Dice – “77” [RECENZJA]

Nasz ocena

“77” to tytuł nowej płyty rockowego zespołu Dice, który swoją premierę miał 6 grudnia 2023. Poniżej można znaleźć naszą recenzję tego wydarzenia.

fot. okładka albumu

Recenzja płyty “77” – Dice (2023)

Pochodzący ze Stargardu zespół Dice jest wierny własnym zapatrywaniom artystycznym, które oscylują wokół szeroko pojętej muzyki hard rockowej. W ich muzyce nie brakuje wielu pomysłów, ale też świeżości, co nie pozwala patrzeć na obecne dokonania grupy pod kątem czegoś przebrzmiałego. Na nowym albumie bandu zatytułowanym “77” można więc znaleźć spore pokłady kreatywności, które zmaterializowały się w szaleńczo rozpisanych strukturach brzmieniowych. A przecież w tym solidnym łomocie jest dużo wyrafinowania, zawodowstwa i powagi słowa.

Zespół nie lubi używać półśrodków – jeśli już czegoś się chwyta, to robi to na 100%, nie próbując na siłę komuś się przypodobać. Każdy utwór to jest konkret. I choć zdiagnozowanie muzyczne jest w tym przypadku dosyć łatwe, to nie znaczy, że płyta staje się w swej specyfice banalna. Wręcz przeciwnie, każda propozycja kąsa niesamowicie wyzwoloną energią, obezwładniającą już od pierwszego numeru, który otwiera całość (“Lubię złe“).

Siła rażenia poszczególnych momentów jest różna, bo też nieco inne środki wyrazu artystycznego zostały użyte w poszczególnych kawałkach, co jest ważne, bo materiał nie zlewa się w jedną masę. Esencją mocnego uderzenia jest utwór “Siedem siedem“, choć znacznie wcześniej pojawia się kilka propozycji, które także nie pozostawiają słuchacza obojętnym (soczyste wstawki gitarowe i wyraźnie zaznaczona rytmika w “Miętówce“).

Niekiedy kompozycje przyjmują formę eksperymentalną, ale z miejscem na bardziej przejrzyste, nieco lżejsze zwrotki (“Wszystko mogę“). W gąszczu riffów i mocnego wyzwalania dźwięków, bywa nieco piosenkowo, bo też zespół stara uwypuklić główny motyw muzyczny, prowadzący każdy kawałek (“W stronę burzy“). Ważnymi momentami na płycie są spokojniejsze numery, które zostały otoczone akustyczną, jakże naturalną charakterystyką instrumentalną (“Czas już spać“). W nich łatwiej zauważyć konstruktywnie ukazaną materię (pięknie brzmiący, dojrzały, rozciągnięty na folkowym klimacie “Diamentowy pył“).

Zwraca uwagę także przekaz uwypuklony w znamiennie – może nawet nieco poetycko – ukazanych tekstach. Aczkolwiek nie zawsze forma muzyczna pozwala nam dotrzeć do istoty treści, a szkoda, bo warto skupić się również na na przekazie, często będącym rdzeniem tego albumu (“W ustach dymu smak / Nowy płonie stos / Znów wódz popadł w szał / Klaunom utarł nos / Rewolucji czas”). Słowa zostały jednak dosyć jasno przedstawione, dopasowując się do realistycznie ukazanej formy, gdzie wszystkie dźwięki zagęszczają się w szaleńczym tempie (porywające solówki gitarowe podbite mocarnym basem w “Cichych dniach“).

Przy tej okazji warto dodać, że Dice to prężnie działający kolektyw, co sprawia, że całość nabiera większego znaczenia poprzez doskonałe porozumiewanie się ze sobą za pomocą instrumentów. I tutaj należy wymienić wszystkich muzyków wchodzących w skład zespołu, czyli Łukasz Przybylski (gitara i wokal), Karol Przybylski (gitara basowa), Mateusz Szeremeta (perkusja) oraz Bartosz Izak (gitara).

To nie jest materiał mający dostarczać bezemocjonalnej przyjemności, bo na albumie “77” znalazły się propozycje, dzięki którym mamy możliwość przeżyć coś głębszego. I to jest ostatecznie jego największa wartość – nie pozostawia słuchacza obojętnym, co w dzisiejszych czasach nie jest aż tak oczywiste. Tam, gdzie wiele gatunków związanych z muzyką gitarową – od hard rocka, po progrock i muzykę alternatywną – stapia się ze sobą, powstaje przestrzeń do szerokiej eksploracji, którą zespół Dice umiejętnie wypełnił własną inwencją twórczą. I wyszło im to bardzo przyzwoicie.

Łukasz Dębowski

*****

Nowy album “77” dostępny jest TUTAJ.

 

fot. materiały prasowe

Jedna odpowiedź do “Dice – “77” [RECENZJA]”

Leave a Reply