„Nie da się słuchaczowi wmówić, czego ma słuchać” – Margaret [WYWIAD]

„Siniaki i cekiny” to nowa era popu Margaret. Nu-pop jakiego wokalistka jeszcze nie śpiewała. O długiej, często niełatwej drodze, która doprowadziła ją do obecnego miejsca, mieliśmy okazję porozmawiać z artystką. Zapraszamy na nasz wywiad z Margaret.

fot. materiały prasowe

Najpierw chciałbym, żebyś opowiedziała o winylowym wydaniu płyty „Siniaki i cekiny”, będące jedynym fizycznym nośnikiem, bo album nie ukazał się na CD.

Myślę, że wydanie winylowe jest bardzo dobrze dopracowane. Przede wszystkim są to dwie kolorystycznie różne płyty winylowe, bo cały album jest podzielony na dwie części, co odnosi się do tytułu „Siniaki i cekiny”. Cała sesja zdjęciowa została wykonana pod winyl. Przy tej okazji muszę wspomnieć o ludziach, z którymi uwielbiam współpracować – teamwork jest dla mnie bardzo ważny. Na zdjęciach zdobiących ten winyl oprócz mnie znajdują się wszystkie osoby, pracujące przy tym projekcie. Oni są pochowani w różnych światłocieniach i czasem sama odnajduję ich tam na nowo (śmiech).

Chyba w ogóle dobrymi ludźmi się otaczasz? Czy to są ludzie, których sama znajdujesz, czy częściej stają oni przypadkiem na Twojej drodze?

Wiesz, ja już robiłam w życiu duże projekty i osiągałam znaczące sukcesy. Nie smakują one jednak tak dobrze, jeśli nie do końca masz z kim je świętować. Dlatego to, co teraz robię, całkowicie doceniam przez pryzmat ludzi, z którymi współpracuję. Proces dobierania właściwych ludzi jest długotrwały, bo fajnie, gdy zawodowo dobrze się dogadujemy, ale też tak zwyczajnie po ludzku łączy mnie z kimś więź. Po latach jestem w miejscu, gdy czuję, że to wszystko się wyklarowało, że znalazłam właściwych ludzi, z którymi tworzę team.

W takim razie jak wspominasz swoje początki? Czułaś się trochę zagubiona, właśnie przez niepewność związaną z doborem odpowiednich ludzi?

Moje początki to był wielki chaos. Przez kilka pierwszych lat próbowałam w tym wszystkim odnaleźć siebie. Przecież od samego początku narzucone miałam ogromne tempo związane z pracą. Takie szybkie życie, przemieszczanie się z jednego miejsca na drugie, brak czasu na złapanie oddechu powoduje, że nie masz nawet możliwości znalezienia odpowiednich ludzi, z którymi stworzysz zgrany zespół. W tym wszystkim próbowałam jedynie przeżyć każdy dzień, odhaczając kolejne rzeczy. Przez to brakowało czasu na głębsze znajomości.

Która z Twoich płyt była tym pełniejszym odzwierciedleniem Ciebie poprzez wartościowych ludzi, których spotkałaś na swojej drodze?

Przełomową i może nawet najważniejszą płytą była „Gaja Hornby”, bo tutaj się wiele ze mnie wylało. Wcześniej byłam zamknięta w pewnym świecie – mówiono mi wtedy, że trzeba coś tworzyć tak, a nie inaczej, bo tak się aktualnie robi piosenki. Ten album był więc wyrwaniem się z takiego myślenia i schematu, według którego żyłam. Później na albumie „Maggie Vision” pojechałam jeszcze mocniej, szczególnie jeśli chodzi o teksty. To była moja buntownicza era i wiele przy tej okazji mogłam z siebie wyrzucić. Nie jest to płyta, którą do końca lubię, bo bywa bolesna.

 

fot. materiały prasowe

W jaki sposób teraz wygląda Twój proces tworzenia, gdy nie masz tego obciążenia, że coś musisz stworzyć według czyichś oczekiwań? I jak to wyglądało przy nowej płycie „Siniaki i cekiny”?

Proces tworzenia jest zawsze inny. Przy „Siniakach i cekinach” pomyślałam sobie, że chcę połączyć moją zajawkę związaną z podróżowaniem z pisaniem piosenek. I my ten album nagraliśmy w czterech różnych miejscach, czyli na Teneryfie, później w Andaluzji, w Londynie i w Polsce, zaszywając się gdzieś w lesie. Przy tym całość powstała w atmosferze zabawy, przyjaźni i silnej więzi z moją paczką ludzi. Dla mnie te podróże były inspirujące, bo wyrwanie się z codzienności – bez rozmyślania o zapłaceniu rachunków za prąd czy naprawie pękniętej rury – sprawia, że inaczej podchodzi się do procesu tworzenia.

Czy takie wrzucenie na zupełny luz nie sprawia znów, że proces tworzenia się spowalnia, bo więcej czasu spędzacie na przyjemnościach?

Pod tym względem jesteśmy strasznymi nudziarzami (śmiech). Zupełne oddanie się zabawie nie wchodzi w grę. Po co iść do klubu i słuchać czyjejś muzyki? Dla nas najlepszą imprezą jest poświęcenie czasu na nagranie czegoś nowego.

Jednak ten luźniejszy klimat jest wyczuwalny na nowej płycie „Siniaki i cekiny”, bo więcej tutaj swobody tekstowo-muzycznej. Zgodzisz się z tym stwierdzeniem?

W sumie tak. Wiele rzeczy wyklarowało się jednak w trakcie tworzenia i to bez żadnych założeń. Dzięki temu „siniaki” są ejtisowe, a „cekiny” bardziej funkowe. Później uczepiłam się tego, bo chciałam rozluźnienia, ale w takich stylach, które gdzieś na końcu połączą się ze sobą w obrębie jednej płyty. I to się chyba udało.

Czy podczas tworzenia tego projektu spadło na Ciebie więcej cekinów, czy bardziej zebrałaś sporą ilość siniaków? Jak ten dualizm przekłada się na Twoje życie?

Chciałam na tej płycie pokazać, że jedno i drugie, to jest to samo – cekiny są siniakami, a siniaki, to właśnie takie cekiny. Przecież bez jednego nie byłoby drugiego. Zdaję sobie sprawę, że to co mówię, pachnie jak przemyślenia Paolo Coehlo – na zasadzie, żeby wyjść trzeba wejść (śmiech). Uważam jednak, że w życiu takie oczywistości są najważniejsze. Czuję, że gdybym nie miała swojej ery cekinów, gdzie pojawiło się moje wielkie ego, to bym później nie upadła. Dlatego traktuję obie skrajności, jako jedną całość. I wiem, że każdy etap w moim życiu był ważny, stąd dualizm albumu „Siniaki i cekiny”. Po 10 latach działalności artystycznej doszłam w sumie do prostych, ale jakże istotnych dla mnie wniosków.

Czy przez te lata pojawiły się siniaki, które długo musiałaś leczyć?

Niektórzy oceniają mnie w kontekście koncertów, twierdzą, że nie umiem śpiewać, co jest krzywdzące. Przyznaję, że miałam kilka złych telewizyjnych występów, które ciągnęły się za mną przez długi czas. Tylko czy to była moja wpadka? A może realizatora dźwięku? To rzuciło światło na moją karierę. Wiem, że na tym polu mam jeszcze wiele do udowodnienia, ale to nie jest dla mnie problem, bo lubię wyzwania. Uważam, że udało mi się to pokazać poprzez projekt „MTV Unplugged”, który jest moim spełnieniem muzyczno-bandowym. Wszystko tam przecież było nagrane „na setkę”.

 

fot. okładka płyty

Czy to znaczy, że za każdym razem myślisz projektowo, nawet jeśli na początku nie przychodzi pomysł na szerszą koncepcję nowego albumu?

Za każdym razem, gdy tworzę coś nowego, to mam rozkminę na wielu poziomach. Od wizerunku – bo włosy wiadomo (śmiech) – aż po czcionkę, którą użyję, podpisując nowe piosenki. Lubię wiedzieć, jakimi kolorami chciałabym się otaczać przy danym projekcie. Przy „Siniakach i cekinach” bardzo ważny jest taniec – on staje się wręcz symbolem tego albumu, co widać chociażby w teledyskach. Wizualna strona jest dla mnie ważna, nie tylko jeśli chodzi o mój wygląd, ale właśnie z tej strony artystycznej, czyli jakie muzyka wyzwala we mnie obrazy. Przed trasą koncertową wymyślam też jej oprawę, bo wszystko dla mnie ma znaczenie.

A skąd wzięła się fascynacja muzyką z lat 80., która jest wyczuwalna na Twojej nowej płycie?

Współcześnie wraca dużo muzyki ejtisowej, więc jest ona mocno obecna w różnych odsłonach artystycznych. Kiedyś ta muzyka była trochę obciachowa, szczególnie w latach 90., a teraz jesteśmy już bardzo daleko od tamtego czasu, więc inaczej na nią patrzymy. Zauważ, że obecnie lata 2010 w muzyce nie są jeszcze cool, ale może za jakiś czas będzie ona w jakimś aspekcie fajna? Wszystko zależy od tego, co z tego wyciągniemy dla siebie. Po „Maggie Vision” czułam, ze znów zaczynam się kręcić w jednym miejscu i wtedy zaczęłam poszukiwać nowego brzmienia. Nie chciałam się powtarzać, a z tej powtarzalności wyrwał mnie utwór „Niespokojne morze”. Wtedy wiedziałam, że jestem w innym miejscu. Później rozpoczęłam eksperymentowanie na tym polu, przetwarzając te wszystkie ejtisowe dźwięki na swój sposób. Przecież przyspieszony na bicie kawałek „Catch Me If You Can”, to tak naprawdę miszmasz różnych rzeczy.

Zaskakuje Cię jeszcze to, że jakiś Twój numer staje się przebojem? I jak to było w przypadku piosenki „Tańcz głupia”?

Zaskakuje mnie, jeżeli nie jest (śmiech). Pewnie są jakieś ruchy, które mogą Cię przybliżyć lub oddalić od rozgłośni radiowych. Przecież płyta „Maggie Vision” była daleko od radia, bo już samo śpiewanie gęstym tekstem i używanie pewnego słownictwa jest zupełnie nie po drodze z rozgłośniami. Koniec końców jest to wciąż nieprzewidywalne. Nie wiem nigdy, co tak naprawdę się przyjmie, nawet przy dużym planie promocyjnym. Poza tym żyjemy w czasach, gdy nie da się słuchaczowi wmówić, czego ma słuchać. Przy takiej ilości muzyki? Nie ma mowy. Co ciekawe, numer „Tańcz głupia” zupełnie mi się nie znudził.

Czujesz, że jeszcze jakiś kawałek z tej płyty zasługuje na to, żeby być takim przebojem jak „Tańcz głupia”?

Na pewno takim utworem jest „Miłego lata”. Prawie każda laska przed latem zrywa z facetem. Lubię klimat tego kawałka, bo płynie przyjemnie wraz ze słowami. Dla mnie osobiście ważna jest „Daleka północ”, gdyż uważam, że jest to jeden z lepszych numerów, jakie w życiu stworzyłam. Bardzo lubię „Margaritę”, czyli taką frywolną propozycję na lato…

 

Śpiewasz o „Dalekiej północy”, ale przecież sama uciekłaś na południe Europy, bo obecnie mieszkasz w Hiszpanii. O co chodzi z tymi Twoimi przeprowadzkami?

Sama się zastanawiałam, o co mi chodzi, że cały czas jestem w ruchu i muszę zmieniać miejsce zamieszkania. To się pewnie nazywa ADHD – zdiagnozowano, zatwierdzono i tak jest. Idąc za tekstem jednej z piosenek na nowej płycie „dalej biegnę / I chyba to jest piękne / Piszę tę piosenkę / Bo coś się burzy we mnie ostatnio codziennie” (red. „Dalej biegnę”).

Czy życie w Hiszpanii pozwala Ci złapać oddech od tego, co dzieje się w Twoim życiu w Polsce?

Tam prowadzę normalne życie i to jest dla mnie mega ekscytujące. Rano wstaję, zagadam z sąsiadką, potem idę na plażę na spacer z moimi pieskami. Próbuję się uczyć języka hiszpańskiego, a to bywa dla mnie trudne. Angielski jest dla mnie naturalny, a tutaj muszę się bardziej wysilić, żeby coś zrozumieć. Weszłam znowu na tor nauki, co jest dla mnie w moim wieku trochę dziwne. Znów odrabiam prace domowe (śmiech).

Wspomniałaś przy piosence „Miłego lata”, że dziewczyny zrywają z facetami przed wakacjami, ale Ty jesteś już długo ze swoim mężczyzną, co nawet przypieczętowaliście ślubem w Peru. Czy to długotrwałe szczęście wynika z tego, że Piotrek także jest artystą i zajmuje się muzyką?

Myślę, że tak. Obserwuję relacje innych ludzi, znajomych i ich koleje losu. Po wielu latach niektórzy się rozstają, bo okazuje się, że niewiele już ich łączy, nie mają wspólnych pasji. Każdy ma inną pracę i wychodzi na to, że mówią o różnych rzeczach, aż w końcu przestają znajdować porozumienie na wielu płaszczyznach… i wtedy następuje koniec. A my idziemy wspólną drogą, nam się buzie nie zamykają, wciąż mamy o czym rozmawiać. Chociaż wiesz, gdyby on mi zaczął gadać o samochodach, to nie mielibyśmy wspólnych tematów. Poza tym w naszym życiu też iskrzy, ale ostatecznie spaja nas wspólna pasja, jaką jest muzyka. Piotrkowi też wiele zawdzięczam, on mnie wiele nauczył – to dzięki niemu zaczęłam lepiej pisać w języku polskim.

Miewasz czasem tak, że słyszysz jakiś numer swojego ulubionego artysty i myślisz sobie – „że też ja na to nie wpadłam”? Słuchanie muzyki innych artystów jest w ogóle dla Ciebie inspirujące?

Ile razy tak miałam (śmiech). Kreując własną rzeczywistość jesteśmy otuleni inną twórczością i możemy się nią inspirować, nawet o tym nie wiedząc. Wiele rzeczy dzieje się nieświadomie, więc idąc do studia, nie zastanawiam się, że jakiś utwór powstaje pod wpływem czegoś innego. Podczas procesu tworzenia nie myślę, że coś fajnego usłyszałam, to zróbmy coś na tej samej zasadzie. Czasem się tak robi, ale ja nie nagrywam w ten sposób, bo to nie miałoby dla mnie sensu. Co nie znaczy, że moje wybory nie powstały pod wpływem czegoś, co kiedyś usłyszałam. W końcu jesteśmy ulepieni z rzeczy, które nas otaczają.

Przy albumie „Maggie Vision” mówiłaś, że pozwoliłaś sobie poruszyć tematy, których wcześniej nie podejmowałaś. Czy przy albumie „Cekiny i siniaki” udało Ci się powiedzieć coś pierwszy raz?

Przy tamtej płycie nie używałam metafor, waliłam prosto z mostu. Na nowym albumie jest już inaczej, bo pojawia się całkiem dużo niedopowiedzeń. Tym razem nie chciałam mówić o wszystkim wprost, przez co te piosenki są również bardziej popowe. Na „Cekinach i siniakach” uwielbiam moce meteorologiczne, dlatego pojawiają się deszcze i mgły. W ogóle jestem meteopatką, a pogoda ma dla mnie ogromne znaczenie. Natomiast teraz nie miałam ochoty wyrzucać z siebie złości, bo moja buntownicza era została zamknięta na „Maggie Vision”. Tam się pod tym względem spełniłam, co nie znaczy, że obecnie nic mi nie doskwiera.

Często pozwalasz sobie na to, żeby wylogować się z życia, tak jak śpiewasz w utworze „Wyłącz internet”?

Staram się siebie do tego zachęcać. Nie wiem czy zauważyłeś, ale wszystko w tym necie wydaje się realne, ale też bycie anonimowym daje możliwość tego, że niektórzy pozwalają sobie tam na znacznie więcej niż w prawdziwym życiu. Ktoś napisze jakąś przykrą rzecz pod Twoim adresem, a Ty potem cały dzień masz zepsuty, bo myślisz o tym. Czy ten ktoś miał w ogóle powód, żeby tak napisać? A może to jakiś bot? Nie wiesz tego, ale i tak to Ciebie dotyka. Dlatego wyłączenie internetu sprawia, że znikają wszystkie wspomniane problemy. Przecież nigdy nie spotkałam się na żywo, żeby ktoś do mnie podszedł i powiedział – „Margaret, ale się staczasz”. A w internecie tak pisali, co podkręcały media plotkarskie i ja nawet próbowałam z tym walczyć. I po co? Wtedy wystarczyło tylko wyłączyć neta.

Unikasz już wywiadów dla portali plotkarskich?

Trochę ich unikałam, ale zdałam sobie sprawę, że nie chcę się przed nimi chować, bo wyglądało to tak, jakbym się ich bała. A ja się ich nie boję. Chcę mieć dobre poczucie sama ze sobą, że nic nie ukrywam, bo jestem taka jak wszyscy inni. Miewam gorsze dni, czasem gorzej wyglądam, wyskakują mi pryszcze i co z tego? Czasem rozmawiam z tymi portalami, żeby uchronić moich bliskich. Moi rodzice są nauczycielami i jeśli będę unikać konfrontacji, to pojawią się plotki, które ich dosięgną. Dlatego chcę im tego oszczędzić. Nie chcę również czuć się zaszantażowana, że ktoś wyrwie jakieś zdanie z kontekstu. Przestałam się bać.

Rozmawiał: Łukasz Dębowski

 

 

Leave a Reply