Muzyka jazzowa przyniosła w 2024 roku wiele interesujących, często doskonałych, ale też nieoczywistych albumów. Nasze wskazania najlepszych płyt jazzowych są czysto subiektywne i mają za zadanie ukazać różnorodność tego gatunku muzycznego. Zebraliśmy najlepszą 10. Kolejność nie jest przypadkowa.
10. „Let’s Take a Ride!” – Michał Kaczmarczyk Trio
Album „Let’s Take a Ride!” zasługuje na uwagę słuchacza poszukującego tradycyjnych brzmień jazzowych, ale otulonych nienachalną improwizacją, która tworzy w tym przypadku znamienną odrębność artystyczną. Michał Kaczmarczyk oddał nam kawałek własnego świata, w którym czujemy się bardzo dobrze, jakby to też była nasza osobista przestrzeń. Dzięki temu jesteśmy w stanie bardzo szybko odnaleźć się w jego muzyce. A ta dostarcza nam niemałej przyjemności, bo wiele tu momentów, które otoczone niepodważanym kunsztem prezentują się po prostu atrakcyjnie. Warto podejść do tej wyprawy bez większych oczekiwań, wtedy wszystko odbiera się jeszcze intensywniej.
9. „(un)balanced” – Jakub Klimiuk Quintet
Album „(un)balanced” oddaje coś, co w swej wymowie jest po prostu pełnokrwiste (ale bez patosu) i tak naprawdę wystarczająco skondensowane (dopracowane) muzyczne. Tak więc dostaliśmy wyborną muzykę, skierowaną do wielbicieli szlachetnego jazzu, dla których historia związana z tym gatunkiem jest równie ważna, co współczesna myśl artystyczna.
8. „Sirens” – Piotr Scholz
Piotr Scholz słynie z realizacji nie do końca typowych projektów, które ukazują jego szerokie horyzonty artystyczne. Pierwszy album został nagrany na orkiestrę jazzową, drugi na klasyczny big-band, tym razem otrzymujemy płytę, która jest wynikiem jeszcze innych inspiracji niezwykle kreatywnego twórcy. „Sirens” to kameralny materiał nagrany w mniejszym składzie, gdzie Piotr „debiutuje” jako gitarzysta. Nie usłyszymy tu jednak prawie w ogóle… gitary basowej. To ciekawe podejście zrodziło utwory przepełnione subtelną miarą innowacyjności, ale w klasycznym odniesieniu muzycznym.
7. „Syndyba” – Syndyba
To nie jest propozycja czysto jazzowa, bo „ich muzyka łączy z sobą minimal jazz, neoclassical czy idiom skandynawski”.
Poszukiwanie własnego języka wypowiedzi artystycznej należy uznać na tym albumie za owocne. W tej pozornie spokojnej sferze muzycznej znajduje się wiele wyszukanych kontekstów, które przenoszą nas w dowolne rejony osobistej wrażliwości. Wiele zależy od naszego zaangażowania, stanu emocjonalnego i chwili, która w danym momencie ma na nas największy wpływ. Możliwe to było tylko przy tak dużym wyczuleniu na brzmienie, udaną kooperację, dojrzałość twórczą i kreatywność, objawiającą się w każdym momencie tego projektu. Syndyba – nazwa godna zapamiętania.
6. „Zerwane rozmowy” – Piotr Damasiewicz
„Zerwane rozmowy” Piotra Damasiewicza, to projekt niszowy, oparty na muzyce, ale także – mającym tu istotne, może nawet nadrzędne miejsce – słowie. Właściwie wszystko zaczęło się od wyboru poezji, czyli książki „Zerwane rozmowy. 105 wierszy na inne okazje”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Warstwy. Współczesna poetka Agnieszka Wolny-Hamkało zaproponowała realizację tego wydarzenia muzykowi wszechstronnemu, potrafiącemu wyczuć aspekt związany z poezją, kształtując inny styl jej prezentacji. Inspiracja – jak sama przyznaje – pochodzi od Tomasza Stańki, którego usłyszała w filmie. Wtedy też artystka zamarzyła, żeby zaprezentować swoje wiersze do trąbki, stąd wybór Damasiewicza, który nie tylko zagrał na tym instrumencie, ale także zasiadł za fortepianem.
5. „Mechanics of Nature” – The Beat Freaks & Ralph Alessi
Choć album zatytułowany „Mechanics of Nature” zespołu The Beat Freaks, to próba zbudowania koncepcji wokół natury, to jego wydźwięk jest bardziej uniwersalny i nie wiąże się w sposób bezpośredni z tematem przewodnim. To jednocześnie najbardziej otwarta na improwizację płyta bandu, gdzie swoją obecność zaznaczył wybitny trębacz światowej klasy – Ralph Alessi. Tutaj wiele sytuacji artystycznych podpartych niewątpliwą erudycją, staje się odbiciem innego świata, tak mocno nacechowanego językiem artystycznym, który udało się stworzyć przy tym projekcie.
4. „Trust” – Unleashed Cooperation
Na drugim albumie „Trust” zespół Unleashed Cooperation zaprezentował niezwykle szlachetne brzmienie, oparte na starannie zobrazowanych, akustycznych akcentach, które wzbogacają w sposób wyważony poszczególne utwory. Grupa doskonale połączyła muzykę silnie zakorzenioną w tradycji ze świeżymi, jakże skutecznie docierającymi do naszej wrażliwości dźwiękami jazzowymi oraz okazałą improwizacją, a nawet naleciałościami etnicznymi.
3. „Free’odde” – Jakub Paulski
Każda kompozycja na tej płycie tworzy osobną, wielowątkową opowieść. Dopiero na końcu wszystko łączy się ze sobą w jeden, całkiem obszerny muzycznie projekt. Taki jest nowy album Jakuba Paulskiego, ukrywającego już w tytule „Free’odde” wskazówki, określające szerszą myśl związaną z własną twórczością – „Free” jak wolność, „odd” jak nieregularny, „ode” jak pieśń. Dzięki niezwykłej finezji, nieoczekiwanie rozwijającej się improwizacji, a także ciągłej zmienności w obrębie każdego utworu, możemy wyruszyć w artystyczną podróż, która wyrasta do rangi jednego z ważniejszych wydarzeń w muzyce jazzowej 2024 roku. Tym bardziej, że pewna nieregularność kompozycyjna tworzy indywidualny język, charakterystyczny wyłącznie dla tej płyty.
2. „Human Fate” – Dawid Lubowicz
Dawid Lubowicz nie daje się zaszufladkować, choć tworzy przestrzeń za pomocą skrzypiec w sposób dla siebie znamienny, korzystając z tego instrumentu według zasadnej dla siebie spójności. Zupełną nowością było jednak użycie przez artystę mandoliny, która w muzyce jazzowej nie jest zbyt powszechna, a tutaj udało się ją umiejscowić w szczególnym miejscu, gdzie improwizowane motywy zyskują na swojej ponadprzeciętnej oryginalności. Jeżeli dodamy do tego, że twórca zaprosił do nagrania albumu „Human Fate” wybitnych gości, to wyjawi nam się pełniejszy obraz tego projektu, który zrodził się z jakże istotnej refleksji nad ludzkim życiem.
1. „Świtanie” – Piotr Damasiewicz Into the Roots
Piotr Damasiewicz słynie z otwartości na muzykę, eksplorując ją w sobie znamienny sposób. Do tego dochodzi istotna sztuka improwizacji, która w różnych projektach artysty przyjmuje nieco inną formułę. Album „Świtanie” nagrany z Into the Roots to kolejna, jakże kompletna, a przy tym poruszająca fuzja folku z jazzem, choć z jeszcze głębszym dotarciem do muzyki źródeł. I nie ma tu mowy o odtwórstwie, bo w tym przypadku liczy się kreowanie własnego języka wypowiedzi artystycznej. Stąd zachowanie balansu pomiędzy nową tradycją a szerszą wizją przyjmuje na tej płycie bardzo indywidualny kształt.