
25 kwietnia 2025 to data ukazania się pierwszej płyty zespołu Cicho. To doskonała propozycja dla wszystkich, którzy cenią żywe, bogate brzmienie instrumentów i refleksyjne teksty.
Poniżej można znaleźć nasz wywiad z liderem grupy – Michałem Adamowiczem, który zdradził kilka ciekawostek związanych z ich muzyką.
Jaki był początek związany z płytą „Cicho”? I skąd wziął się pomysł na ogrywanie tego materiału na koncertach, a później zarejestrowanie go na albumie?
No cóż, na pewno nagrywanie jest trudniejsze niż granie koncertów. Koncert wybacza więcej, bo mija. Za to nawet drobny błąd czy nierówność w nagraniu zostaje tam na zawsze i nie daje spać po nocach! Poza tym zaczynaliśmy trochę nietypowo, ponieważ początek naszej aktywności koncertowej niemal zbiegł się w czasie z premierą mojej płyty „n.p.m.”. Jeszcze zanim do zespołu dołączyli Jieun, Michał i Paweł, graliśmy na próbach z Kubą materiał z „n.p.m.”. I to tamten, wydany w 2023 roku album stanowił wtedy znaczną większość naszej początkowej setlisty.
Nowy materiał, który powstawał na próbach stopniowo włączaliśmy do programu kolejnych koncertów. Często Michał albo ja przynosiliśmy jakiś pomysł na próbę i wszyscy w zespole dodawali do niego coś od siebie. Jednocześnie mieliśmy wówczas poczucie, że z nagrywaniem nowych utworów warto jeszcze poczekać, bo na próbach i na scenie wciąż nabierały kształtu i ewoluowały. Kiedy ewolucja utworu się kończy? Trudno powiedzieć! Ale wydaje nam się, że dzięki temu na album trafiły ciekawsze wersje, niż gdybyśmy nagrali je od razu.
Czy to znaczy, że przede wszystkim czujecie się zespołem koncertowym, dla którego najważniejszy jest kontakt z publicznością? Czego w ogóle możemy spodziewać się na koncertach zespołu Cicho?
Rzeczywiście najlepiej czujemy się grając na żywo. Jesteśmy miksem różnych gustów, instrumentów i stylów, łączymy brzmienia instrumentów akustycznych i elektronicznych, każdy z nas ma nieco inną historię z muzyką. To uwidacznia się na scenie, zwłaszcza podczas improwizacji, kiedy najlepiej można poznać „osobowości” muzyczne. A obecność widowni wynosi wykonywaną muzykę na inny poziom. To naprawdę ciekawe! Inaczej gra się w sali prób, a inaczej na scenie. Najlepsze koncerty to te, po których wymieniamy się wrażeniami i okazuje się, że odważyliśmy się zaryzykować, poszukać innej melodii, nowych rozwiązań. Czego można się spodziewać po koncertach? Muzyki, która żyje. Staramy się nie odgrywać wersji z płyty, a traktować sekwencje akordów, słowa i melodię jako punkt startowy do wyrażania czegoś nowego za każdym razem.
Czym praca w zespole różniła się od działań związanych z solową działalnością lub tworzeniem muzyki do filmu? Czy tym razem musiał Pan iść na większą ilość kompromisów, które wpisane są w tryb tworzenia z większą grupą muzyków?
Przede wszystkim nagrywając płyty solowe, czy muzykę do filmów nie musiałem brać pod uwagę niczyich pomysłów czy sugestii. To ma swoje plusy i minusy. Zaletą jest to, że o ile wszystko pójdzie po myśli twórcy, utwory mają taki kształt jaki on chce. Jednak zakładając zespół Cicho najbardziej tęskniłem za graniem z ludźmi, za współpracą. Trudno było mi jednak się odzwyczaić! Pamiętam jak wysłałem do Michała, naszego basisty nagranie nowego pomysłu muzycznego. Tego samego dnia on odesłał mi swoje nagranie, które było rozbudowaniem tego mojego pomysłu. Na początku – rozczarowanie! Wyobrażałem sobie utwór w innym klimacie. Ale ostatecznie po paru odsłuchach to jego pomysł podobał mi się bardziej niż mój. Sam nigdy bym nie poszedł w tę stronę. Tak powstała piosenka „Szklane domy”. Takie łączenie się kreatywności powoduje powstawanie rzeczy, których nie stworzyłoby się samemu. Dla mnie to największa wartość grania w zespole.
fot. okładka płyty
Z czego wynikała potrzeba tworzenia długich kompozycji, które złożyły się na pierwszy album zespołu? Czy element improwizacji sprawił, że każdy utwór prezentuje się w taki właśnie sposób?
Trudno powiedzieć, wydaje mi się, że taka ich długość wydawała nam się naturalna. 😊 Dawało nam to poczucie wolności wyrażania się bez żadnych ograniczeń. Pasaże instrumentalne na płycie, to próby dźwiękowego zapisu improwizacji, za którymi podążaliśmy, pracując nad materiałem. Do tego zwłaszcza Michał i ja jesteśmy przyzwyczajeni do długich form – słuchamy rocka z lat 60. i 70., gdzie 10-minutowe, a nawet dłuższe utwory nie są niczym nadzwyczajnym. Dziś jest to rzadkość i oczywiście, nagrywając płytę zdawaliśmy sobie sprawę, że będzie nam ciężko zawojować tiktoka i inne platformy, na których przebić się mogą tylko krótkie formy. Przez chwilę chodził mi po głowie pomysł, żeby zrobić skróconą singlową wersję „Szklanych domów”, ale nie wiedziałem jak to pociąć, żeby jednocześnie nie stracić efektu narastającej dynamiki w końcowej instrumentalnej części, i w końcu dałem sobie spokój.
Za co przede wszystkim lubicie utwory z płyty „Cicho”? Czy jest coś, co można uznać za największą wartość albumu?
Każdy z nas lubi na tym albumie co innego. Jieun, nasza pianistka zwraca uwagę na różnorodność utworów, które składają się na płytę i różnorodność brzmień, które wykorzystaliśmy, aranżując piosenki. Ja lubię jego powoli rozwijające się tempo na początku, i późniejsze zmiany dynamiki. Te mocne, rockowe uderzenia, i subtelne fragmenty, zwłaszcza te prowadzone przez wiolonczelę Pawła. No i brzmienia naszych starych instrumentów, w tym mojego pianina Rhodes z 1977 roku, które było moim marzeniem odkąd usłyszałem utwór „Reve” z płyty „Opera Sauvage” Vangelisa. Kupiłem je dwa lata temu i przez pierwsze tygodnie nie mogłem się od niego oderwać. Czasami wydaje mi się, że to najpiękniej brzmiący instrument na świecie. Lubię też dźwięki pozamuzyczne, które dodaliśmy, a które dodają płycie kolejny wymiar. Z perspektywy całego zespołu to bardzo ciekawa płyta, bo stanowi zapis naszych początków. Na pewno będziemy mieli do niej sentyment.
Co byłoby dla Was największym sukcesem związanym z tym albumem? Czy przy tego typu projekcie zespołowym pojawiają się jakieś oczekiwania?
Sporym sukcesem będzie, jeśli włączymy tę płytę za kilka lat i nadal będzie nam się podobała! Sztuka jednak nie funkcjonuje bez odbiorcy. Nie da się ukryć, że chcielibyśmy docierać do coraz szerszej widowni, i dodać do sceny muzycznej coś od siebie. Trafiliśmy na dziwne czasy. Część z nas w zespole słucha muzyki, która powstała w okresie rozkwitu rocka. Formowały się różne gatunki, a artyści, którzy w ich obrębie tworzyli, uważani są dziś za ich pionierów. Dostęp do sprzętu mieli jednak praktycznie tylko zawodowi muzycy. Dziś każdy, kto ma komputer może nagrywać muzykę. To sprawia, że wielu artystów liczy, że jak tylko wrzucą do sieci swoją twórczość, to od razu znajdą fanów.
Tymczasem, jak czytam – do serwisów streamingowych trafia dziennie około 100 000 utworów. Konkurencja chyba nigdy nie była większa. Powstaje więc wrażenie, że można wszystko, a jednocześnie jest trudniej niż kiedykolwiek. Łatwo się w tym zgubić. Trzeba po prostu pisać materiał, dobry materiał, i jak najwięcej grać. Konsekwentna praca przynosi efekty.
Nie po raz pierwszy Pana teksty, ale także ukryte dźwięki odwołują się do natury. Skąd bierze się taka potrzeba artystycznego wyrazu, w którym czuć tęsknotę za naturą?
Jesteśmy częścią natury, choć często o tym nie myślimy, albo nie pamiętamy. Od dawna zadaję sobie pytanie – kim wobec reszty natury, jako gatunek powinniśmy być dziś, w XXI wieku. Czerpać z niej? Izolować się? Chronić ją, a może szukać odbudowania zerwanej więzi? Obok grania muzyki jestem przyrodnikiem. To moja pasja od dzieciństwa. W naturze znajduję coś fundamentalnie prawdziwego, właśnie NATURALNEGO, a od czego dziś jesteśmy coraz bardziej odcięci. I to nie pozostaje bez konsekwencji. Nasz świat to praca, pośpiech, media społecznościowe, ekrany, polityka, hałas. Jako badacz przyrody miałem kilka, naprawdę zaledwie kilka takich momentów: późną wiosną byłem na torfowisku, otoczony bujną roślinnością, tysiącami owadów, głosami ptaków i przez chwilę czułem, że jestem częścią tego wszystkiego. To bardzo ulotne wrażenie, ale dawało taki komfort i głęboki spokój, że nie da się tego zapomnieć. Niczego się nie bałem, wszystko wydawało mi się wtedy mieć swój sens. Wrażenia z takich momentów trafiły do drugiej części piosenki „Ciszej i ciszej”.
Jedna propozycja, czyli „Dzikość” jest utworem instrumentalnym. Dlaczego akurat ta propozycja nie doczekała się tekstu, tym samym otwierając cały album Cicho?
W pewnym momencie uznaliśmy, że potrzebujemy utworu, który będzie otwierał nasze koncerty. Zaczęło się od kilku akordów, które zaproponował Michał, a kiedy na próbach zaczęliśmy wokół nich improwizować, skończyliśmy z utworem, który nie tylko otwiera nasze koncerty, ale też płytę. A ponieważ ten kawałek muzyki miał wprowadzać w nastrój tego, co nastąpi potem, nawet nie myśleliśmy o tym, żeby dodawać tu jakieś słowa. Natomiast za pomocą pozamuzycznych dźwięków, przenosimy się znad górskiego strumienia, przez wieś i szczekanie psa, aż do centrum dużego miasta, z ryczącymi silnikami samochodów, gdzie toczy się akcja pierwszego numeru z tekstem, czyli „Szklanych domów”.
Dlaczego kolejny raz zdecydował się Pan współpracować z Jarosławem Fethke? W jaki sposób dobiera Pan ludzi, z którymi chce tworzyć muzykę solową lub zespołową?
Nasza wcześniejsza współpraca przyniosła bardzo satysfakcjonujące dla mnie efekty, to on miksował płyty „Szklane figury”, „n.p.m.” i muzykę z filmu „Kohut”. A prywatnie Jarosław Fethke to mój teść. Zna już dobrze moje oczekiwania i zawsze dzielnie znosi moje niekończące się listy poprawek podczas pracy nad miksem. Nie będzie to odkrywcze, ale generalnie staram się dobierać do współpracy osoby, z którymi dobrze się dogaduję, i które mają duże doświadczenie. Nieraz okoliczności rozpoczęcia współpracy są dość zabawne. Naszą pianistkę Jieun usłyszałem na koncercie z jej poprzednim zespołem. Bardzo mi się podobała jej jazzująca gra i po występie podszedłem i nieśmiało zaproponowałem współpracę. Udało się!
Z jakimi opiniami na temat Waszej twórczości spotkaliście się dotychczas ze strony słuchaczy? Czy pojawiły się opinie, które z jakiegoś powodu były dla Was zaskakujące?
Czasem pojawiają się pytania o długość piosenek. Spotkaliśmy się z wrażeniem, że nasze teksty mają zabarwienie filozoficzne. 😊 Może tak doniośle bym tego nie nazwał, ale uważam, że muzyka jest odpowiednim miejscem do poruszania głębszych tematów. Byle tekst nie zdominował muzyki. Niektórzy zwracali uwagę na to, jak dźwięki natury łączą się z dźwiękami instrumentów. Przypominam sobie, że nagłośnieniowiec w jednym z warszawskich klubów po koncercie powiedział, że mamy unikatowy styl i, że nie słyszał jeszcze takiego zespołu.
Porównywanie nas do brzmienia zespołów ze złotej ery rocka to zawsze wielki komplement, ale to właśnie takie opinie, podkreślające nasz styl cieszą mnie najbardziej. Zawsze będziemy się kimś inspirować, a naśladowanie rozwiązań stosowanych przez wielkie nazwiska to prawie zawsze bezpieczne i dobre rozwiązanie. Mnie się właśnie jednak marzy, żeby nasza muzyka ewoluowała w naszym, unikatowym kierunku. Jesteśmy mieszkanką kilku gustów, kilku wrażliwości, kilku kreatywności. Wydaje mi się, że stworzenie unikalnego brzmienia w XXI wieku jest nadal możliwe. Wystarczy z otwartą głową podążać za muzyką i jej nie przeszkadzać. Nie wszystko zostało jeszcze zagrane!