Brokatowe śmiecie z krakowskiego undergroundu, tak o sobie mówią Blake x Listopad, czyli duet, który 7 lipca wydał swój debiutancki album. O ich muzycznych poszukiwaniach, pierwszej wspólnej płycie i dalszej działalności można dowiedzieć się z naszego wywiadu z zespołem.
fot. materiały prasowe
Jaka jest geneza powstania projektu Blake x Listopad, a co za tym idzie jaki był początek Waszego debiutanckiego albumu?
Zespół pod nazwą Blake x Listopad oficjalnie powołaliśmy do życia w styczniu 2020 roku. Początki, jak to początki, były śmieszne, bo bardzo chcieliśmy coś razem zrobić, choć w tamtym okresie mieszkaliśmy oddaleni od siebie o pół Europy, Blake w Krakowie, a Listopad w Kopenhadze, więc o tradycyjnym zespole nie było mowy. Postanowiliśmy więc stworzyć duet elektroniczny, choć prawdę powiedziawszy, żaden z nas nie miał o produkcji zielonego pojęcia. Przerzucaliśmy się plikami na odległość i dużo dyskutowaliśmy o tym, jaką drogą podążać, no i uczyliśmy się robić muzykę za pomocą komputera. Pierwotnie to miał być projekt nieco prześmiewczy, robiący plastikowy, różowy house. Ale czas, pandemia, no i nasze naturalne inklinacje muzyczne skierowały nas na inne tory.
W jaki sposób określilibyście, to co tworzycie? Czy ta muzyczna hybryda pasuje w ogóle do jakichś standardów w muzyce elektroniczno-alternatywnej? Jak odbieracie swoją muzykę nie jako twórcy, ale jako odbiorcy?
Pytania o subiektywny odbiór własnej twórczości zawsze są trudne. Nie lubimy się bawić w łatki gatunkowe, bo zawsze to, co najciekawsze w sztuce znajduje się między szczelinami. Chrzanić puryzm gatunkowy i rasowo czystą Europę! Jak ktoś nas pyta, co robimy to lubimy odpowiadać “muzykę elektroniczną z energią zespołu rockowego”. Czerpiemy też z industrialu, popu, techno, nawet jakichś etnicznych klimatów. Żadnych granic. A jeżeli nie pasujemy do standardów w muzyce elektronicznej-alternatywnej to nakreślimy nowe. Białych plam na mapie jest wciąż sporo do zagospodarowania.
“Muzyka elektroniczna pozwala im nakreślić portret świata, którego doświadczają, jego pozornej stochastyczności, pod którą nieubłagalnie biegnie nurt determinizmu.” Mówiąc prościej co Was determinuje do działania nie tylko jako Blake x Listopad? I ile niekoniecznie pozornej przypadkowości jest w Waszym działaniu?
Zaratustra powiedział, że twórca musi być burzycielem i kruszycielem wartości, a zatem musi być też wędrowcem, pożądającym tego migotliwego obiektu doskonałości, której nigdy nie będzie mu dane sięgnąć, dzięki czemu pozostanie on w ruchu i cały czas ulegać będzie dynamicznym transformacjom. Musi on również chcieć i umieć się zgubić. Jesteśmy zakładnikami naszych ambicji w almodovarowskiej wizji piekła.
Czasem ciężko powiedzieć, czy to my robimy muzykę, czy ona nas bo to jest forma sztuki, której nie da się do końca kontrolować. Często pierwotny szkic na koniec wygląda zupełnie inaczej, ale nie walczymy z tym, tylko dajemy się prowadzić. Wszystkiemu przyświeca natomiast wiara w jakość; nie wypuścimy czegoś, co nie jest dopracowane w każdym detalu ani porządnie wyprodukowane. Tu wreszcie możemy dać upust naszej manii kontroli, aby ta losowość i determinizm zostały w równowadze.
fot. okładka płyty
Co znaczy, że “rytuał jest sednem twórczości tego projektu”? Na ile można odnieść to do tekstów wszystkich utworów, które znalazły się na Waszej płycie?
W wielu gatunkach muzyki rozrywkowej dominującą wartością jest budowanie poczucia transu i uśpienia umysłu słuchacza aby mógł nastawić się na czucie. Myślę, że dla nas to kluczowa kwestia. Tworzymy muzykę imprezową, która ma oddać ducha pewnego końca dziejów i do tego, aby wejść w ten nowy cybertrashowy hedonizm potrzebny jest rytuał. Ekstatyczna celebracja, która pozwala słuchaczowi i uczestnikowi koncertu na chwilę chociaż być kimś innym niż jest na co dzień, na przykład nami. Na scenie czujemy, że to nie jest tylko odegranie na żywo piosenek ze Spotify, tylko kontakt wszystkich zebranych, kolektywne szaleństwo. Ludzie wrzeszczą, tańczą, przytulają się, a gdy muzyka milknie – budzą się z transu.
Co według Was jest największą wartością debiutanckiego albumu Blake x Listopad? Za co osobiście go lubicie, a może jest coś, za co jednocześnie go nie lubicie?
Największą wartością jest to, że ten album w ogóle powstał! Trzy lata pracy, wątpliwości, walki z własnymi słabościami. Musieliśmy przekuć to w coś wymiernego, bez tej płyty po prostu nie moglibyśmy pójść dalej. Osobiście lubimy ten debiut za jego eklektyczność i mieszankę styli. Jest na nim wszystko, czego słuchaliśmy przez te ostatnie lata, jakimś zapisem w czasie. Poza tym, zrobiliśmy po prostu album, którego sami chcielibyśmy słuchać.
Najnowszym singlem promującym album jest utwór “Carbonia”. Co to jest za numer? I w jaki sposób określa on to, co można usłyszeć na całej płycie?
“Carbonia” to chyba najmroczniejszy utwór na płycie. To była pierwsza piosenka, którą już jako Blake x Listopad razem napisaliśmy, więc naturalnie musiała otwierać album. Carbonia to manifest, zaproszenie do naszego dekadenckiego światka, i dla tych, co przebrną przez to piekiełko, obiecujemy już same przyjemne doznania.
Czy jest taki numer na płycie, który jest najmocniej eksperymentalną, a jednocześnie najbardziej otwartą przestrzenią muzyczną, która być może w przyszłości da początek czemuś jeszcze innemu, co stworzycie jako Blake x Listopad?
Pod kątem eksperymentalnym, chyba “A Dream In Technicolor” zasługuje na ten honor. Jest to siedmiominutowa epika transowego techno, ale jednocześnie nie będzie to kierunek, który będziemy w najbliższej przyszłości eksplorowali. Na płycie chyba nie ma utworu, który sugerowałby nad czym teraz pracujemy. Możemy jedynie zdradzić, że formy będą krótsze i bardziej surowe. Uważamy nasz debiut za bardzo barokowe stworzenie i pragniemy, aby druga płyta była ogołocona ze zbędnych ozdobników.
Na ile czujecie, że stworzyliście coś ważnego? Czy trzeba w ogóle coś takiego poczuć, żeby zdecydować się wyjść ze swoją muzyką do potencjalnego słuchacza?
To zależy do jakiej skali mamy się porównać. Dla nas, rzecz jasna, to ważna rzecz. Dla bliskich, którzy nas wspierali i tych kochanych wariatów, którzy uwielbiają tę muzykę, też. Czujemy, że zrobiliśmy coś innego i świeżego, że na naszym rynku nie ma zespołu z podobną energią czy estetyką, więc będziemy czymś ciekawym dla wszystkich, których znudził miałki mainstream. Pytanie tylko, czy uda nam się do nich dotrzeć. Codziennie na świat wychodzi taka ilość muzyki, że wielu rewelacyjnych artystów po prostu pozostaje nieodkrytych bo ludzie ich po prostu przegapili w tym przelewającym się morzu twórczości. Dlatego wiara w siebie się przydaje i to nie tylko w branży muzycznej. Upór to najważniejsza z cnót jeżeli chce się cokolwiek osiągnąć.
Czy spotkaliście się już z jakimiś opiniami na Wasz temat, które były dla Was zaskakujące?
Ludzie, którzy regularnie chodzą na nasze koncerty myśleli, że ta płyta będzie cięższa, a okazuję się, że sprawdza się i na siłowni i na rowerze i na imprezie.
Czy Blake x Listopad, to projekt, który będzie istniał “przy okazji” innej Waszej działalności muzycznej? A może liczycie, że Wasza muzyka zostanie szerzej zauważona, co przyniesie Wam nowe możliwości związane z tym zespołem?
Każdy z nas robi muzykę w różnych projektach i konfiguracjach, i każdej z tych formacji życzymy szerszej publiczności. A to, że Blake x Listopad to dla nas ważny projekt to inna sprawa, nigdzie nie uciekamy i zamierzamy dalej kreślić naszą wizję na muzykę elektroniczną.
Jakie są Wasze najbliższe plany? I czy jesteście gotowi wyjść z Waszą muzyką do publiczności podczas koncertów?
Akurat koncertowaliśmy na długo przed wydaniem albumu i z perspektywy czasu wydaje nam się, że to było dobre. Mieliśmy czas, żeby obyć się ze sceną jako duet, wyczuć siebie i publiczność. No i przede wszystkim sprawdzić, czy ta muzyka działa i porywa. Na pewno chcemy zacząć pracę nad nowym albumem i koncertować tyle ile się da. A reszta? To już zostawiamy pierwiastkowi randomowości.
fot. materiały prasowe