“Płyń” to tytuł drugiego – po “Ostatnim pożegnaniu” – singla Michała Rudasia, zapowiadającego jego nowy album, którego premiera planowana jest na jesień 2024 roku. Z tej okazji zadaliśmy artyście kilka pytań związanych nie tylko z muzyką, ale też poważnymi problemami, które dotykają mężczyzn.
fot. Agnieszka Kacprzak
Jaka była geneza powstania Twojego nowego utworu „Płyń”? Czy od początku wiedziałeś, że chcesz kontynuować temat poruszony w poprzednim singlu, związanym ze zdrowiem psychicznym współczesnych mężczyzn?
Ja tworzę intuicyjnie, bez planu, że napiszę o czymś konkretnym piosenkę, więc zarówno muzykę, jak i tekst piszę z serca. Tak się złożyło, że napisana najpierw przeze mnie muzyka zainspirowała mnie do dokopywania się do słów, które słyszałem w dzieciństwie: w stylu “Robisz to jak baba”, “Przestań się mazać”, które, jak pamiętam, zawsze sprawiały mi ból i powodowały, że czułem się niepełnowartościowym chłopakiem. Postanowiłem zatem rozwinąć ten temat, pisząc piosenkę o tym, jak ważne jest bycie w prawdzie ze sobą, w swoich emocjach, bez względu na ich zabarwienie.
Temat męskości i męskich emocji zacząłem zgłębiać artystycznie przy okazji pracy nad teledyskiem do pierwszego singla pt. “Ostatnie pożegnanie” w reżyserii i wg konceptu Olgi Czyżykiewicz, ale przy okazji piosenki “Płyń” chciałem wejść jeszcze głębiej w tę sferę i potraktować ją bardziej osobiście, ale też i bardziej dosadnie.
Myślę, że jeszcze nie raz będę się odwoływał do tej kwestii, bo uważam, że trzeba mówić o potrzebach mężczyzn i dawać im do przestrzeń do bycia prawdziwymi, bez lęku przed odrzuceniem.
Singlowi towarzyszy kampania społeczna. Czy możesz przybliżyć jej ideę, która w bezpośredni sposób naznacza Twój nowy utwór?
Przy tym singlu faktycznie poszedłem o krok dalej i nawiązałem współpracę z trzema organizacjami, z których każda na swój sposób wspiera zdrowie psychiczne mężczyzn: Fundacją Panda Team im. Michałka Tarachowicza (https://pandateam.pl), która wspiera rodziny, w tym też dodatkowo osobno samych mężczyzn w żałobie po utracie dziecka w wyniku choroby nowotworowej; Instytutem Przeciwdziałania Wykluczeniom (https://www.fundacjaipw.org), który wspiera różne grupy wykluczone, w tym przede wszystkim mężczyzn, bez względu na pochodzenie czy orientację seksualną oraz m.in. prowadzi jedyny w Polsce telefon zaufania dla mężczyzn oraz z organizacją Fortior – Fundacja dla Wielu (https://fundacja-fortior.org), która wspiera psychologicznie i materialnie mężczyzn wykorzystanych seksualnie oraz mężczyzn w kryzysie bezdomności.
Nazwałem tę akcję #uwolnijemocje i jej celem jest zwiększanie świadomości stereotypowego myślenia o mężczyznach i jego krzywdzącego wpływu nie tylko na samych facetów, ale i całe społeczeństwo. Ten stereotyp zakłada, że “chłopaki nie płaczą”, że facet ma być silny i nie powinien okazywać emocji, które świadczyłyby o jego słabości. A przecież właśnie okazywanie słabości i w konsekwencji prośba o pomoc, są oznakami odwagi do tego, żeby działać ku zmianie na lepsze i brać odpowiedzialność za życie zarówno swoje, jak i naszych bliskich. Uwalnianie emocji i proszenie o pomoc nie jest niemęskie – to jest po prostu ludzkie.
Czy pisanie piosenek o niełatwych tematach przychodzi Ci łatwo? Dużo czasu poświęciłeś temu utworowi, żeby spełniał Twoje oczekiwania?
Pisanie przychodzi mi dość naturalnie, i zwykle bez trudności, szczególnie, gdy dzielę się swoimi osobistymi przeżyciami lub refleksjami. Trudniej jest w momencie, gdy zamierzam podzielić się tą twórczością z ludźmi z lęku przed tym, jak zostanę odebrany. Ale w związku z tym, że ja sam nad sobą pracowałem i przez ostatnie lata nabrałem większej pewności siebie oraz poczucia własnej wartości, to zarówno odwagi mam więcej, jak i poczucia pewnej misji, żeby dzielić się tym wszystkim z ludźmi z nadzieją, że może komuś pomogę poprzez zainspirowanie do refleksji i w konsekwencji może do zmiany.
Natomiast praca nad utworem, od kompozycji i tekstu, przez aranżację, nagrania, miks i potem do wymyślenia i stworzenia obrazu oraz całej komunikacji medialnej to faktycznie złożony i długotrwały proces, wymagający współpracy z innymi artystami, co z resztą dla mnie jest pięknym i ubogacającym doświadczeniem.
Przy tej propozycji nawiązałeś współpracę z producentem Piotrem Manią? Jak doszło do Waszej współpracy i co przekonało Cię do tego, żeby razem coś stworzyć?
Z Piotrem Manią znamy się już od prawie 20 lat dzięki naszemu wspólnemu muzykowaniu w Orkiestrze Adama Sztaby. Zawsze podziwiałem jego wrażliwość muzyczną i styl gry na fortepianie, ale dopiero w 2020 roku odważyłem się zaproponować mu zagranie w duecie wspólnego koncertu z moim repertuarem – to był taki koncert online nagrany dla pandemicznego wówczas formatu Wirtualny Teatr, nagrywanego na scenie kameralnej Teatru Roma. I to był strzał w dziesiątkę! Cudownie nam się razem grało – mieliśmy wspaniałe muzyczne i energetyczne porozumienie, a moje stare piosenki nabrały nowego blasku w tych Piotrusiowych interpretacjach. 🙂 Potem były kolejne nasze koncerty i w końcu pomysł, żeby zaproponować Piotrowi zaaranżowanie którejś z moich nowych kompozycji. Pierwsze na warsztat poszło “Ostatnie pożegnanie”, a że zachwyciłem się efektem, to przekazałem Piotrowi kolejne moje piosenki. I nie pomyliłem się – każdą aranżacją jestem zachwycony!
fot. Jakub Kotynia
W jaki sposób utwór „Płyń” określa dziś Ciebie jako artystę? Czy potrafiłbyś to jakoś zdefiniować?
To ciekawe pytanie. Myślę, że “Płyń” mówi o mnie jako artyście, który odważa się poruszać niełatwe i niewygodne tematy, a jednocześnie wchodzi w rejony muzyczne, które do tej pory nie były przeze niego eksplorowane. Możliwe, że to w jakiś sposób zapowiada moją nową drogę.
Czy piosenka „Płyń” zdradza, w jakim kierunku muzycznym będziesz dalej podążać? Na jakim etapie realizacji całego albumu jesteś obecnie?
“Płyń” nie definiuje mojego nowego stylu muzycznego, podobnie jak nie zrobiło tego nawet “Ostatnie pożegnanie”. Dopiero cała płyta powie więcej zarówno o mnie, jak i o moim kierunku muzycznym. To będzie album eklektyczny, bo takie lubię najbardziej i nie jestem zwolennikiem zamykania się w jednym gatunku. Na całe szczęście, współpracujący ze mną muzycy też lubią eksplorować różne przestrzenie muzyczne, więc dobrze się nam współpracuje. Podstawą jest po prostu piosenka z tekstem i przekazem, jako istotnymi jej elementami, wędrująca gdzieś między mrokiem, a światłem, a muzycznie oscylująca pomiędzy obrazowością z przestrzennymi gitarami, smyczkami, fortepianem i instrumentami z różnych, tradycyjnych kultur świata, a chwilami oszczędnym akompaniamentem samego pianina. Te etniczne, charakterystyczne dla mnie kolory też się tu znajdą, ale nie ograniczę się tylko do inspiracji indyjskich, z którymi jestem kojarzony. Myślę, że szykuje się bardzo ciekawa płyta.
Aktualnie wszystko jest nagrane, a piosenki są w fazie finalnych miksów. Premiera planowana jest na połowę października.
Czy spotkałeś się z jakimiś opiniami na temat utworu „Płyń”, które były dla Ciebie osobiście cenne?
Cenne są dla mnie przede wszystkim te refleksje, które dotykają ludzi bardzo osobiście.
Czasem komentujący dziękują, że poruszam ten temat, czasem dzielą się swoimi historiami, lub historiami swoich bliskich mężczyzn, niestety również tych, którzy odebrali sobie życie, bo nie potrafili poradzić sobie ze swoimi problemami i nie poprosili o pomoc, czy też nie dali sobie pomóc. Tego typu historie jeszcze bardziej przekonują mnie do tego, że warto o tym śpiewać i mówić.
W jaki sposób trafiłeś na Jakuba Kotynię (Mam Oko) i Joannę Koszałkę, którzy zrealizowali teledysk do utworu „Płyń”? Co według jest największą wartością tego klipu?
Jakuba Kotynię miałem okazję poznać przy okazji pracy nad klipem do piosenki “Tylko Ty” (mojej polskojęzycznej wersji piosenki “Solamente Tu” Pablo Alboran’a).
Bardzo dobrze mi się z nim wówczas współpracowało, czułem się swobodnie na planie i zadowolony jestem z ostatecznego efektu. Miałem też wewnętrzne przekonanie, że realizując mój pomysł na klip do “Płyń”, będę się czuł z Kubą komfortowo, a było to dla mnie bardzo istotne, ponieważ na planie chciałem się otworzyć emocjonalnie. Joasia Koszałka akurat wtedy współpracowała z Kubą jako reżyserka i scenarzystka i taka prawa jego ręka i jej pomoc przy dopracowywaniu scenariusza oraz pomocy reżyserskiej na planie była nieoceniona.
Dla mnie największą wartością tego klipu jest prawda. Te zdjęcia to był dla mnie taki czas zmierzenia się z własnym cieniem, poprzez przywoływanie różnych wspomnień, wyrzucanie emocji, oczyszczenie oraz wychodzenie ku światłu. Piękny i ważny dla mnie czas takiej autoterapii. Muszę tu podkreślić, że tu niewiele było ingerencji z zewnątrz, czy też jakiś zabiegów reżyserskich. To było działanie intuicyjne, które wychodziło z moich emocji, z ciała, oddechu – ja po prostu “popłynąłem”, a Kuba to pięknie sfilmował.
Czy wejście na nową muzyczną drogę, ale też Twoje zaangażowania w ważne kwestie społeczne było dla Ciebie jakimś wyzwaniem? Kiedy w ogóle zrodził się nowy kierunek w Twojej twórczości, który jest odmienny od tego, co wcześniej nagrywałeś na swoich wcześniejszych płytach?
To jest wyzwanie, ale muszę się przyznać, że czuję się w tym naturalnie, oczywiście dopóki jestem w roli artysty, a nie eksperta, którym oczywiście nie jestem. Podejrzewam, że gotowość na tego typu działanie jest owocem zarówno i większej mojej dojrzałości oraz wyraźniejszej świadomości tego, kim jestem i czego pragnę w życiu i tego, co w życiu jest dla mnie ważne.
Cieszę się też, że mam wokół siebie ludzi, którzy mnie w tym wspierają, czy to na zasadzie dopingowania mnie, czy inspirowania, jak i realnej pomocy, jak na przykład w przypadku mojej menedżerki Magdy Wielgołaskiej, która pomogła mi dotrzeć m.in. do tych organizacji pozarządowych i prężnie zarządza wieloma moimi działaniami.
Pytasz się: “Kiedy się zrodził ten nowy etap w mojej twórczości?” – myślę, że to był proces, który zaczął się jakieś 5 lat temu, jeszcze przed wybuchem pandemii.
Nabierałem wówczas coraz większej odwagi, by mówić głośno o różnych sprawach społecznych, jak chociażby m.in. prawa kobiet czy osób LGBT. Miał też miejsce mój własny coming out, który utwierdził mnie w przekonaniu, że warto mówić otwarcie o tym, kim się jest.
Na płycie pojawi się w ogóle wątek osób wykluczonych – z bardzo różnych powodów. Niemniej jednak tematy społeczne to tylko część spraw, które poruszam – nie zabraknie też filozoficznych wywodów oraz duchowych podróży w głąb siebie.
Ostatnio koncertowałeś głównie z zespołem ShataQS. Czym są dla Ciebie te koncerty? I czy kolejne odsłony solowej działalności, a także cały album sprawią, że powrócisz do koncertowania z własnym repertuarem?
Tak, od dwóch lat koncertuję i nagrywam z ShataQS i muszę przyznać, że bardzo cenię sobie tę współpracę, zarówno pod względem muzycznym, ludzkim, jak i też rozwojowym wewnętrznie. Na pewno zarówno ta muzyka, jak i sama Małgosia, jej przekaz i rozmowy z nią były i są dla mnie motorem do rozwoju i poszukiwania własnej prawdy.
A same koncerty to jeszcze dodatkowo cudowne spotkania z publicznością, która tak pięknie przeżywa te wszystkie piosenki i śpiewa je razem z nami. A te ich błyski w oczach oraz radość i wzruszenie są przepięknym prezentem dla nas występujących.
Muszę jeszcze dodać, że te koncerty z ShataQS stały się dla mnie inspiracją, by zacząć swoje własne solowe koncertowanie z moim zespołem. Pierwsze koncerty zagramy po premierze płyty w listopadzie. Szczegóły już wkrótce na mojej stronie www.michalrudas.pl oraz w moich mediach społecznościowych. Serdecznie zapraszam!