„Ja kocham Śląsk mój” to muzyczna wizytówka Górnego Śląska, którą zaprezentowała Kasia Kokoryn. Z tej okazji porozmawialiśmy z wokalistką o urokach Śląska, muzyce i dalszych planach artystycznych.
fot. materiały prasowe
Jaka była geneza powstania Twojego utworu „Ja kocham Śląsk mój”? Czy od razu wiedziałaś, że chcesz nagrać singiel o Śląsku?
10 lat temu przypadkiem znalazłam w przysłowiowej „szufladzie” mojego taty liryk „Ja Kocham Śląsk Mój…” i zauroczyłam się tą prostotą i subtelnością. Mój tata, Ślązak z dziada pradziada (drzewo genealogiczne zaprowadziło nas do 18 wieku, dalej już brakuje dokumentów😊) jednak głównie znany jest ze znakomitych, często prześmiewczych, inteligentnych tekstów po śląsku. Jako kabareciarz, często komentował sytuacje polityczną. Ja Kocham Śląsk Mój jest inny – to ukazanie jego wrażliwości i autentycznej miłości do jego hajmatu. Chociaż… w oryginalnym wierszu jest jeszcze jedna zwrotka, która ukazuje jego satyrycznego pazura, ale zabiera uwagę od pięknego przekazu, więc nie znalazła się w utworze: Ja kocham Śląsk mój i Wam zdradzę. Że w głowie mi się to nie mieści. By byle jakie mierne władze. Mogły by nam go unicestwić.
W tym samym czasie, w magicznym miejscu na mapie Katowic „Old Timers Garage”, tata obchodził swoje 40 lecie artystyczne. Ja pomyślałam, że to dobra okazja, aby zrobić mu niespodziankę i zinterpretować jego tekst w sposób dla niego nieoczywisty. I tak się stało – ze znajomym muzykiem, Szymonem Suchoniem, który przygotował pierwotną wersję pianina, uknuliśmy „spisek” i pojawiłam się na scenie.
Czy pisanie piosenek przychodzi Ci łatwo? Dużo czasu poświęciłaś temu utworowi, żeby spełniał Twoje oczekiwania?
Piosenki przychodzą do mnie same. W różnych momentach. Czasem mi się śnią i o ile uda mi się wtedy jeszcze świadomie wybudzić i nagrać to, co słyszałam, na dyktafon, to dobrze. A tak bywa – wtedy uciekam szybko do łazienki nocą i próbuję cichuteńko śpiewać, by się nagrać i nikogo nie zbudzić przy okazji. Czasem słyszę jakieś dźwięki i od razu uruchamia mi się w głowie melodia i kilka słów. Właściwie zawsze, gdy słyszę dźwięki, od razu mam karuzelę inspiracji w głowie!
A czasem coś zobaczę, poczuję i… zamieniam to w muzyczną historię. Utwór „Mama” napisałam, jadąc pociągiem do Olsztyna, gdzie od 3 dni, u dziadków, czekała na mnie moja mała córcia. To było chyba nasze pierwsze dłuższe rozstanie. Muzyka jest dla mnie sposobem wyrażenia emocji. To nie jest tak, że w kilka minut powstaje wersja piosenki, którą inni usłyszą, ale powstaje szkielet, zarys. Cała reszta to efekt dalszych inspiracji, przemyśleń, dyskusji i synergii, jaka się tworzy między mną, a muzykami, z którymi współpracuję. Jedno jest pewne – nieodzownym elementem jest dla mnie dyktafon. Bez tego urządzanie nie funkcjonuję.
W przypadku „Ja Kocham Śląsk Mój” najwięcej czasu poświeciłam chyba eksperymentowaniu. Ja miałam wiele pomysłów na tę piosenkę i chętnie nagrałabym jeszcze z trzy wersje… Nie było mi łatwo finalnie się zdecydować i odpuścić, ale dzięki cudownym ludziom wokoło – Marcinowi, Jackowi Maślance z Voice Impact i Jankowi Gałachowi, a przede wszystkim Krzyśkowi Olechowskiemu z Capital Music – postawiłam kropkę nad i. Bez odpuszczenia jest trudno, bo każdy muzyk i wokalista jest w ciągłym procesie rozwoju i już dzisiaj mam kolejne pomysły na to, jak można ten utwór zrobić inaczej.
Oprócz Ciebie za muzykę do piosenki „Ja kocham Śląsk mój” odpowiada Marcin Krajewski. Jak doszło do Waszej współpracy i dlaczego zdecydowaliście się razem tworzyć?
Marcina poznałam 1,5 roku temu dzięki Krzyśkowi Olechowskiemu z Capital Music. Krzyśka poznałam zresztą niewiele wcześniej i do dziś jestem sobie i jemu wdzięczna, że tak się stało! Początkowo zgłosiłam się do Marcina by uczyć się grać na pianine i zrobić wspólnie utwór „Mama”, ale… okazało się, że Marcin jest tak zdolnym pianistą, o tak szerokich umiejętnościach i nieszablonowych pomysłach, że po prostu „zagrało”. Ja byłam zachwycona tym, co robi z muzyką i jak wykorzystuje pianino i spodobało mi się, że choć mamy odmienne wizje, to cel jest wspólny. Dzięki tej odmienności Marcin mnie inspiruje i tez rzuca wyzwania i mam nadzieję, że działa to w druga stronę!
Najważniejsze jest to, że Marcin lubi eksperymentować i jest otwarty na pomysły wszelakie, a ja takich mam sporo. Ostatnio zaczęliśmy pracę nad utworem „Jutro znowu jest dzień” i jak zaczęłam Marcinowi tłumaczyć co słyszę i gdzie, to ze spokojem słuchał, choć czułam, że zaraz powie „to za bardzo przekombinowane… nie nie…”. I powiedział, ale też spróbował i… poszliśmy nawet kilka kroków dalej. Marcin w tym roku nagrywa swoją debiutancką płytę i ja tylko mam nadzieję, że czas pozwoli mu by skończyć i mój album.
W tej piosence można usłyszeć wirtuoza skrzypiec – Jana Gałacha? Jak to się stało, że nawiązaliście kontakt, co potem zaowocowało jego udziałem w tym utworze?
Z Jankiem poznaliśmy się dziesięć lat temu, jeśli dobrze pamiętam, w trakcie jego cudownego koncertu w Leśniczówce – legendarnym miejscu na mapie bluesa na Śląsku. Jak usłyszałam, jak Jan gra na skrzypcach, to pokochałam ten instrument. Już wtedy marzyłam o tym, by kiedyś zagrał i do mojego utworu, ale ja jeszcze nie byłam gotowa na realizację moich muzycznych planów. Wiesz, ja miałam wtedy wrażenie , a dzisiaj już pewność, że dla Jana skrzypce są po prostu częścią jego ciała, instrumentem, który jest w nim, i z którym jest scalony. I dźwięki, które tworzy na skrzypcach powstają z taką samą łatwością, z jaką inni oddychają. To oczywiście jest nie tylko niebywały talent, ale również szlifowane latami umiejętności. Bo to jest przecież tak, jak ze śpiewaniem – uczymy się tego narzędzia, żeby móc swobodnie przekazać to, co chcemy. A im lepiej je znamy, tym piękniejszy to i prawdziwszy to przekaz.
I w lipcu ubiegłego roku, gdy zdecydowałam się wydać „Ja Kocham Śląsk Mój”, po prostu do Jana napisałam i zadzwoniłam, czy chciałby wziąć w tym udział. Na szczęście odpowiedział „bardzo chętnie” . Oczywiście dałam Jankowi wolną rękę. I to też jest we współpracy z nim niesamowite – ja nie musiałam nawet niczego mówić. Pamiętam, że nagrywaliśmy skrzypce w Studiu Radia Katowice (oboje jesteśmy Ślązakami: ) ) i to był dla mnie bardzo wzruszający moment, bo wtedy zrozumiałam, że te charakterystyczne skrzypce nie będą dodatkiem do tej piosenki, ale jej nieodzownym elementem.
To, że Jan zagrał w tym utworze, to dla mnie też zaszczyt i dziękuję mu za zaufanie. Jest muzykiem wybitnym, wielokrotnie nagradzanym. I nie tylko przecież gra na skrzypcach (na gitarze, mandolinie i śląskim wszabrecie też 😉), ale ma swój zespół Jan Gałach Band, komponuje, aranżuje i produkuje. W ubiegłym roku wydał EPkę z 5 utworami zapowiadającymi jego najnowszą płytę „Dreamer” i łamie nią stereotypy, łączy nostalgię, muzyczne tradycje z lekką nonszalancją. I tytułowy utwór z tej płyty to mój numer jeden!
Co według Ciebie jest największą wartością utworu „Ja kocham Śląsk mój”? Czy jest coś, za co szczególnie lubisz tę piosenkę?
Tak, za odczarowywanie Śląska i za to, że wiele osób spoza tego regionu wraca do mnie mówiąc, że nie wiedzieli, iż na Śląsku jest tak malowniczo i nowocześnie. I za to, że ta piosenka też mi pozwala pokazać dumę z bycia Ślązaczką w pozytywnym przekazie. Na co dzień współpracuję z osobami różnorodnymi, z różnych krajów, kultur, regionów i bardzo cenię sobie, że nasza siła tkwi właśnie w różnorodności i tym, jaką piękną jedność tworzy. A dodatkowo lubię ją za to, że wiele mnie nauczyła o procesie produkcji muzyki i pokazała, że można połączyć muzyków z różnych „światów” . I tu ogromna zasługa Krzyśka z Capital Music, który dzielnie i cierpliwie tłumaczył, wyjaśniał i doradzał.
A za co kochasz Śląsk i ludzi tutaj żyjących?
Za relacje, za szacunek do swoich korzeni, kultury. Za otwartość na nowe i na innowacyjność. A dodatkowo za etos pracy i rodziny. Mimo, iż obecnie wielu Ślązaków pracuje w różnorodnych branżach, to jednak i mój tata i ojcowie czy dziadkowie wielu moich znajomych i przyjaciół mają doświadczenie pracy na kopalni, czy w ratownictwie górniczym lub po prostu ciężkiej pracy fizycznej. Z tego doświadczenia, jak również z naszej śląskiej historii, zrodziła się pokora i determinacja, a także poczucie przynależności do grupy.
A prozaicznie – ze Śląska wszędzie jest blisko. Ja kocham góry i podróżowanie. Będąc na Śląsku, można spontaniczne wsiąść w samochód i w godzinę znaleźć się na szlaku w Beskidach, w niecałe 3 wędrować po Tatrach, a po 7 eksplorować Alpy Austriackie. No, a dzięki autostradzie jazda do Sopotu zajmuje niewiele więcej niż z Warszawy. 😊
fot. materiały prasowe
Ważną częścią tego singla jest tekst, który napisał Twój tata – Marian Makula. Czy od początku wiedziałaś, że chciałbyś zaśpiewać jego tekst?
Tak, tak jak już mówiłam – chciałam aby ten tekst wybrzmiał lirycznie i nostalgicznie. A dla mnie to też pewne wyróżnienie, że mogę w jakiś sposób kontynuować jego pasje i tym mianownikiem są właśnie słowa jego autorstwa. Tym bardziej, że w tym roku tata obchodzi 50-lecie działalności artystycznej i na finał czeka nas wspaniały benefis w Teatrze Impresaryjnym w Rudzie Śląskiej, 30 sierpnia. I, jak na mojego tatę i Ślązaka przystało, poza ucztą teatralno-muzyczną będzie i uczta kulinarna! Całość potrwa kilka godzin, a szczegóły można znaleźć na moich social mediach i stronach Teatru Górnośląskiego.
Czy piosenka „Ja kocham Śląsk mój” zdradza, w jakim kierunku muzycznym będziesz dalej podążać?
I tak i nie. Myślę, że największym wyzwaniem będzie dla mnie właśnie podjęcie decyzji, jak ma brzmieć finalnie mój debiutancki album, bo jest tyle rzeczy, które chciałabym przekazać… Zdecydowanie jest to piosenka autorska o zabawieniu rozrywkowym, ze słyszalną inspiracją musicalami. Z jednej strony chciałabym, aby było bardzo kameralnie, a drugiej w trakcie procesu tworzenia dochodzą nowe pomysły… Myślę, że będzie tak, że niektóre utwory będą nagrane po prostu w dwóch wersjach. Uwielbiam brzmienie akustyczne, uwielbiam brzmienie intymne, gdy wokalowi towarzyszy tylko pianino lub gitara, a jednocześnie ekscytuje mnie szersze instrumentarium. To jest takie surfowanie po fali przeciwieństw.
Na pewno będzie różnorodnie, ale to historie, emocje, subtelność i delikatność zepną wszystko w całość. Dodatkowo, dzięki Jackowi Maślance, mojemu trenerowi wokalnemu, też ciągle z głosem eksperymentuję i go rozwijam, a to przekłada się na finalne brzmienie utworów. Wiem, że chciałabym, aby po moich koncertach słuchacze wracali do mnie mówiąc to, co usłyszałam ostatnio „Kasiu, kiedy zaczęłaś śpiewać, to odleciałam… poczułam się tak błogo”.
Co Cię inspiruje, gdy myślisz o tworzeniu muzyki? Czy masz ulubionych twórców, którzy gdzieś podświadomie wpływają na to, jak sama widzisz muzykę?
Na pewno emocje, ludzie i ich historie, własne doświadczenia. Od strony muzycznej to zawsze był musical, ja się praktycznie wychowałam, słuchając musicali. Do dzisiaj jestem zakochana w chorzowskiej wersji Jesus Christ Superstar z Maćkiem Balcarem, Januszem Radkiem i Marią Meyer. Widziałam ten spektakl 47 razy. Evita, The Rocky Horror Show, Cats, The Lion King, który podziwiałam na Brodwayu – to mnie ukształtowało i spodowało, że muzyka jest dla mnie również obrazem. Każda piosenka, którą spiewam czy pisze, tworzy w mojej głowie film. Ja dźwięki po prostu widzę, nie tylko słyszę.
Kiedyś namiętnie słuchałam również Red Hot Chilli Peppers, Hanny Banaszak i Grażyny Łobaszewskiej. Przekrój szeroki, prawda? Jako nastolatka pisałam sporo wierszy i przezywałam fascynację 13 zgłoskowcem, a jednocześnie byłam buntowniczą indywidualistką.
Dzisiaj lubię słuchać muzyki szczególnie w samochodzie, kiedy wracam z prób chóru Voice Impact. Jest wtedy ciemno, godzina 22 i muzyka wypełnia całkowicie wnętrze auta. Gdybyś przejrzał moją listę, to zobaczyłbyś takie wokalistki jak Vanessa Carlton, Olivia Dean, Roberta Flack, Jae Hall, czy Frances. Są też polscy mężczyźni – Kuba Badach, Janusz Radek i ostatnio właśnie „Dreamer” Janka Gałacha.
W sieci dostępny jest jeszcze utwór „Mama”, który nagrałaś z okazji Dnia Matki. Tematyka jest odmienna, ale gdybyś miała powiedzieć, co łączy te single, to co by to było? Czy obie piosenki są kwintesencją tego, co interesuje Cię w muzyce?
Oba te utwory wyrażają moje emocje i mówią o mojej historii. Różnica jest taka, że do „Ja Kocham Śląsk Mój” nie napisałam sama słów, ale po co je pisać, skoro już zostały napisane w sposób tak piękny? „Mama” to subtelna refleksja na temat macierzyństwa, mojego macierzyństwa. Przyznaję, że szczególnie pierwsze 1,5 roku dało mi w kość i miałam ochotę napisać na ten temat powieść, ale… łatwiej było mi to ująć w piosence. Oba te utwory łączy też pianino Marcina i nadanie finalnego brzmienia przez Krzyśka. Co więcej, w produkcji obu utworów ogromny udział miał Jacek, mój trener wokalny – to z nim pracowałam nad wzbogaceniem wokalu o chórki czy dodatkowe głosy. To Jacek pomagał mi w budowaniu harmonii. Czy są one kwintesencją? Na pewno nie. Są przedsmakiem. Napisanie utworu, który będzie kwintesencją, wciąż przede mną.
Jak na dzień dzisiejszy wyobrażasz sobie swoje dalsze poczynania artystyczne? Jak są Twoje najbliższe plany i czy wkrótce usłyszymy więcej muzyki od Ciebie?
Na co dzień pracuję też w biznesie i okazuje się, że to moje doświadczenie biznesowe przekłada się na działalność muzyczną. Zatem mogę śmiało powiedzieć, że cel jest a rozpisywanie planu w toku.
W tym roku chcę nagrać materiał na debiutancki album, który, najpewniej będzie nosić tytuł „Otul mnie” od słów refrenu kolejnego singla. To oznacza, że wydam go najpewniej z początkiem 2025.
Wcześniej czeka mnie jeszcze nagranie kolejnego singla, zupełnie odmiennego od „Mama” czy „Ja Kocham Śląsk Mój”, praca nad krótkim recitalem, który nagramy a wersji live w studiu nagraniowym, a także przygotowanie tego materiału na mini koncerty. Ja mam swoja teatralna wizje tych wydarzeń, więc łatwo nie będzie. No i do tego logistyka – nie jest łatwo zorganizować próby dla muzyków pochodzących z różnych regionów.
Na pewno będzie można mnie zobaczyć i usłyszeć właśnie 30 sierpnia w Rudzie Śląskiej i potem we wrześniu w Katowicach. Równolegle też śpiewam w cudownym chórze rozrywkowym Voice Impact, więc zapraszam na nasze wspólne koncerty i social media wszystkich, którzy szukają świeżych brzmień znanych przebojów!