“Time Shift” to tytuł nowego albumu kwartetu Mad Ship, za którym stoi gitarzysta Kuba Wójcik. Zapraszamy do zapoznania się z naszą recenzją tego niezwykle ciekawego wydarzenia.
fot. okładka albumu
Recenzja płyty „Time Shift” – Mad Ship (2023)
Już na poprzedniej płycie „Flash Years” Kuba Wójcik, lider zespołu Mad Ship, dał wyraz dużej otwartości artystycznej, odnosząc własne propozycje do fascynacji… astronomią. Przy nowym albumie zatytułowanym „Time Shift” grupa rozwinęła wizję muzyki improwizowanej, wychodząc jeszcze bardziej poza oczywiste ramy jazzowej awangardy i dialogu muzycznego. Tym razem motywem przewodnim jest czas i związane z nim przemiany.
Album rozpoczyna utwór „Watchmaker 1”, który naprowadza nas na tematykę związaną z tym wydarzeniem, gdzie pojawia się rytmika budząca skojarzenia z tykaniem zegara. Czas upływa, przynosząc kolejne elementy związane z muzyką, kształtującej się na tej płycie w sposób zaskakujący i trudny do jednoznacznego określenia. A wszystko wychodzi z nieograniczonej wolności twórczej oraz umiejętności kreowania osobistego języka wypowiedzi artystycznej, co daje możliwość określania nim współrzędnych własnej formy muzycznej.
A ta wykracza poza jednostronną strategię, co w tego rodzaju projekcie ma nadrzędną wartość (zbudowany na wielu motywach i doskonałym dialogu instrumentalnym – szczególnie gitary lidera z saksofonem – „Witching Hour”). Cały projekt łączy w sobie klasyczność brzmień z ponadprzeciętnie wyzwoloną ekspresją („May U Live In Interesting Times”), gdzie w tle pojawia się nawet abstrakcja (coś kosmicznego), którą pogłębiają umiejętnie dołączone syntezatory („Shift #1”).
Każdy element ma w tym przypadku swoje uzasadnione miejsce, co nie rodzi chaosu, ani nadmiernej eksploracji dźwięków. To w końcu całkiem klimatyczne propozycje z wykorzystanym potencjałem, choć dające możliwość pójścia także w innym kierunku. A to przez pogłębioną strukturę i rozbudowanie kompozytorskie, szczególnie uwidocznione w momentach bardziej energetycznych, mocno improwizowanych („Carnival Diet”).
Nie zabrakło też utworów lirycznych, gdzie otwierająca elektronika nie narzuca dalszego biegu kompozycji, a więc uszlachetnia, a nie ogranicza (warto odnieść strukturę muzyczną do tytułu „Stream”). I tutaj należy wymienić wszystkich muzyków tworzących kwartet Mad Ship, czyli wspomniany już Kuba Wójcik (mocniej wyeksponowane gitary w „Wake Up”), a także Tomasz Licak (saksofon tenorowy i sopranowy), Grzegorz Tarwid (fortepian i syntezatory) oraz Krzysztof Szmańda (perkusja i perkusjonalia).
Trudno nie mówić o albumie „Time Shift” w kategoriach ważnego wydarzenia. Tym bardziej, że to muzyka wpływająca na wyobraźnię, dająca możliwość odnajdywania w niej własnej, przepełnionej emocjami przestrzeni i ostatecznie pogłębiająca wrażliwość słuchacza. To taki projekt, który włazi w podświadomość bez względu na poziom naszego zaangażowania. A to wszystko dzięki nieschematycznemu myśleniu, gdzie koncepcja – związana w tym przypadku z czasem – nie ogranicza możliwości naszej interpretacji. To awangarda stopiona z jazzowym szaleństwem, ale też nastrojowym wyciszeniem. Mad Ship nieustannie łamie reguły, gdzie nowoczesne spojrzenie oddaje styl ich teraźniejszych poczynań artystycznych.
Łukasz Dębowski