
„Let Them Play” to debiutancka, niezwykle różnorodna płyta zespołu The Ancimons, która ukazała się 15 stycznia 2025. Album jest mieszanką soulu, jazzu, hip hopu, world music, a nawet rocka.
fot. okładka albumu
Recenzja płyty „Let Them Play” – The Ancimons (BamBam Label, 2025)
To jeden z najbardziej zaskakujących projektów, jakie pojawiły się w ciągu ostatnich miesięcy. Mowa o debiutanckim albumie zespołu The Ancimons, gdzie kompozycje przybierają eklektyczną formę, łącząc ze sobą dużą dozę spontaniczności z zawodowym podejściem do prezentowania dosyć oryginalnej materii muzycznej. Dlatego płyta „Let Them Play” staje się tyglem, gdzie różne wizje artystyczne stapiają się w coś niezwykle interesującego, docierając przy tym bezpośrednio do wrażliwości otwartego słuchacza. Do tego dochodzi energia, która właśnie potrafi przełamać konserwatywne inklinacje związane z soulem, funky, jazzem, folkiem, a nawet rockiem i hip hopem.
Oprócz znakomitego składu muzyków, tworzących zespół, w projekcie wzięło udział wielu gości, niewątpliwie wzbogacających koloryt ich twórczości, ale do nich przejdziemy później. W Ancymonach za instrumenty klawiszowe odpowiada – poruszający się należycie nie tylko w muzyce jazzowej – Kuba Banaszek, gitarzystą jest dobrze czujący vibe w różnorodnych sytuacjach – Mateusz Szczypka, a także nieustępujący mu basista – Bartek Matyasik, natomiast za perkusją zasiada – mający szerokie horyzonty – Tymek Huget. Ich zabawa formą, a także wspólne łapanie flow i działanie wyłącznie na własnych zasadach bywa imponujące (warto sprawdzić współistnienie instrumentalne w „Confection”).
Ta wolność twórcza jest zauważalna niemal w każdym momencie wybrzmiewania kolejnych propozycji. Niecodzienne jest także istnienie na jednakowych zasadach dwójki wokalistów, a więc kobiecego – plastycznie dostosowującego się do sytuacji głosu – Zuzy Baum i niekiedy będącego dodatkowym instrumentem poprzez umiejętność dźwiękonaśladowczego sposobu śpiewania, wokalu – Jaśka Piwowarczyka.
Wracając do gości, to w dwóch momentach pojawia się ceniony Nikola Kołodziejczyk, który zaaranżował kwartet smyczkowy (Cozy Session Quartet), wykorzystując przy tym swoją otwartość artystyczną w rejonach okołojazzowych (wybornie zostało to zobrazowane w „No One Makes Me”). To nie koniec atrakcji, bo w tytułowym „Let Them Play” pojawia się… 23-osobowy chór gospel (Friends Gospel Group), rozciągając jeszcze bardziej artystyczną wymowę całego przedsięwzięcia.
Trudno jest mówić o tym albumie, skupiając się na poszczególnych utworach, bo każdy z nich nieco inaczej pokazuje zapatrywania zespołu – od pięknej ballady („T”), szaleństwa improwizacyjnego („M”), aż po mocniejsze łamanie gatunkowych ram (warto zwrócić uwagę na wokalną lekkość, ale też transową perkusję w „No Pressure”). W tym wszystkim trudno jest też wskazać lidera/liderkę, co można uznać za wartość albo też pewne uchybienie.
Warto jednak samemu odkrywać poszczególne walory tego projektu, które istnieją w całkowitym oddaniu się muzyce, gdzie ekspresja i niebanalny przekaz stają się sensem działań The Ancimons. Dlatego odsłuchiwanie albumu „Let Them Play” przynosi wiele niespodzianek, za każdym razem inaczej oddziałując na naszą wyobraźnię, bo też za każdym kolejnym odsłuchem można tu dostrzec coś innego. Dzięki temu dostaliśmy płytę, która nie znudzi nam się po kilkakrotnym przesłuchaniu, emocjonalnie przybliżając się do nas dzięki żywemu stylowi i zawodowemu ukazaniu wszystkich utworów. Warto jednak być otwartym na duży rozstrzał gatunkowy, bo nie dla każdego taka ekstrawersja artystyczna musi być zaletą.
Łukasz Dębowski
Ogień!
Cool