Sandra Mika wydała debiutancki album zatytułowany “Święta Krowa”, na którym znalazło się 14 piosenek w języku polskim. Płyta została nagrana na żywo podczas koncertu. Poznajcie naszą recenzję tego wydarzenia.
Recenzja płyty „Święta Krowa” – Sandra Mika (2023)
Nagranie debiutanckiej płyty w formie koncertowej, to duże wyzwanie, ale też ryzyko. Sandra Mika nie tylko zaprezentowała autorski repertuar w odsłonie na żywo, ale udało jej się stworzyć klimat, w którym jej wokal prezentuje się intrygująco, czasem wręcz przeszywa swoim głębokim tembrem i emocjami niepomniejszonymi taką formułą. Zapewne nagranie tych piosenek w studiu pokazałoby ich większy, ale czy bardziej prawdziwy koloryt? Przecież dzięki takiej idei łatwiej zauważyć w nich coś bardziej autentycznego, a magiczny pierwiastek wyciągnięty z konkretnej chwili dodaje jej „nieperfekcyjnej świetności”. Dlatego „Święta Krowa” jest udanym eksperymentem.
Przy okazji jest w tym efekt widowiskowości, choć pewna obrazowość nie jest w żaden sposób przesadzona. Dopełnieniem tego jest zarejestrowanie każdej propozycji w formie wideo. W przypadku tego albumu udało się zrównoważyć czytelne opowieści z proporcjonalnie zarysowaną estetyką muzyczną, która zahacza o niebanalny pop, a także soul, nadający wielu piosenkom należytej płynności („Przypływ słów”). Pojawia się starannie dopracowana elektronika, ale liczy się żywe brzmienie instrumentów, kształtujące całość w dosyć intrygujący sposób („Trzy metry wyżej”).
Najważniejszą osobą oprócz wokalistki jest pianista Kajetan Borowski odpowiedzialny za produkcję muzyczną i moog bas, który odgrywa w poszczególnych piosenkach kluczową – choć niekoniecznie najważniejszą – rolę. Do udziału w tym przedsięwzięciu Sandra zaprosiła równie zdolne koleżanki (Ania Byrcyn, nita, Aleksandra Tocka), pojawiające się na pierwszym planie w zmyślnie zaprezentowanym „Czerwonym Morzu”.
Ciekawie wypadają na tle całości dwie wersje piosenki – „Święta Krowa”. Jedna mocno energetyczna, zadziorna, a druga stonowana, nieco chilloutowa, ale też bogatsza brzmieniowo, co rzuca zupełnie inne światło na ten mocny punkt albumu (doskonały tekst będący sednem całego projektu). Na pewno należy tych piosenek posłuchać kilkakrotnie, by z gąszcza słów wyciągnąć całą treść, choć pomaga w tym mocno osadzony lejtmotyw w początkowym „Intrze„.
Może to przeładowanie całości obfitą fabułą nie do końca bywa trafione, choć patrząc na to z drugiej strony, pokazuje pełniej charyzmę wokalistki, która w tych piosenkach odgrywa ogromną rolę. Bez osobowości i charakteru Sandry nic na tym albumie nie miałoby tak ciekawych kształtów. Być może dlatego przekaz bierze chwilami górę nad piosenkowym uporządkowaniem i głębią, wynikającą z kompozytorskiej sprawności. A przez to znów nieco rozmywa się dynamika, chociaż to akurat jest maleńki szczegół, biorąc pod uwagę specyfikę tego projektu.
Album „Święta Krowa” nosi w sobie wiele spostrzeżeń, które czasem stają się kłopotliwe, a dopełniają go krowie łatki, będące symbolem różnych stereotypów. Sandra Mika jest w tym wszystkim bardzo świadoma, doskonale odnajduje się w niewygodnych tematach oraz świetnie interpretuje, to co dla niej jest ważne. Słychać, że artystka czuje się swobodnie w zaprezentowanej przestrzeni muzycznej, w której czasem brakuje konstruktywnego podziału na zwrotki i refreny, co mogłoby mocniej nieść wszystkie piosenki.
Widocznie specyfika narracyjna była w tym przypadku ważniejsza i nie można tego uznać za zarzut, bo artystka dźwignęła całość w takiej nie do końca typowej formule. I wydaje się, że Sandra doskonale zdaje sobie sprawę z pewnych „niedoskonałości”, próbując przemienić je na korzyść całego wydarzenia. Intrygujący debiut, który warto zapamiętać, bo w przyszłości zapewne rozkwitnie czymś jeszcze bardziej osobliwym.
Łukasz Dębowski
Sandra Mika z utworem “pozory”. Album “Święta Krowa” już dostępny!