Karolina Tuz zaprezentowała nowy mini album zatytułowany “Krzesło i inne planety”, który zapowiada jej drugą płytę. Zachęcamy do zapoznania się z naszą recenzją tego wydarzenia.
fot. okładka EP
Recenzja albumu EP „Krzesło i inne planety” – Karolina Tuz (2023)
„Krzesło i inne planety”, to mini album powracającej w doskonałym stylu Karoliny Tuz. Tych pięć propozycji, które znalazły się na EPce stanowi zapowiedź większego projektu, mającego swoje rozwinięcie na całej płycie. Premiera jeszcze w tym roku. Póki co, dostaliśmy wartościowy zwiastun, bogaty w niuanse muzyczne, tworzący szeroki obraz artystyczny całego przedsięwzięcia.
Od krążka „Pola lawendowe” minęło już wiele lat. Długo więc czekaliśmy na nowe piosenki Karoliny, ale ten koncept, będący zapowiedzią albumu, prezentuje się znakomicie. Słychać, że artystka rozwinęła skrzydła, o czym świadczy rozbudowane brzmienie jej premierowych, jakże dojrzałych utworów. Najlepszym tego przykładem jest wyłamujące się z gatunkowej jednoznaczności „Krzesło„. Jest w tym popowa lekkość, rockowy nerw, elementy etno-folkowe, ale także poetycka fraza, która nadaje mu niebywałej szlachetności. Jeśli wsłuchamy się w tekst (Henryk Pawłowski), zrozumiemy, co tak naprawdę kryje się za tytułowym przedmiotem. Ta symbolika rodzi nowe znaczenie, dodając całości czegoś bardziej wymownego i wcale nieprzesadnie złożonego pod względem odbioru.
Wracając jednak do samej muzyki, to dzieje się na tym albumie bardzo wiele, bo dostrzeżemy przenikanie się poszczególnych motywów instrumentalnych (od fortepianu, gitar, ukulele, kontrabasu aż po cajon, flet, kontrabas i perkusję). To całe bogactwo brzmień, budujące fundament poszczególnych utworów, uzupełnia szeroki wokal Karoliny. To dzięki niej, każda kompozycja nabrzmiewa artystycznie, staje się bardziej wytrawna, wręcz w niektórych przypadkach zjawiskowa („Słońce i planeta„). W tym głosie jest elegancja, ale też świadomość związana z przekazem. Artystka wie, po co i dla kogo śpiewa. I to nawet, gdy utwór ma łagodniejszy wydźwięk, płynący w stronę poezji śpiewanej („W bezsennym„).
Porusza też energia, która nie została zasłonięta uproszczeniami czy elektronicznymi dodatkami, które miałyby zastąpić żywą formę tego projektu. Dzięki temu dobiega do nas intensywność wyzwolona z zawodowo zaprezentowanej całości („Nic nie mów„). Przy tym projekt nie wydaje się archaiczny. Niemal każdy dźwięk unosi się na świeżej dynamice, będącej tu i teraz czymś całkowicie ujmującym. Warto więc czekać na cały album, bo artystka ma swój język, który przy okazji nie jest trudny nawet dla przypadkowego słuchacza. I nawet jeśli pozostałe utwory poza „Krzesłem” nie mają tak mocnej konstrukcji, to i tak poruszają harmonicznym wyszukaniem.
Album „Krzesło i inne planety„, to miłość do muzyki, na którym Karolina Tuz pewniej niż wcześniej dobiera środki wyrazu artystycznego, a przy okazji wykracza poza oczywiste gatunki. Ciekawy przedsmak tego, co dopiero nastąpi. Póki co, szukajmy artystki na koncertach, bo jej twórczość stworzona jest do tego, by na żywo prezentować ją publiczności.
Łukasz Dębowski