest dla Was nieustającą inspiracją?

Gwalbert: Dla mnie cały czas rock psychodeliczny lat 60., brytyjski blues, rock progresywny z przełomu lat 60. i 70., krautrock. To hasło „na przekór, pod prąd” powstało naturalnie, gdy zauważyliśmy, że na dobre i na złe, odróżniamy się trochę od tego, co się gra teraz.

Wojtek: Tak zdecydowanie. Tylko mozolną pracą i konsekwencją można coś wypracować, zwłaszcza w tak przepełnionej branży muzycznej. Musimy eksperymentować i ryzykować, by finalnie nie zginąć w ,,tłumie’’. Jak mawia Mariusz Pudzianowski ,, Cierpliwy to i kamień ugotuje’’.

Dla mnie największą inspiracją przy komponowaniu partii w The Süns są zespoły takie jak: The Police, King Crimson, Tool. Uważam, że słychać to w naszej muzyce, która sama często nawiązuje w mniejszym lub większym stopniu do twórczości tych zespołów.

Maks: Jest to pewne uproszczenie, ale na pewno większość wartych uwagi rzeczy powstaje właśnie, idąc pod prąd, dlatego ciągle staramy się trzymać tej zasady. Ciężko mi wskazać konkretne inspiracje, bo te ciągle się zmieniają, i rozciągają przez wiele gatunków i nurtów, ale moimi w miarę stałymi „latarniami” muzycznymi są przykładowo: Charles Mingus, King Crimson i Stereolab. Jeśli chodzi stricte o bas, to przede wszystkim są to: James Jamerson i cała muzyka spod szyldu Motown, oraz Bootsy Collins z zespołu Parliament.

 

fot. materiały prasowe

Jak czujesz się obecnie jako wokalista i autor tekstów? Czy w obu materiach jesteś dziś pewniejszy? I czy w obu materiach zauważasz jakiś progres?

Gwalbert: Zacząłem śpiewać niejako z konieczności, bo miałem swoje teksty, osobiste teksty i nie wyobrażałem sobie, żeby śpiewał je ktoś inny. Początki były trudne, nie byłem oswojony ze swoim głosem, nie dałem sobie czasu, żeby go poznać. Teraz czuję się zdecydowanie pewniej. Jeśli chodzi o teksty, to zawsze byłem z nich zadowolony, dumny. Odkryłem pewnego rodzaju łatwość w przelewaniu na papier, tego co czuję i myślę. Pisząc tekst, istotne dla mnie jest to, żeby wiedzieć dokładnie o czym chcę pisać, nie kreślę za dużo, piszę pod wpływem chwili, impulsywnie i zawsze z wielką szczerością.

Z jakimi trudnościami mierzycie się, jako niezależny zespół, który działa bez wytwórni fonograficznej? Czy macie pomysł, jak przebić się przez ogromną ilość muzyki, która w ostatnim czasie powstaje?

Gwalbert: Trudności są takie, że wydaję mi się, że omijają nas różne rzeczy, wydarzenia. Mam poczucie winy, że nie potrafię do końca, w danej chwili, wykorzystać w pełni jakichś możliwości. Pomysł, myślę, jest taki, żeby robić same właściwe rzeczy, pisać gdzie się da i podejmować same właściwe kroki, żeby nigdy niczego potem nie żałować. Nasza muzyka może się podobać wielu ludziom, pytanie tylko jak do nich trafić?

Wojtek: Moim zdaniem to właśnie ta inność – nietypowy, psychodeliczny rock ma nam pomóc w przebiciu się. Aktualnie jest bardzo, ale to bardzo dużo zespołów z czego sporo z nich tworzy podobną muzykę. Uważam, że zdecydowanie wybijamy się oryginalnością nad wieloma projektami – co staramy się wypromować i wykorzystać jako atut również do grania koncertów w nietypowych miejscach.

Maks: Największym utrudnieniem wynikającym z braku współpracy z wytwórnią (które jednocześnie jest największą zaletą takiego działania na własną rękę) jest to, że jesteśmy ze wszystkim pozostawieni sami sobie. Świetnie jest to, że mamy pełną wolność w kreowaniu swojego wizerunku i ścieżki artystycznej, natomiast nie da się ukryć, że tym samym tracimy okazje do współpracy z ludźmi dużo bardziej doświadczonymi w kwestiach takich jak promocja, tworzenie klipów czy organizacja koncertów. Jeśli chodzi o pomysły, to jesteśmy ciągle w trakcie eksperymentowania i poszukiwania najlepszych sposobów na zwrócenie na siebie uwagi w internecie.

Z czego wynika potrzeba nagrywania na tzw. setkę, czyli niejako dając koncert na żywo w studiu? Czy takie działanie ma podkreślić to, że jesteście przede wszystkim zespołem koncertowym?

Gwalbert: To wynika z tego, że taki system nagrywania dominował w latach sześćdziesiątych. Jest bardzo naturalny, pozwala uwolnić chemię w studiu, jest bardzo organiczny, bo słychać sprzężenia wzmacniacza, jakieś okrzyki radości, dosłownie słuchacz ma potem wrażenie, że instrumenty „wylewają się” z głośnika. Jestem przekonany, że to jedyny sposób, żeby na nagraniu utrwalić świeżość i naturalny „groove”.

Wojtek: Tak, znaczniej lepiej czujemy się w występach na żywo. Natomiast samo nagrywanie na setkę ma także nadawać old-schoolowego charakteru naszej twórczości. Grając bez metronomu zawsze znajdą się lekkie rozjazdy tempa, które dają poczuć emocje i naturalność – a przecież o to chodzi w muzyce. 😊 Dzięki takim zabiegom nasze utwory nie są tak syntetyczne i nienaturalnie wymuskane. Są trochę ,,brudne’’, ale uważam, że zyskują przez to na charakterze i autentyczności.

Maks: Moim zdaniem nagrywanie „na setkę” wynika przede wszystkim z improwizacyjnego charakteru naszej muzyki. Podstawą skutecznej improwizacji jest dialog między muzykami, co naturalnie jest niemożliwe przy nagrywaniu każdej ścieżki osobno.

Jak wyglądają Wasze plany artystyczne na ten rok? I na jakim etapie realizacji jest nowy album The Süns?

Gwalbert: Nowy album wychodzi na przestrzeni kilku tygodni. Chcemy zrealizować wkrótce kolejny teledysk i wypuścić jeszcze parę singli promujących ten album, żeby sympatycy, fanki i fani naszej muzyki nabrali trochę większego apetytu na nasz drugi krążek. Chciałbym, żebyśmy grali jak najwięcej koncertów i żebyśmy zaczęli występować w innych częściach Polski, nie tylko na Śląsku.

 

The Süns zapowiada nowy album. Posłuchaj nastrojowego utworu „Two Seasons”!

Leave a Reply