“GIVE UP!” to tytuł albumu grupy WORMS OF SENSES. Wokalistę, gitarzystę i autora tekstów, czyli Michała Maślaka możecie kojarzyć z zespołów Searching For Calms i Fair Weather Friends. Płyta ukazała się 22 marca pod naszym patronatem medialnym, a poniżej prezentujemy recenzję tego wydarzenia.
Recenzja płyty „GIVE UP!” -Worms of Senses (Music Corner Records, 2024)
To, co wydarzyło się na albumie „GIVE UP!” można w szerszym wymiarze nazwać kreacją artystyczną. I to nie tylko poprzez różnorodność muzyczną, ale swego rodzaju niepowtarzalność wynurzoną z wokalnych zniekształceń oraz niepokojącego nastroju, który udało się stworzyć przy okazji nowej płyty sosnowieckiego zespołu Worms of Senses. Do tego dochodzi rockowa energia oparta na eksperymencie, pozwalającym ściągnąć z ich muzyki jakiekolwiek łatki. A wszystko jakby miało swój początek w improwizacji, z której zrodziło się coś niepowtarzalnie ciekawego.
Na pewno dużą rolę w poczynaniach zespołu ma doświadczenie wszystkich muzyków, udzielających się w takich projektach jak Searching For Calm, Fair Weather Friends, ARRM, 52um, Æther Ctrl czy Fonogon. Nowy projekt, to jednak inna wizja oparta nie tylko na rzemiośle, ale ogromnej wyobraźni twórczej, gdzie produkcja nie budzi skojarzeń z pseudo alternatywnymi tworami, usilnie chcącymi wbić się do mainstreamu. W muzyce Worms of Senses jest więc indywidualna strategia, która zbliża ich w stronę awangardy, co nie pozwala im stać się przebojowym bandem, mającym jedynie za zadanie wskoczyć na radiowe playlisty.
Stąd w ich muzyce odnajdziecie myśl Dawida Bowiego („Klocklan Evla„), ale też wyraz post grunge’owych wyjadaczy, gdzie energia stapia się z indie rockowymi naleciałościami („Me And Me„). Więcej tu brudnych motywów, które formułują muzykę bandu w sposób bardziej wyrafinowany, nawet jeśli dostajemy silny cios gitarowy niesiony na równi z potężnie prezentującym się wokalem (mocarny „Tiger„).
Pomimo podążania w taką stronę, nie odnajdziemy w kompozycjach przeciążenia, jakiegoś przeładowania, również pod względem emocjonalnym. Wszystko zostało odpowiednio wyważone, stając się przystępną w swej formule „atrakcją muzyczną”, wraz z którą udało się przemycić odrobinę tanecznej (psychodelicznej) dynamiki („Disco Freud„). Zresztą siła ciężkości się zmienia, jakby celowo dekonstruowano założenia mogące kojarzyć się z czymś w zbyt czytelny sposób.
Na początku albumu dostaliśmy lżejsze propozycje, by pod koniec załapać się na bardziej esencjonalne pod względem gitarowym motywy. Improwizacja wydaje się kolejną ważną częścią całości, bo warto zauważyć, że w większości przypadków brakuje melodycznego pierwiastka, który prowadziłby całość. To pokazuje, że więcej na tej płycie muzycznego szaleństwa, a nie banalnego formułowania utworów pod względem piosenkowym. Chyba to można uznać za jej ostateczną siłę, która nie pozwala nam się znudzić tym materiałem nawet po wielokrotnym odsłuchu.
Tym bardziej, że wokalista także zmienia swój głos, pokazując swoje szerokie możliwości – śmiem nawet stwierdzić, że wokalnie Michał Maślak nigdy nie był aż tak wszechstronny. Dlatego jeśli ktoś szuka wyraźniej urzeczywistnionych kawałków, to powinien poszukać czegoś innego, bo Worms of Senses uciekają od oczywistych rozwiązań (pokazuje to już numer „Body„).
Zespół tworzą wspomniany Michał Maślak (wokale, gitary, synthy), Rafał Miciński (bas, fx) i Piotr Jeziorko (perkusja, synthy, pady) i jak się okazuje, trio może mieć niekiedy więcej do powiedzenia niż bardziej rozbudowany skład. W tym przypadku liczy się pomysł i idea związana z jego realizacją. Dlatego nie znajdziemy na płycie „GIVE UP!” odtwarzania, bo to zdecydowanie kreowanie własnej rzeczywistości. I to takiej niezwykle wciągającej, niepowierzchownej, czasem wręcz zjawiskowej.
Nieźle się niesie ich muzyka i niech tak zostanie, co zresztą będzie można skonfrontować na koncertach. Choć trzeba przyznać, że niełatwo im będzie wyważać drzwi, by pokazać szerszej publiczności, to co stworzyli. A może jednak się mylę?
Łukasz Dębowski