Ralph Kaminski – „Bal u Rafała” [RECENZJA]

Nasz ocena

“Bal u Rafała” to tytuł nowej, jakże udanej płyty Ralpha Kaminskiego, która ukazała się 31 sierpnia. Zachęcamy do zapoznania się z naszą recenzją tego wydarzenia.

Recenzja płyty „Bal u Rafała” – Ralph Kaminski (Fonobo, 2022)

Ralph Kaminski to wokalista, twórca piosenek, a przede wszystkim kreator własnej rzeczywistości artystycznej, która spójna jest z jego przemyśleniami, a w tym przypadku także wspomnieniami. Album „Bal u Rafała” to nostalgiczne stężenie dźwięków, a właściwie wyciągnięte z syntezatorów smutne disco. Z na pozór trywialnych motywów muzycznych (proste syntetyczne brzmienie), „operowych” zaśpiewów, teatralności i wizualnej koncepcji lat 80/90. (widocznej przede wszystkim na koncertach), artysta stworzył całą koncepcję. A mieści się ona na granicy pastiszu, sztuki i prawdziwej do szpiku kości emocjonalności.

Gdyby rozłożyć ten album na czynniki pierwsze bez głębszej analizy, dostalibyśmy kicz w najczystszej postaci. Ralph jednak wie, jak wykorzystać taki potencjał, więc połyskujące brokatem elementy z przeszłości składa w nową formę, która kształtuje jego wyraz artystyczny. I robi to w taki sposób, że nie mamy wątpliwości – powstało coś ważnego.

Kreowanie osobistej, niekiedy wręcz intymnej przestrzeni z tego wszystkiego, co jest nam dobrze znane, nie jest stwierdzeniem na wyrost. Szczególnie jeśli połączymy to z koncertami Ralpha (a tych było już bardzo wiele podczas minionych wakacji), nafaszerowanymi dodatkową symboliką.

Właściwie ten album powinien być podpisany Rafał Kamiński, bo wszystkie opowieści są jego słodko-gorzkimi wspomnieniami z dzieciństwa. A powraca do nich w tekstach, które dotykają swego rodzaju poetyki (choć bez wyszukanych metafor). Przy tym wszystko dzieje się w tanecznym rytmie, będącym tłem do wspomnień tego, co dla wokalisty wciąż jest ważne, choć „nie jest łatwo, tańczyć tu i wracać w tamte miejsca”.

Pojedyncze single nie robiły wielkiego wrażenia, ale po złożeniu ich w całość – przyjmując założenia związane z albumem – zyskały na wartości (np. hołd dla babci Rafała, czyli „Krystyna”). No, może poza doskonałymi w swej wymowie, gustownie melodyjnymi, podszytymi przejmującą melancholią – „Duchami”.

Album otwiera trafiona „Uwertura bal” ze wstępem Piotra Fronczewskiego, a zamyka (w podstawowej wersji krążka) znany już „Bal u Rafała”, który jest kwintesencją tego, co można usłyszeć na płycie.

Czwarta płyta jest najbardziej zwartym w swej koncepcyjności projektem w dorobku Ralpha Kaminskiego. Delikatnie przerysowując całość, udało mu się stworzyć album naładowany kolorytem przeszłości. Na szczęście nie ma tym przesadnego roztkliwienia, towarzyszącego debiutanckiej płycie „Morze”, ani zbytecznej małostkowości, która mogłaby stać się trywialna dla słuchacza. „Bal u Rafała” jest bardzo piosenkowy, wyraźnie sformułowany, a przez to bardzo udany. Chciałoby się wręcz powiedzieć – ikoniczny Ralph.

Łukasz Dębowski

 

2 odpowiedzi na “Ralph Kaminski – „Bal u Rafała” [RECENZJA]”

Leave a Reply