„Po moich doświadczeniach stałam się zdecydowanie bardziej twórcza i kreatywna” – Didi Hamper [WYWIAD]

Po wielu latach Didi Hamper powraca w zupełnie nowej, zaskakującej odsłonie. Artystka wydała niedawno debiutancki album „Kamieniem”, będący zbiorem jej osobistych przeżyć, doświadczeń i brzmień, których poszukiwała. O muzyce, tworzeniu, ale też o spełnianiu marzeń można przeczytać w naszym wywiadzie z wokalistką.

fot. Krystian „Daszkow” Daszkowski

Jak czytamy w materiałach prasowych, Didi Hamper to odkrycie 1994 roku, ale dopiero teraz zdecydowałaś się postawić na solową twórczość, nagrywając debiutancki album. Pytanie narzuca się więc samo – dlaczego dopiero teraz zaprezentowałaś swoje autorskie piosenki?

Taaak, to jest żartobliwe nawiązanie do małej Didi z czasów przedszkolnych. 🙂 Kolejne coraz poważniejsze projekty zaprowadziły mnie na studia śpiewu solowego klasycznego na Akademii Muzycznej. Mój wzrok i myśli skierowane były tylko na operowe doświadczenia, koncerty sakralne i recitale liryki wokalnej. Pragnęłam doskonalić się na kursach mistrzowskich i potem śpiewać różne role na scenach operowych. Twórczo byłam zamknięta. Taki miałam czas. Pandemia zastopowała wszystko, ja przestałam podróżować na przesłuchania i różne projekty operowe. Usiadłam w swojej pracowni i zaczęło się kombinowanie. Przed rozpoczęciem studiów śpiewałam – nazwijmy to – rozrywkowo, więc iskrę do takiego śpiewania mam od zawsze. Jak już stwierdziłam, że mam za wiele materiału, żeby pisać dalej, postanowiłam nagrać część, by zrobić w głowie miejsce na kolejne utwory.

Jaki był początek związany z albumem „Kamieniem”? Czy od początku wiedziałaś, że chcesz nagrać album w dosyć niemodnej stylistyce muzycznej?

Absolutnie nie, piszę i śpiewam tekstem – to on jest dla mnie na głównym planie – w ten sposób wyśpiewałam, co tam przepracowałam, a muzyka sama popłynęła. Wiele gatunków muzyki uwielbiam i śpiewam. Wcale nie postrzegam, że to niemodny styl. Nie zastanawiałam się w jakim gatunku muzyki wyśpiewam swoje konkluzje…po prostu poszło. Na pewno piosenki są nacechowane wieloma gatunkami muzyki, dlatego to czysta alternatywa. Dla mnie ważne, że to prawdziwie wyśpiewane – takiej autentyczności szukam w każdej sztuce i taką najbardziej odbieram.

 

Nagranie niektórych piosenek na ten album wiąże się z niełatwym okresem w Twoim życiu, kiedy to mierzyłaś się z ciężkim leczeniem. Czy tworzenie utworów na ten album wiąże się głównie z ciężkimi doświadczeniami, które wyzwoliły w Tobie duże pokłady emocji i kreatywności?

Uważam, że w większości trudnych doświadczeń możemy doszukać się też dobrych stron, a nawet jeśli nie, to co z tego. Czasem jest źle, czasem lepiej, czasem dobrze… takie jest życie. Super, że w ogóle jest. Dostałam od mojej przyjaciółki kiedyś taką książeczkę „Szczeliny istnienia” autorstwa Jolanty Brach- Czaina. Dopatruje się ona w niej sensu w życiu tak samo w dobrych i szczęśliwych chwilach jak i sensu w rozpaczy czy tragedii. Trudna książka – ale warta czytania. Mnie zmusiły przebyte doświadczenia do powtórnego przefiltrowania siebie, odwirowało mnie konkretnie. Śmieszne, że nie słyszę teraz w ani jednej piosence z płyty „Kamieniem” dramatu i smutku, a wręcz nadzieję, pocieszenie, zachwyt i oddanie się życiu z wdzięcznością i akceptacją. Mam nadzieje, że tak piosenki również są odbierane.

Co według Ciebie jest największą wartością albumu „Kamieniem”? Czy wyjście z własną, jakże osobistą twórczością było dla Ciebie łatwe? A może miałaś jakieś obawy z tym związane?

Najistotniejsza jest autentyczność i prawda, którą przekazuję jak potrafię najlepiej. Siłą płyty jest zdecydowanie, moc i pewność przemyśleń, które niesie każdy utwór z tego albumu. Bogactwo dźwięków różnych, spiętych w melodyjną całość. Po moich doświadczeniach stałam się zdecydowanie bardziej twórcza i kreatywna. Wiem, co chce powiedzieć i z wielką radością jestem sobie teraz, bo mam te swoje konkluzje zgrabnie zamknięte w piosenkach, które mogę śpiewać na koncertach dla każdego jednego słuchacza. Utwory zyskują, gdy album słucha się w całości, do czego gorąco zachęcam.

Na fortepianie towarzyszył Tobie pianista jazzowy Oskar Stabno, który był również aranżerem płyty. Jak doszło do Waszego spotkania i dlaczego to z nim zdecydowałaś się współpracować?

Poznał nas wspólny znajomy – również pianista tyle, że klasyczny – Piotr Żukowski. Koncertowałam z Piotrem sporo w stylistyce operowej, zaprzyjaźniliśmy się i pewnego razu powiedziałam, że poszukuję pianisty jazzowego, bo napisałam parę utworów i coś chce z tym pokombinować. Dał mi numer do Oskara, umówiliśmy się na próbę i przypasowało. Spotykaliśmy się regularnie. Jak pomieszkiwałam pod Gnieznem, to nawet przyjeżdżał do mnie na próby na rowerze z Wrześni. To najprawdziwszy jazzowy kolarz szosowy. 🙂 Pamiętam, że wtedy powstało kilka naprawdę fajnych numerów.

 

Dlaczego odłożyłaś śpiewanie klasyki, przecież jesteś śpiewaczką operową, co zresztą zasygnalizowałaś w utworze „Madame Butterfly”?

Operowy świat generował we mnie za wiele stresu i niepokoju. Klasycznego śpiewania nie porzuciłam, bo jest to dla mnie niemożliwe – kocham muzykę prawie każdą – klasyczne frazy muzyki poważnej są dla mnie często zachwycające, wzruszające i wyzwalają we mnie coś pozazmysłowego. Móc je słuchać, wyśpiewać czy poczuć to wielki dar i bardzo się cieszę, że mogę tego doświadczać.

Oprócz Twoich tekstów na płycie jest kilka piosenek z tekstami poetów: Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej czy Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Nie miałaś jakichś obaw, zestawiając twórczość poetów z własnymi tekstami? W jaki sposób starałaś się dopasować własne słowa, żeby tworzyły pewną całość z wierszami?

Obaw nie było, nie starałam się dopasowywać, po prostu wybrałam teksty, które mnie osobiście poruszyły i wyśpiewałam je najlepiej jak umiem. Nic jakoś specjalnie nie ustawiałam, ani nie przypasowywałam do siebie. Jak znajdę gdzieś w tekście swoją prawdę to chcę ją wyśpiewać. Dużą radość sprawia mi, gdy ludzie po koncercie lub po przesłuchaniu płyty – w rozmowach traktują moje słowa jako teksty Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej. Oznacza to, że połączenie takie wyszło naprawdę fajnie i stworzyło całość, a to wielka satysfakcja.

Czy pisanie własnych wierszy przychodzi Ci łatwo? Skąd w ogóle wzięła się Twoja potrzeba pisania?

Czasem łatwo, czasem nie i wtedy odkładam na później pisanie, bo dla mnie najważniejsze jest tzw. flow w pracy twórczej – więc na siłę i z trudem nic mi nie wyjdzie… taką prawidłowość zaobserwowałam u siebie. Piszę od dawna, czytam i obserwuję. Często zapisuję pewną myśl i zostawiam na jakiś czas – albo ją później rozwinę w utwór, albo przepadnie w zapomnieniu, lub stwierdzę, że to nie temat na piosenkę. Pisanie u mnie to naprawdę elastyczna sprawa. Jednak wspólnym mianownikiem tworzenia zawsze jest samotność i spokój.

 

fot. okładka płyty

Album „Kamieniem” wydałaś sama, bez wsparcia żadnej wytwórni fonograficznej. Czy to był celowy zabieg, żeby nie oddawać swojej twórczości w ręce innych osób, które być może dałyby Ci większe możliwości dotarcia do potencjalnego słuchacza?

To moja pierwsza autorska płyta, pierwszy krok w tę stronę. Nie byłam pewna zrozumienia i odbioru tych piosenek. Gdyby nie mój pierwszy wierny słuchacz – mąż Piotrek i pianista Oskar Stabno ze swoim słuchem absolutnym nie zdecydowałabym się, bo wiecznie mi się coś nie podoba. Zawsze słyszę, że mogłabym coś zrobić lepiej. No i dobra! Zaakceptowałam to, że mam tego krytyka wewnętrznego – tak rozwiniętego, muskularnego – przez lata mozolnych ćwiczeń gość jest nie do pokonania (śmiech). No i niech sobie będzie. Nic to dziwnego w sumie, większość z nas, jak nie każdy, boryka się z taką częścią siebie – ja stwierdziłam, że już nie chcę się z tą częścią borykać – niech sobie będzie – w końcu jest jakimś elementem mnie a wolę być cała. 🙂

Odnośnie wytwórni – bardzo chętnie! Oczywiście, że są to nieporównywalne możliwości promocyjne oraz zasięgowe dotarcia do większego grona słuchaczy. Postawiliśmy się jednak na miejscu wytwórni, która musi podjąć ryzyko inwestycyjne – śpiewaczka operowa chce nagle śpiewać rozrywkę – „pewnie for fun, jedna płyta i jej się znudzi, więc i tak nie wypełni np. trzypłytowego kontraktu, jaki repertuar, do jakich odbiorców, czy wpasuje się w portfolio wytwórni itp.”. Inwestując własne oszczędności, chciałam też dać do zrozumienia, że to nie jest kaprys na chwilę, a poważny zwrot w moim życiu i jestem ready to go! W sytuacji obecnej, gdy jest już album, łatwiej firmie te i inne ryzyka określić i po prostu obliczyć – czy i na jakich zasadach są zainteresowani. Telefon już pod ręką gotowy odbierać połączenia z propozycjami! (śmiech)

Wiąże się to też pewnie z dopasowaniem stylu do wymogów – uszu i artystycznej wizji dla artysty, ale czuję wewnętrznie, że trafię na ludzi, z którymi będę się wzajemnie super rozumieć i razem stworzymy coś fajnego!

Czy jesteś gotowa wyjść z tym repertuarem do publiczności podczas koncertów? Jeśli tak, to czego możemy się spodziewać po Twoich koncertach?

No pewnie! Już wyszłam nie raz. 🙂 Na koncercie gramy wszystkie utwory z płyty oraz piosenki, które się na płytę nie zmieściły lub też nowości. Towarzyszy mi zawsze ekipa fantastycznych muzyków, z którymi w zależności od flow czasem zmieniamy aranżacje utworów i jest fun! Spodziewać się można w każdym dźwięku koncerto prawdy, energii, zachwytu, radości, siły, pocieszenia i wzruszenia. Zapraszamy bardzo! 🙂

Mega dziękuję za wywiad i możliwość poznania mnie przez odbiorców portalu Polska Płyta / Polska Muzyka, którym to bardzo dziękuję za doczytanie go do końca! Pięknego dnia! 🙂

 

Didi Hamper – „Kamieniem” [RECENZJA]

Leave a Reply