Za albumem “Maze” kryje się nowy projekt gitarzysty Andrzeja Gondka. Utwory zostały nagrane jako trio, a gościnnie na płycie pojawili się także Paweł Tomaszewski i Robert Kubiszyn. Za ten album twórca otrzymał w 2023 roku nagrodę Fryderyka za Fonograficzny Debiut Roku, a poniżej można znaleźć naszą recenzję tego wydarzenia.
fot. okładka albumu
Recenzja płyty „Maze” – Andrzej Gondek Trio, Paweł Tomaszewski (2023)
Choć „Maze” jest autorskim albumem Andrzeja Gondka, to nie można pominąć wszystkich muzyków (w tym gości), którzy ukształtowali cały materiał w sposób specyficzny dla tego projektu. W jego nagraniu wzięli udział wybitni artyści, posiadający nie tylko szeroko rozwiniętą wizję artystyczną, ale też umiejętność inspirującego współpracowania ze sobą, tworząc przy tej okazji niezwykle wymowny styl. To sprawia, że dostaliśmy kompozycje naładowane czymś zupełnie znamiennym tylko dla tego wydarzenia.
Nie można więc pominąć wszystkich, którzy w sposób znaczący wywarli wpływ na to, co dzieje się w tych kompozycjach. Materiał został nagrany przez Andrzeja Gondka ze Sławomirem Kurkiewiczem (bas) i Pawłem Dobrowolskim (perkusja). Gościnnie zagrali Paweł Tomaszewski w trzech utworach (instrumenty klawiszowe) i Robert Kubiszyn w jednej propozycji (moog bass).
Pomimo różnorodności, wręcz pewnego eklektyzmu gatunkowego, udało się na tej płycie stworzyć muzyczną odrębność, która w jakiś sposób określa poczynania gospodarza. To świadczy, że Gondek trzymał na wszystkim pieczę, zaznaczając przestrzeń artystyczną na własnych zasadach. Dlatego choć wiele tu nie tylko jazzowych odniesień, to udało się wytworzyć charakterystyczny dla tego projektu klimat. A ten zmienia się w obrębie niemal każdej kompozycji w tylko dla siebie specyficzny sposób.
Stąd odnajdziemy w tym elementy klasycznego jazzu, odrobinę fusion, nawet awangardy, ale także namiastkę rockowej ekspresji i bluesa. Potwierdza to chociażby „Blues Break” z euforycznie wyzwolonymi gitarami i świetnie podprowadzoną perkusją. Zresztą rzadko w tych propozycjach występuje spiętrzenie instrumentalne, raczej każdy z muzyków może odnaleźć swoją przestrzeń, uwypuklając indywidualne pomysły. Co nie znaczy, że nie udało się wyzwolić zupełnie zaskakującej dynamiki („African Sunrise„).
Do tego dochodzą ciekawe harmonie „wytłoczone” chociażby dzięki instrumentom klawiszowym przez Pawła Tomaszewskiego („Pungee„). Punktem kulminacyjnym wydaje się jednak trwający ponad 7 minut „Big J” (zjawiskowe budowanie nastroju). No i ten przyjemny, wręcz osobliwy nastrój w „Mellow Mood„.
Ogromne zrozumienie idei sprawia, że każdy z muzyków zostawił na albumie „Maze” dużą część własnej wrażliwości. Dzięki temu całość prezentuje się nie tylko doskonale pod względem brzmienia, ale także emocjonalności, mogącej przyciągać uwagę nawet mniej obytego z taką jazzową formą słuchacza. Ambitnie, czasem zupełnie niestandardowo, ale w jakimś sensie na tyle przystępnie, że chce się tego słuchać po wielokroć. Ostatecznie należy to uznać za dodatkową wartość całego, solidnie określonego muzycznie wydarzenia. Dlatego już teraz warto czekać na kolejną część tej muzycznej historii, którą przedstawił nam Andrzej Gondek. Tym bardziej, że jego deskrypcja gitarowa bywa fenomenalna.