„Szukanie nowych bodźców jest wpisane w mój proces twórczy” – Wojciech Ciuraj [WYWIAD]

„Iluzja dnia” to tytuł nowej, niezwykle ciekawej płyty Wojciecha Ciuraja. Z okazji wydania albumu mieliśmy okazję zadać artyście kilka pytań związanych nie tylko z procesem twórczym oraz inspiracjami, ale także z trudnościami, z jakimi mierzy się twórca niezależnie wydający swoją muzykę.

fot. Rafał Paluszek

„Iluzja dnia” to już Twój piąty album. Czym według Ciebie wyróżnia się on na tle pozostałych, które dotychczas wydałeś?

WC: Każda moja płyta jest inna i moim zdaniem tak właśnie powinno być. Wszystko się zmienia i to w coraz szybszym tempie. Dlaczego w takim razie betonować się na wygodnych, sprawdzonych pozycjach? „Iluzja dnia” to mój najgęstszy i najbardziej intensywny album. Całą energię, która wystarczała czasem na naprawdę bardzo długie kompozycje, wpompowałem w krótsze formy. Utwory, które weszły na ten album określiłbym jako „piosenki na sterydach” 🙂

W jaki sposób szukałeś ogólnej koncepcji, która będzie szczególnie charakterystyczna tylko dla „Iluzji dnia”? Czy eksperymentowanie z muzyką jest wpisane w Twój proces tworzenia?

WC: Po „Tryptyku Śląskim” zrobiłem sobie przerwę i ten czas poświęciłem na własny rozwój. 3 lata to kawał czas i w tym okresie ogólna koncepcja kilkukrotnie się zmieniała. Podstawowym założeniem było jednak zrzucenie starej skóry i sprawdzenie kim jestem jako artysta w 2024 roku. Szukanie nowych bodźców jest wpisane w mój proces twórczy i w zasadzie jest też paliwem mojego życia poza sztuką.

Na czym polega osobisty aspekt związany z muzyką na tym albumie?

WC: Do tej pory zaliczałem się raczej do artystów chowających się za metaforą lub narracją w trzeciej osobie. Na „Iluzji dnia” bardzo się odkryłem i myślę, że dzięki temu te piosenki są tak mocne.

 

fot. materiały prasowe

Jak na dzień dzisiejszy oceniasz własne pisanie tekstów? Czy po tak zaangażowanym lirycznie „Tryptyku Śląskim”, stanowi to dla Ciebie jeszcze jakieś wyzwanie? Jak było w przypadku tego albumu?

WC: Napisałem w życiu sporo tekstów i patrząc wstecz widać jak rozwijał się mój styl i warsztat. Myślę, że podstawową przewagą, którą mam nad Wojtkiem z przeszłości jest to, że nie potrzebuję wielu słów, żeby celnie sformułować myśl. Moje pisanie stało się bardziej rytmiczne, chwytliwe.

Najnowszym singlem promującym ten album został utwór „Kończy się kurs”. Jaka jest jego historia i czym ta propozycja jest dla Ciebie na tle pozostałych kawałków z płyty „Iluzja dnia”?

WC: „Kończy się kurs” to prawdziwy rockowy killer. Taki numer z mocnym refrenem, wpadającą w ucho melodią i drapieżnym riffem, który gna do przodu. Kiedy piszesz numery składające się z wielu elementów, w których nie ma presji opowiedzenia historii w konkretnym czasie, nagranie takiego tak intensywnego singla może być dość trudne. Chciałem żeby ten kawałek był moją flagową, radiową kompozycją pokazują mnie jako wszechstronnego kompozytora i artystę.

 

Co według Ciebie jest największą wartością tego albumu? Z czego najbardziej jesteś dumny, jeśli myślisz o utworach, które się na nim znalazły?

WC: Przede wszystkim jego oryginalność i szczerość. Na tej płycie nie ma żadnej kalkulacji. Zrealizowałem 100% swojego planu, nie wsłuchując się w to jak się teraz gra. Ta przekora jest największą wartością mojej muzyki.

Kim są muzycy, z którymi nagrałeś album „Iluzja dnia”? I jak wyglądało znalezienie porozumienia w zespole, jeśli chodzi o proces związany z realizacją nagrania tego materiału?

WC: Zarówno w studiu jak i na scenie towarzyszy mi od kilku lat mój stały zespół: Janek Mitoraj (gitara), Olek Gonsior (perkusja), Klaudia Wachtarczyk (gitara basowa), Krzysiek Walczyk (instrumenty klawiszowe). Zagraliśmy razem wiele koncertów i to zgranie słychać na płycie. W przeszłości lubiłem tasować składami przed każdym nowym projektem. Takie odświeżanie formuły i „uczenie się” nowych osób jest bardzo inspirujące, ale w przypadku „Iluzji dnia” zależało mi na na uchwyceniu chemii, którą wypracowaliśmy w warunkach scenicznych.

Oprócz wspomnianego głównego składu, na płycie wystąpili muzycy, z którymi współpracowałem już w przeszłości: Jacek Szuła (harmonijka ustna), Mateusz Wachtarczyk (trąbka) i japoński klawiszowiec Yoshinoria Kataoka. Mam bardzo specyficzny sposób pracy i spotykam się w studiu z pojedynczymi muzykami. Zespół w zasadzie nigdy nie ogrywa mojego nowego materiału w sali prób. Końcowy rezultat jest zawsze pewną niespodzianką dla całego składu, ale taki mój urok, że robię wszystko po swojemu. 😉

 

fot. okładka płyty

Na ile to, czego słuchasz na co dzień ma przełożenie na Twój proces twórczy? Czy jesteś w stanie to w jakiś sposób ocenić?

 

WC: Na pewno znajduje inspiracje w muzyce, której słucham, ale interesują mnie tak różne rzeczy, że nigdy nie byłem i nie będą kopią swoich ulubionych wykonawców. Nie mam poczucia, że to czego słucham musi być w jakiś sposób spójne, i że powinno pasować do tego jak mnie widzą inni. Zdarza mi się wracać setny raz do moich ulubionych płyt, ale miewam też tygodnie kiedy totalnie zakopuje się w poszukiwaniach nowych brzmień, patentów, rozwiązań. Pewnie nikt mnie oto nie podejrzewa, ale na moich playlistach można złapać dużo polskich raperów. Jestem ogromnym fanem Sokoła – nie przeszkadza mi to absolutnie w słuchaniu progrockowych gigantow w stylu Yes czy King Crimson. Muzykę powinno się dzielić tylko na dobrą i złą.

Jakie są Twoje najbliższe plany związane z albumem „Iluzja dnia”? Czy to prawda, że ukaże się jego winylowa wersja?

WC: Zgadza się, pracujemy nad wydaniem winylowym. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to album będzie już nami na jesiennych koncertach. Ogromnie się cieszę bo winyl to duży prestiż. Sam zbieram płyty i lubię starannie wydane albumy. Jestem przekonany, że „Iluzja dnia” w wersji winylowej będzie zacnym dodatkiem do każdej kolekcji!

Z jakimi trudnościami mierzysz się jako wydawca własnych płyt? Czy w dzisiejszych czasach trudniej jest dotrzeć z własną muzyką do potencjalnego słuchacza?

WC: Łatwiej byłoby powiedzieć z jakimi trudnościami się nie mierzę. Codzienna walka o własny kawałek sceny jest tak sklejona z moim życiem, że nie zawracam już szczególnej uwagi na mury, w które jako artysta uderzam. Żyjemy w czasach ogromnej nadprodukcji muzyki. Równocześnie tyle różnych sił i kapitałów walczy o naszą uwagę, że nie powinno się wiązać liczby wyświetleń/sprzedanych płyt z oceną jakości swojej sztuki. Mam dobrą motywację, muzyka jest moją największą pasją i nawet gdyby nikt nie chciał słuchać tego co robię, to i tak bym pisał, grał, koncertował. Każdy mój projekt lokuje mnie schodek wyżej na tej drabinie, a feedback, który dostaje od słuchaczy czy dziennikarzy utwierdza mnie w przekonaniu, że to co robię jest wartościowe i trzeba to robić dalej.

Jak wygląda odsłona koncertowa albumu „Iluzja dnia”? Czy podczas tegorocznych koncertów będzie można też usłyszeć utwory z poprzednich Twoich płyt?

WC: Tak i nie tylko z moich solowych! Postanowiłem sięgnąć też po kilka numerów, które pisałem wiele lat temu dla zespołu Walfad. Lubię wracać po dłuższym czasie do swoich kompozycji – to trochę jak oglądanie siebie na starych zdjęciach. Czuję jakieś dalekie pokrewieństwo między materiałem z walfadowego „Momentum”, a „Iluzją dnia”. Set, który zaprezentujemy na jesiennej trasie będzie interesujący zarówno dla moich starych fanów jak i tych nowych. Graliśmy już ten program na żywo i wiem, że moje nowe numery to koncertowa petarda. Koniecznie śledźcie newsy na moim fanpeju, po wakacjach widzimy się pod sceną!

 

Leave a Reply