„Doświadczenie wolności we współpracy jest bardzo budujące” – Zofia Esden [WYWIAD]

“Accidental Sampling” to trzecia, tym razem solowa płyta Zofii Esden, na której znajdziemy utwory inspirowane jazzem, ale w różnych, często zaskakujących odsłonach. Z tej okazji zadaliśmy artystce kilka pytań.

fot. Michał Ignar

„Accidental Sampling” to trzeci, tym razem solowy Pani album. Jaka była geneza jego powstania, gdzie należy szukać początków związanych z powstawaniem tej płyty?

Najpierw pojawiła się pewność, że jest już czas i możliwość powrotu do pracy w sferze muzyki. Potem powoli zbierałam dźwiękowe okruchy, inspiracje i z tych drobinek w trakcie improwizacji powstawały podstawy utworów, a także zarysy ich brzmienia. Stąd tytuł – „Accidental Sampling”. To metoda prowadzenia badań naukowych polegająca na tym, że grupę badawcza wybiera się przypadkowo (np. wybierając co trzecią osobę, która znajdzie się w określonym miejscu). Ja też ją zastosowałam, tylko w odniesieniu do pobierania próbek z otaczającej mnie przestrzeni dźwiękowej.

Czy wokalne wtopienie się w specyficzną, ale też niełatwą formę około jazzową – szczególnie w autorskim repertuarze – było dla Pani jakimś wyzwaniem? Jak podeszła Pani do wokalnego wypełnienia tych kompozycji?

Pracuję dużo z loopstacja. To pozwala mi na przeformułowywanie znanych mi motywów wokalnych w inny, często i mnie zaskakujący sposób. Jestem też wielkim fanem harmonii, a polifonii w szczególności. Tworzenie współbrzmień i równoległych ścieżek wokalnych daje mi bardzo wiele przyjemności. To mi pomaga. Wyzwaniem jest oczywiście kontrola głosu w taki sposób, żeby nie używać narzędzi do „poprawiania” dźwięków. Wszystkie improwizacje nagrywam na żywo a to nie pozostawia wiele miejsca na potknięcia. I to jest trudne.

Skąd pomysł przeplatania autorskich propozycji znanymi utworami? Jaki cel przyświecał Pani w tworzeniu rekonstrukcji tak znanych utworów, jak np. „I follow rivers” z repertuaru Lykke Li?

Standardy jazzowe często były po prostu popularnymi w czasie ich powstawania piosenkami, które się śpiewało w domach lub słuchało w radiu. Muzycy jazzowi brali je na swoje warsztaty i improwizowali. I tak po jakimś czasie stawały się standardem. „I follow rivers” było dla mnie także piosenką, którą swego czasu często słyszałam w radiu, znałam i lubiłam jej temat. I chciałam z nią poimprowizować.

 

fot. Michał Ignar

Sięgnęła Pani nie tylko po znane standardy, ale także utwory mniej znane, oparte na muzyce tradycyjnej, czego przykładem jest „Kołysz ze się kołysz”. Co to jest za propozycja i jak Pani trafiła na ten utwór?

Tak, muzyka ludowa tez często była źródłem, z którego czerpali muzycy jazzowi improwizując, tworząc standardy. Utwór, o który Pan pyta zaproponował mi Jacek Mazurkiewicz wiele lat temu. Wtedy nagraliśmy go wspólnie, ale ja nie bardzo byłam zadowolona z tego jak go zaśpiewałam. Chyba musiałam jeszcze się sporo nauczyć, żeby się z nim zmierzyć. Poza tym, wtedy nie byłam jeszcze mamą. I nie byłam sobie w stanie wyobrazić jak to jest być mamą. Jak trudne bywa dzielenie swojego czasu pomiędzy to, by być spełnionym, obecnym rodzicem, a jednocześnie korzystać z życia i ze swojego potencjału w innych jego aspektach, np. twórczych. Okazuje się, że 100 lat temu kobiety miały podobne dylematy i kołysząc kołyski prosiły swoje dzieci by szybko zasnęły, żeby one mogły pójść‚ tam gdzie „grają skrzypy”.

Ciekawie na tle całości prezentuje się strona liryczna projektu. Jak podeszła Pani do pisania tekstów do autorskich propozycji (np. „Na drodze do wieczności”)? Czy muzyka wyzwalała w Pani pewne przemyślenia pod kątem tworzenia tekstów?

Tekst do „Na drodze do wieczności” nie jest moim tekstem. To tekst Mariana „Rysia” Ośniałowskiego. Mało znanego ale bardzo, moim zdaniem, pięknie piszącego poety. Kiedy przeczytałam po raz pierwszy ten tekst wiedziałam, że chciałabym się z nim zmierzyć. Potem usłyszałam improwizację fortepianową Bogumiła Grali i ten tekst natychmiast w mojej głowie zamienił się w piosenkę osnutą na kanwie tej właśnie improwizacji. Kiedy przymierzyliśmy się do zagrania tego utworu wspólnie, największą trudność sprawiło nam ustalenie zasad wolnej improwizacji opartej jednak na ściśle określonej formie piosenki. Taka improwizacja wymaga bardzo dużej uważności na druga osobę, bo kto kiedy ma przestrzeń i gdzie się zaczynają poszczególne części utworu, nie jest z góry ustalone. Ten utwór, jako jedyny, nagraliśmy na żywo w studiu żeby uchwycić moment wspólnej improwizacji.

 

Czy znalazły się na tej płycie utwory, które są dla Pani szczególnie bliskie, osobiste? Czy długa przerwa związana z macierzyństwem, w jakiś sposób odcisnęła piętno na tym albumie?

Chyba najbardziej osobiste są dwa. „Mama loves” jest moim opisem tego jak matki wychowujące małe dzieci znikają dla otoczenia. Dla swoich dzieci są całym światem a dla innych stają się niewidoczne, stanowią po prostu życiodajną siłę, która otula opieką, troską i miłością dzieci. Dlatego tak ważne jest żeby zauważać matki. Żeby o nie dbać, po to by one miały siłę być źródłem wszystkiego dla swoich dzieci. To, że to jest możliwe, bez poważnych kosztów i bez pomocy otoczenia jest niestety bardzo nadal w naszym kraju żywym mitem „Matki Polki”. Świętej, której nie ma, nie ma pragnień, nie ma potrzeb, jest spersonifikowana opieką. To pozostawia ogromną frustrację.

Drugi utwór to „Mam Was”. Jest zapisem mojej drogi do akceptacji własnych korzeni. Nasza historia – i narodowa i osobista – odciska ogromne piętno na naszym codziennym życiu, na tysiące większych i mniejszych sposobów. Zrozumienie i akceptacja tego, że tak jest daje wolność i siłę.

Do nagrania albumu „Accidental Sampling” zaprosiła Pani wielu znakomitych muzyków. Na ile ich wizja artystyczna miała szansę zaistnieć w poszczególnych propozycjach? Czy bardziej oni musieli trzymać się Pani wizji, czy to Pani podążała za ich pomysłami?

To było cudowne doświadczenie. Zapraszałam muzyków do konkretnych, mających już pewna formę utworów. Ale jednocześnie dawałam im całkowitą swobodę wyrazu, niczego nie narzucałam. Oni nagrywali improwizacje na temat moich propozycji, które ja później jedynie aranżowałam w poszczególnych utworach. I niezmiennie zachwycało mnie to i zaskakiwało, że nie ustalając niczego można uzyskać tak piękne efekty. Wyczuwając się jedynie wzajemnie swoją wrażliwością.

Tomek Gadecki absolutnie niesamowicie zagrał na saksofonie płynącą wodę. W trakcie nagrania nie mogłam przestać się uśmiechać jak to słyszałam. Karolina Piatkowska-Nowicka dała „I follow rivers” niezwykle liryczny kontrapunkt. Zbudowała swoją improwizację chóru, który był pięknym tłem dla tematu. Jacka Mazurkiewicza zaprosiłam do współpracy przy „Kołysz ze się kołysz”, bo to był utwór, do którego on kiedyś zaprosił mnie. Z czasem okazało się, że utworów, przy których chcieliśmy współpracować było znacznie więcej. Ja wysyłałam szkielety utworów, Jacek do tego nagrywał swoje ścieżki i potem ja je aranżowałam. Z Jackiem pracowaliśmy tylko zdalnie. On jest niezwykle otwartym muzykiem, ale też ma piękne, ciepłe brzmienie. Co tu dużo mówić. rozumiemy się muzycznie doskonale.

Michał Fajgier pięknie zagrał aranże fortepianowe przygotowane przeze mnie. Z Bogusiem Gralą musieliśmy poświęcić trochę czasu, żeby wypracować system wspólnej improwizacji, ale gdy to się udało, siadanie z nim do wspólnego improwizowania to czysta przyjemność. Boguś bardzo ilustracyjnie gra na fortepianie. Brzmienie staje się obrazem współpracującym z treścią. I to tez jest bardzo inspirujące.

No i Perforto. Olę poznałam wiele lat temu na wspólnych warsztatach. Przygotowywaliśmy razem performance. Wiosną spotkałyśmy się w Gdańsku na jej i Łukasza koncercie w ramach festiwalu Jazz Jantar. I to fragmenty tego występu właśnie pojawiły się w „ptakach”. Szkic ptaków był gotowy, ale dopiero gdy usłyszałam Oli improwizacje na preparowanym fortepianie, ten utwór w całości wybrzmiał w mojej głowie. Nie miał być pierwszym singlem. Ale tak wyszło, że był. A poza tym była wtedy wiosna i wszędzie pięknie śpiewały ptaki. Także odpowiedź chyba jest taka, że z każdym współpraca wyglądała nieco inaczej, ale raczej opierała się zawsze na improwizacji a nie na założonych celach. I bardzo im wszystkim jestem wdzięczna za poświęcony czas i za niezwykle inspirujące dźwięki.

 

fot. okładka płyty

Czy w związku ze specyfiką artystyczną całego projektu pojawiły się jakieś problemy związane z tym albumem? Co było najtrudniejsze w jego realizacji – połączenie różnych wizji, pomysłów, a może dołączenie brzmień wyciągniętych z otaczającej nas rzeczywistości do muzyki?

Najtrudniejsze wbrew pozorom były sprawy techniczne. Ja ponad 10 lat nie dotykałam sprzętu muzycznego. Wszystko się od tego czasu zmieniło. Prawda jest taka, że też nigdy nie byłam własnym producentem. Zawsze byłam obecna przy mixie, ale nie robiłam tego sama a to ogromna różnica. Więc postanowiłam się doszkolić i tu ogromnym wsparciem był Michał Wasilewski i kurs produkcji muzyki MusicLaboratory. Każdy techniczny problem okazywał się rozwiązywalny z ich wsparciem.

Co według Pani jest największą wartością albumu „Accidental Sampling”? 

Nie oceniam nigdy mojej muzyki w ten sposób, ale chyba wolność. Doświadczenie wolności we współpracy jest bardzo budujące.

Czy album „Accidental Sampling” należy uznać za zamknięty projekt? A może wręcz odwrotnie, jego forma jest na tyle otwarta, że mogłaby Pani dopisać do niego kolejne części?

Muzyka trwa i ewoluuje cały czas. Na czas kończenia płyty musiałam nieco wstrzymać prace nad kolejnymi pomysłami, ale ona teraz na pewno ruszy. I na pewno jej osią będzie nadal wolna improwizacja. W najbliższym czasie premiera dwóch utworów „pocztówek dzwiekowych”, a potem będę chciała zająć się tekstami Mariana Ośniałowskiego, bo jest jeszcze sporo takich, które mnie inspirują.

Czy jest możliwość przeniesienia tych utworów na koncerty? Czy jego specyfika i zaproszeni goście pozwalają Pani wyjść z tym projektem do publiczności?

Premiera koncertowa tego materiału miała miejsce w sierpniu, w przeddzień wydania płyty, w ramach cyklu koncertów nad Stawem Wróbla, organizowanych przez Fundację Palma. Na pewno będę chciała się nim dzielić z publicznością, na żywo również.

 

Zofia Esden – “Accidental Sampling” [RECENZJA]

Leave a Reply