Album „Wszyscy jesteśmy zgubieni” jest efektem dwuletniej pracy Moniki Fortuniak. To nieoczywista mieszanka popu, rapu oraz psychodelicznych brzmień gitar. Na co dzień artystka współpracuje z Biszem, jednocześnie stawiając na solową działalność. Zapraszamy na naszą rozmowę z Moniką.
fot. materiały prasowe (Łukasz Ułanowski)
„Wszyscy jesteśmy zgubieni” to Twoja druga płyta. Gdybyś miała ją zestawić z pierwszym albumem, to jak ją oceniasz na tle poprzedniej?
Zestawiając te dwie płyty nasuwa mi się jedno porównanie – niebo a ziemia. Muszę przyznać, że z perspektywy czasu „Za Jasno”, to trochę takie śliwki robaczywki (nie ujmując oczywiście materiałowi, do którego mam sentyment). Ten kontrast wynika przede wszystkim z produkcji.
Pierwszy album został zarejestrowany w studio, gdzie współpracowałam z różnymi muzykami, zaś drugi nagrałam sama w domu. Choć dla większości może być to nielogiczne (no bo jak to, przecież w studio to lepiej) już tłumaczę dlaczego tak jest.
W studio goni Cię czas. Każda godzina kosztuje, nie masz nad wszystkim kontroli (szczególnie kiedy nie znasz się na prawidłowym rejestrowaniu instrumentów, więc powierzasz to osobie trzeciej), współpracujesz z innymi muzykami, którzy mają swoją wizję i inny feeling. Ja niestety jestem indywidualistką i ten sposób nagrywania nie sprawdził się. Wyciągając wnioski i nabierając doświadczenia, drugi album postanowiłam zarejestrować sama w domu. To była najlepsza decyzja. Tekstowo i aranżacyjnie też jest bardziej dojrzały. Naprawdę jestem z niego bardzo dumna.
Patrząc przez pryzmat tekstów nowy album wydaje się dosyć smutny. Skąd tak duże nagromadzenie mało optymistycznych wniosków i emocji? W jakim stopniu okres pandemiczny do tego się przyczynił?
Zaczynając od końca – myślę, że okres pandemii nie miał tutaj żadnego znaczenia. Jestem typem obserwatora, który dużo analizuje i już dawno stracił wiarę w istotę jaką jest człowiek. Jesteśmy bardzo egoistycznymi osobnikami, których ta pewność gubi i o tym w większości jest ta płyta.
Czy można powiedzieć, że cały album niesie jakieś jedno głębsze i najważniejsze dla Ciebie przesłanie, które nie będzie odnosiło się jedynie do tytułu płyty „Wszyscy jesteśmy zgubieni”?
Można, gdyż cały album jest pewnego rodzaju katharsis. Kiedy przesłuchasz go od początku do końca zdasz sobie sprawę, że obojętnie przez co byś nie przechodził i co by się nie działo, najważniejsze jest, żebyś nie zgubił siebie.
Czy spajając słowa do utworów starasz się jakoś ukierunkowywać myśli w kierunku pisania pod kątem muzyki? A może słowa pojawiają się poza muzyką, a dopiero później łączysz je z dźwiękami? Jak to było w przypadku nowej płyty?
To jest ciekawe zjawisko, ponieważ u mnie najczęściej muzyka i słowa pojawiają się w jednym momencie. Po prostu nagle w głowie słyszę melodie i tekst. Muszę wtedy kuć żelazo, póki gorące, więc zamykam się szybko w pokoju i przez dwa dni nie ma ze mną kontaktu. Na szczęście czuję w kościach na kilka dni przed, że taki dzień natchnienia nadchodzi, więc można planować ze mną urlop.
fot. okładka płyty
Jednym z utworów, który zyskał duże zainteresowanie jest „Czarny kot” nagrany wspólnie z Biszem. Czy to szczególnie ważny z jakiegoś powodu dla Ciebie utwór? I skąd pomysł, żeby akurat do tego kawałka zaprosić Bisza?
„Czarny Kot” jest dla mnie ważnym utworem, ponieważ to on zapoczątkował rapowy kierunek nowego materiału. Pamiętam, że muzyczną inspiracją był dla mnie nowo wydany utwór schaftera – „www”. Usłyszałam ten beat i od razu odpaliłam program, żeby zrobić coś w podobnym klimacie. Ułożyłam perkusje, nagrałam bas i poszło. Po zrobieniu całego aranżu ten utwór aż prosił się o hip hopowy feat. Biorąc pod uwagę tekst, pomyślałam o Biszu, choć było to dla mnie nierealne pod tym względem, że Bisz jest w moim top 3 najlepszych polskich tekściarzy i jak to tak, ja taki zwykły śmiertelnik mogłabym prosić Jarka o dogranie zwrotki? Po długich namysłach postanowiłam jednak napisać do Bisza i tak właśnie powstał pierwszy pop-rapowy utwór na płytę.
Na ile Twoja dotychczasowa współpraca z Biszem (nagrany wspólnie album „Blady król”) miała wpływ na to, jak prezentuje się Twój nowy album? A może jesteś w stanie zupełnie oddzielić różne projekty, które tworzysz i podejść do nich z zupełnie innej perspektywy jako twórczyni, a także muzyk?
Na albumie „Blady Król”, który został wyprodukowany przez Kosę, byłam odpowiedzialna za warstwę gitarową w kilku utworach, więc tak naprawdę swoją cegiełkę dołożyłam dopiero pod koniec.
Dopiero podczas wspólnego grania na żywo mogłam bardziej rozwinąć skrzydła i przenieść do naszego live bandu swoje przestrzenne gitarowe brzmienie, co w rezultacie razem z perkusją dodało jeszcze więcej magii do tego materiału.
Warto dodać, że na albumie pojawili się także inni raperzy – pozy i Hans Solo. Skąd pomysł na ich zaproszenie? I w jaki sposób oni znaleźli się na Twojej drodze artystycznej?
pozy to mój wieloletni przyjaciel, z którym wspólnie stawialiśmy pierwsze muzyczne kroki. Graliśmy razem w post rockowym zespole Gravity, a w międzyczasie nagrywaliśmy różne eksperymentalne projekty. Tworząc nowy materiał wiedziałam, że pozy musi się na nim znaleźć. Ma świetną barwę głosu i idealnie wpasował się w klimat „Twojego Wzroku”. Przyznam, że jest to jeden z moich ulubionych utworów na płycie. Za to z Hansem sytuacja (przynajmniej dla mnie) jest nieco abstrakcyjna, ponieważ… odezwał się sam! Po wydaniu pierwszego singla, napisał, że bardzo mu się podoba i sam z chęcią widziałby się na takim beacie. Płyta nie była jeszcze zamknięta, więc była to idealna chwila, aby zaprosić trzeciego gościa na album.
Twoja twórczość wyraźnie przenika się z rapem, nie tylko przez pryzmat gości, co słychać na tym albumie. Na ile ta muzyka i kultura hip-hopowa jest dla Ciebie inspirująca? Czy wkroczenie w ten świat pokazało Ci jakieś możliwości, które z Twojej perspektywy są dla Ciebie ważne?
Tu mogę zaskoczyć co niektórych, ponieważ to właśnie hip hop był pierwszym gatunkiem muzycznym, który wciągnął mnie, kiedy byłam dzieckiem. Chodząc do podstawówki słuchałam takich składów jak Ascetoholix, Slums Attack, Paktofonika czy 52 Dębiec. Dopiero w gimnazjum zbliżyłam się do rocka zakochując się po uszy w Red Hot Chili Peppers. Kultura hip hopowa zawsze była mi bliska. Najlepiej odnajdywałam się w nostalgicznych samplowanych beatch, które mogłam zapętlać godzinami. Myślę, że to było i nadal jest dla mnie dużą inspiracją. Lubię w muzyce powtarzające się motywy, które hipnotyzują i powodują, że człowiek się w nich zatraca. To dał mi hip hop. Poczucie rytmu i zabawę dźwiękiem. Też tekstowo jako słuchacz odnajduję się w nim jak w żadnym innym gatunku.
Czy jesteś w stanie powiedzieć, co jest największą wartością płyty „Wszyscy jesteśmy zgubieni” od strony czysto muzycznej, zupełnie oddzielając kompozycje od sfery tekstowej?
Zdecydowanie jej różnorodność. Jestem naprawdę dumna z tego jak udało mi się połączyć hip-hopowe beaty, gitary, przestrzenne chórki, syntezatory, grzechotki i inne instrumenty. Łatwo w takiej zbieraninie instrumentów przedobrzyć, a tutaj udało mi się nad tym zapanować i stworzyć spójnie brzmiący album, którzy może trafić zarówno do słuchaczy popu, rapu ale i rocka.
Czy jako gitarzystka czujesz się dziś w innym miejscu, niż jeszcze kilka miesięcy temu, gdy nagrywałaś swój drugi autorski album?
Jako gitarzystka nie, ale jako artysta tak. Największy wpływ ma na to pozytywny odbiór płyty, który przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Jest to dla mnie bardzo budujące i taki ciepły feedback od ludzi, czy to przez media społecznościowe, czy bezpośrednio po koncertach daje mi poczucie, że zrobiłam kolejny krok do przodu na mojej muzycznej drodze.
Czy Twój drugi album to zamknięta historia, a może wręcz przeciwnie – utwory z tej płyty stały się dla Ciebie początkiem czegoś zupełnie nowego, co będziesz dalej kontynuować?
Historia jest raczej zamknięta. Ma początek i koniec i czuję, że zostało opowiedziane w niej wszystko, co można powiedzieć o zgubie. Na pewno muzycznie dała mi poczucie, że dalej mogę iść w tym kierunku i eksperymentować z różnymi gatunkami, że mogę się rozwijać i tak jak pierwsza płyta była post rockowa, druga pop hip-hopowa, to trzecia może być jeszcze inna. Sama jestem ciekawa jaka ona będzie.
Czy będzie można usłyszeć materiał z nowego albumu na koncertach? Czy podczas występów na żywo będziesz prezentować materiał z obu autorskich płyt?
Tak, jak najbardziej! Wiadomo, że większy nacisk będę kłaść na nowy materiał, ale znajdzie się miejsce dla kilku utworów z pierwszej płyty. Jeśli już mowa o koncertach, to premierowy koncert odbędzie się już 2 września w bydgoskim Wakeparku. Z tej okazji na scenie pojawi się dwóch albumowych gości – Bisz i pozy. Druga taka okazja może się nie powtórzyć więc wszystkich serdecznie zapraszam!
Jakie są Twoje dalsze plany związane z działalnością solową? Na ile, to co nagrałaś dotychczas utwierdza Cię w przekonaniu, że warto dalej iść tym szlakiem artystycznym?
Zdecydowanie chciałabym skupić się teraz na koncertowaniu. Po wspólnych wyjazdach z projektem Bisz/Kosa utwierdzam się w tym, że granie koncertów jest kluczowe. Daje to możliwość poznania wielu wspaniałych ludzi, nawiązania nowych kontaktów, ale też zdobycia nowych słuchaczy. To wszystko jest bezcenne. Czuję, że z płyty na płytę rozwijam się coraz bardziej. Nie tylko artystycznie, ale też jako człowiek, więc będę dalej szukać inspiracji, eksperymentować, próbować nawiązywać współpracę z nowymi artystami. Mam otwartą i pełną pomysłów głowę, także mam nadzieję, że uda mi się wydać jeszcze niejedną płytę
fot. materiały prasowe