„Po Męskim Graniu podeszliśmy do naszego projektu w bardzo luźny sposób” – Rita Pax [WYWIAD]

Paulina Przybysz ze składem Rita Pax prezentuje płytę w hołdzie legendom polskiej sceny bluesowej. Znana z  licznych muzycznych eksperymentów Rita Pax sięgnęła po twórczość Breakoutu, o której mieliśmy okazję porozmawiać z Pauliną Przybysz i perkusistą Jerzym Markuszewskim.

fot. Silvia Pogoda

Piękno. Tribute to Breakout” to trzecia płyta zespołu Rita Pax. Od poprzedniej minęło już niemal 7 lat. Dlaczego tak długo czekaliśmy na nowy album zespołu?

Paulina Przybysz: Umówmy się, że dwie pierwsze nasze płyty, to były bardzo alternatywne projekty, które nie przyniosły nam wielkiego rozgłosu. Mieliśmy okazję pograć materiał z obu albumów na koncertach, ale nie dało się z tego żyć. Rita Pax od początku składała się z ludzi zaangażowanych w wiele projektów i nawet teraz nie jest nam łatwo ustalić terminy, żeby się wspólnie spotkać. Ukazała się jednak nowa płyta i musimy ponownie zmienić własne priorytety względem niej, żeby znów ruszyć z koncertami. Myślę, że są dobre strony istnienia takich składów jak my. Po każdej przerwie odczuwamy większy głód, wręcz tęsknotę, żeby coś wspólnie zrobić. Nawet bym powiedziała – teraz jest tak fajnie, że chyba znów nagramy jakąś płytę. Już z Kasią Piszek szukamy dobrego miejsca, żeby się odciąć i ponownie zrobić coś wspólnie.

Jerzy Markuszewski: Dzięki przerwie w działaniu zespołu, powraca chęć fokusowania się na ten projekt, co nie zawsze było takie oczywiste, bo każdy z nas robił inne rzeczy. Wtedy następuje dobry moment, żeby dobrze wykorzystać naszą zgromadzoną energię i coś znów wspólnie nagrać.

Właśnie, bo jednak po tak długiej przerwie dostaliśmy album z coverami. Niektórzy fani pewnie wciąż czekają na premierowy materiał.

P.P.: Dla smaka dorzuciliśmy na nowy album jedną premierową piosenkę – „Stare dusze”. I to jest pierwszy utwór Rity Pax w języku polskim, co też ma swoje znaczenie. Niech to będzie sygnał, że kolejne premierowe utwory także wkrótce powstaną.

Album „Piękno. Tribute to Breakout” długo czekał na swoją premierę, bo pierwszy sygnał, że coś razem robicie pojawił się na Męskim Graniu 2019. Dlaczego tak długo czekaliśmy na kontynuację?

J.M.: Umówmy się, ostatnich dwóch lat można w ogóle nie liczyć, bo pandemia zrobiła swoje.

P.P.: Moja płyta „Odwilż” ukazała się tuż przed pandemią i niestety nie miałam możliwości jej pograć. Właściwie powinnam wydać kolejną, żeby wrócić też do tamtego materiału. Dla mnie nowością było, że materiał „Piękno” sobie leżał na serwerach i czekał na odpowiedni moment związany z jego wydaniem.

J.M.: Wiele płyt ukazało się w tym trudnym czasie i właściwie można powiedzieć, że zostały trochę zmarnowane przez brak możliwości grania koncertów. Dopóki sytuacja się nie ustabilizowała, nie wychodziliśmy z inicjatywą wydania płyty Rity Pax. Dopiero początek tego roku przyspieszył pewne działania i zdecydowaliśmy się, ze to jest dobry moment, żeby wreszcie zamknąć całym albumem nasz projekt związany z Breakoutem.

Czy już przy Męskim Graniu wiedzieliście, że ukaże się cała płyta związana z Breakoutem?

P.P.: Nie, wtedy miał być pojedynczy koncert, czyli jednorazowa sytuacja. I dopadł nas wtedy smutek, że trochę się napracowaliśmy, a tu tylko raz mogliśmy to zagrać. Później się okazało, że nasze wykonania zyskały uznanie, bo pojawiły się nominacje do Fryderyków. Szybkie skrzyknięcie nas na możliwość zagrania podczas Męskiego Grania pozwoliło nam się znów spotkać w doroślejszym życiu i dojść do wniosku, że Rita Pax to fajny zespół (śmiech).

J.M.: Ten czas od Męskiego Grania aż do wydania płyty był w sumie dobry, bo pozwolił nam zebrać więcej pomysłów i dał możliwość zaplanowania, co dokładnie chcielibyśmy zrobić w kwestii piosenek Breakoutu.

Jak oceniacie to, że Rita Pax jest zespołem alternatywnym, który może funkcjonować na własnych zasadach i nie musi robić niczego na siłę?

P.P.: Mam wrażenie, że przez to jesteśmy zbyt alternatywni na OFFa. Choć ja znów usłyszałam, że ze względu na moje nazwisko jestem za mało alternatywna, więc musze wtedy przekonywać – proszę posłuchać, to co robi Rita Pax. Zresztą nasza druga płyta ukazywała się w momencie, gdy Thom Yorke obraził się na Spotify i nie wrzucał tam swojej twórczości. Wtedy my zrobiliśmy podobnie, bo tylko trzy piosenki z poprzedniego albumu Rity znalazły się w serwisach cyfrowych i tak zostało. Teraz, gdy płyty Rediohead są dostępne na wszystkich platformach, pracujemy, żeby przywrócić też nasz album. Swego czasu byliśmy więc alternatywni i niedostępni na własne życzenie (śmiech). A teraz, mam nadzieję, że Breakout pozwoli nam dotrzeć do miejsc, gdzie nie mieliśmy możliwości pojawić się ze swoimi dziwnymi piosenkami.

 

fot. okładka płyty

Repertuar na tej płycie nie jest oczywisty, bo zakładam, że na co dzień nie słuchaliście takiej muzyki. W jaki więc sposób docieraliście i przetwarzaliście na własne potrzeby twórczość Breakoutu? A może macie jakieś dalekie wspomnienia z tymi piosenkami?

P.P. Nie ukrywam, że te piosenki gdzieś funkcjonowały. Mój tata śpiewał i podgrywał na gitarze „Kiedy byłem małym chłopcem”, więc zanim w ogóle dowiedziałam się o istnieniu zespołu Breakout, wiedziałam, że jest taki fajny numer o małym chłopcu. Przecież dzieci lubią piosenki o innych dzieciach. Później z moją siostrą Natalią grzebałyśmy w winylach i album „Blues” wzbudzał w nas ciekawość już przez samą okładkę.

J.M.: To na pewno jest jakiś soundtrack z dzieciństwa. Jak za mgłą pamięta się jakieś słowa i melodie, które wtedy nam towarzyszyły. Był tam też Breakout ze swoimi pamiętnymi piosenkami.

P.P.: A później, gdy przygotowywaliśmy się do Męskiego Grania, zaczęłam czytać i poznawać historię zespołu i w 2019 roku okazało się, że przypada 50. rocznica albumu „Na drugim brzegu tęczy”, dlatego wiele numerów na naszą płytę pochodzi z tamtego wydawnictwa. Kiedy zaczęliśmy pogłębiać wiedzę związaną z twórczością Breakoutu okazało się, że więcej piosenek jest dla nas interesujących i zaczęliśmy czerpać też z innych albumów tego zespołu. Chcieliśmy dotknąć też kilku przebojów.

J.M.: Po Męskim Graniu podeszliśmy do naszego projektu w bardzo luźny sposób. Każdy sam proponował, co się komu podoba i na próbach zaczęliśmy eksperymentować. Sprawdzaliśmy, co działa, co da się przerobić na naszą wrażliwość, a co nie. Selekcji utworów na płytę dokonywaliśmy więc na bieżąco.

Czy pracując nad tymi piosenkami czuliście, że muszą one oddawać klimat epoki, a więc nie mogą być do końca Wasze?

P.P.: Z założeniem, że musimy oddać jakiś klimat podchodziliśmy tylko przygotowując się do Męskiego Grania. Później już puściliśmy wodze fantazji i uciekaliśmy od pierwotnych wykonań. Chcieliśmy, żeby to było przede wszystkim nasze. A z drugiej strony, im bardziej zmienialiśmy te piosenki pod względem aranżacji, tym mocniej czułam, że powinnam zaśpiewać go bliżej oryginału. I tak było z „Gdybyś kochał, hej!”. A jeśli nasza propozycja była bliższa pierwotnej wersji, wtedy czułam, że mogę wokalnie poszaleć. Jeśli chodzi o Ritę Pax, to wybór piosenek narzucił nam pewną formę, więc w kwestii realizacji pomysłów nie staraliśmy się już ograniczać i robiliśmy wszystko tak, jak czuliśmy w danym momencie.

J.M.: Wiele rzeczy po prostu cały czas ewaluowało. Na przykład „Dziwny weekend” powstał po nagraniu całego materiału i jego wersje koncertowe, różnią się od tego, co można usłyszeć na płycie. Ten materiał jest dla nas wciąż bardzo żywy. Na koncertach można usłyszeć inną wersję „Modlitwy”, a to również ze względu, że na płycie zaśpiewał ten numer Wojtek Waglewski. Warto więc przyjść na koncert i sprawdzić jeszcze inne wersje niektórych utworów.

Zmieniając pierwotne wersje, wystawiacie się czasem na krytykę zagorzałych fanów Breakoutu, którzy są przywiązani do oryginałów. Spotkaliście się z opiniami, że za bardzo ingerowaliście w ten materiał?

P.P.: Trochę przekładamy te piosenki na współczesny język, bo jaki byłby sens nagrywania tego materiału w ten sam sposób? Wydaje mi się, że zachowaliśmy jednak ten vintage’owy klimat, ale chcieliśmy zainteresować tymi piosenkami innych słuchaczy, którzy być może nie zetknęli się wcześniej z tymi piosenkami. Jeśli ktoś lubi dla Tame Impala, Alabama Shakes, The Black Keys, ten będzie mógł odnaleźć w naszych wersjach coś dla siebie. Jesteśmy takimi miłośnikami retro, ale robimy to w 2022 roku. Może lepiej jeśli Rita Pax bierze taki repertuar na warsztat niż na przykład twórcy techno.

J.M.: Staraliśmy się zrobić reinterpretację, a nie remiks. Nie zmieliliśmy tej muzyki, profanując te piosenki, tylko podeszliśmy do tego twórczo. Zmienialiśmy delikatnie melodię, rytmikę, niekiedy harmonię, ale wydaje mi się, że wciąż jest w co się zagłębić, słuchając naszych wersji. Najbardziej kontrowersyjnym tematem jest w naszym przypadku stylistyka.

P.P.: W przypadku Breakoutu istnieje silne, żeby nie powiedzieć fanatyczne przywiązanie do oryginału. Tym bardziej, że sięgnęliśmy także po znane piosenki, które żyją w podświadomości wielu Polaków. Przecież powstaje wiele nowych wersji piosenek Kaliny Jędrusik, Agnieszki Osieckiej, Wojciecha Młynarskiego i nikt nie ma z tym problemu. A w przypadku tych piosenek Miry Kubasińskiej i Tadeusza Nalepy pojawiają się skrajne opinie, bo zbytnio naruszamy pierwotne wersje. Nie wdaję się w żadne dyskusje, nawet jeśli ktoś napisze – co się tak drzesz (śmiech). Zresztą nie ukrywam, że bardzo lubię się drzeć i robię to całe życie.

Czy Ty jako wokalistka nie miałaś problemów z interpretacją i wykonaniem piosenek już zaśpiewanych chociażby przez Mirę Kubasińską?

Umówmy się – każda historia wokalistki zaczyna się od tego, że zaśpiewała wszystkie piosenki swoich idolek wiele razy. Poza tym ja bardzo lubię występować w różnych miejscach, śpiewając np. piosenki z filmów czy goszcząc u innych artystów. Lubię odnajdywać się w różnych stylistykach, ale także w różnych postaciach. Jestem w tym nadpobudliwa i otwarta na kolejne wyzwania. Jeśli chodzi o piosenki Breakoutu, to nie słuchałam pierwotnych wersji nieskończoną ilość razy, bo nie chciałam przywiązywać się do oryginałów. Znałam strukturę utworu, melodię, ale nie miałam intencji kopiować frazy. Chciałam robić to po swojemu.

A pojawiły się jakieś problemy związane z przearanżowaniem tych utworów?

J.M.: Pojawiły się takie problemy, jak najbardziej. To jest materiał bluesowy, a my chcieliśmy poszaleć też z harmonią.

P.P.: Wszyscy jesteśmy po klasyce. Zdarzało się nawet, że reszta zespołu mnie pilnowała i kasowała jakieś moje pomysły, bo ja dogrywałam wiele chórków i partii wiolonczeli. Nie wszystkie moje rozwiązania harmoniczne spodobały się więc innym. Co mogłam z tym zrobić? Jesteśmy zespołem i wtedy odpuszczam (śmiech).

 

Ten album, to także goście, bo pojawiło się kilku artystów, których zaprosiliście do tego projektu. Jednym z nich jest Igor Nikiforow, który pojawił się w utworze „Piękno”. Skąd taki pomysł?

P.P.: Mam dzieci i szukam dla nich ciekawej muzyki, a skład JerzIgor jest moim ulubionym artystą w tej dziedzinie. Uważam, że Igor jest świetnym wokalistą, takim polskim Chetem Bakerem, albo bardziej mruczanym Dawidem Podsiadło. Przy okazji jest niewyeksploatowanym artystą, który lubi być z tyłu, a ja uważam, że powinien być na froncie jako wokalista. Podsycałam w nim chęć zaśpiewania w tym utworze, bo najpierw wysłałam mu wersję ze swoimi wokalami i on po kilku dniach stwierdził – no dobra, wchodzę w to. Dzięki niemu jest coś magicznego w „Pięknie” i często ktoś się mnie pyta – kto to jest, kto tam śpiewa?

W „Modlitwie” pojawił się natomiast Wojciech Waglewski, która wydaje się mocno z nim związana.

P.P: Tak, a jeszcze na nagranie tego utworu, Wojtek przyniósł gitarę, którą kupił od Tadeusza Nalepy. Przy okazji stał się mostem pokoleniowym, wiedzącym o czym śpiewa. Zrobił to wszystko tak naturalnie, że do jego wykonania tego utworu już nic nie można było dodać. Wojtek położył też riffy w piosence „Oni zaraz przyjdą tu” i głównymi riffami wymienia się z naszym gitarzystą Pawłem Zalewskim.

W „Oni zaraz przyjdą tu” jest jeszcze Łukasz Lach. Jak to się stało, że on pojawił się na tej płycie?

P.P.: W tym przypadku zrobiliśmy zespołową ankietę. Pojawiło się wiele nazwisk, które pretendowały do zaproszenia na nasz album. I w głosowaniu okazało się, ze wygrał właśnie Łukasz. Poza tym on jest odpowiednią osobą, bo posiada świadomość muzyczną, kulturową i jest trochę niedzisiejszy.

J.M.: Naturalnym było dla nas, że męskie głosy na tej płycie powinny się pojawić. Ten podział na kobiecy i męski wokal był więc dla nas bardzo ważny. Przez to właśnie chcieliśmy być bliżej oryginałów.

P.P.: Nie dopuściłabym natomiast do zaproszenia jakiejś innej laski (śmiech). Dlatego wszystkie piosenki Miry są moje, a do tego chciałam zaśpiewać numer „Kiedy byłem małym chłopcem”, co rzuca na niego inne światło.

Czy da się połączyć na koncertach piosenki z tej płyty z Waszym wcześniejszym repertuarem?

P.P.: Nie ukrywam, że mamy taką ochotę, ale zdajemy sobie sprawę, że ten materiał będą chcieli posłuchać fani Breakoutu i nie będziemy im robić sieczki. Póki co, skupimy się na tym projekcie, a z czasem będziemy wprowadzać dodatkowe piosenki, może na koncertach klubowych. Sprawdziliśmy już na koncercie w Płocku, że na razie, to nie do końca uzupełnia się ze sobą – nasza autorska psychodelia leci jeszcze innymi drogami.

Czy z perspektywy artysty, taki repertuar można traktować na równi z autorskimi piosenkami? Czy zawsze będzie to dla Was inna bajka, która nie odda w pełni tego, co w Was gdzieś głęboko siedzi?

P.P.: Jeśli grasz ten materiał na koncertach i jesteś w tym w środku, to nie czujesz jakiejś różnicy. Liczy się w tym przypadku zaangażowanie. Wiadomo, że swoimi słowami można wyrazić się mocniej, ale jak czyjeś piosenki mocno wrosną we mnie, to nie mam takiego poczucia, że to jest nie moje i inaczej ze mną rezonuje. Choć z drugiej strony, traktujemy ten album projektowo. Wiadomo, inaczej aktor odgrywa rolę, gdy jest jednocześnie reżyserem i napisał scenariusz, niż gdy jest tylko aktorem.

J.W.: Czuję, że jak gramy te numery, to poprzez aranżację odczuwamy, jakby to było nasze. Jednak, gdy po tych kawałkach Breakoutu zagraliśmy coś naszego, to jako instrumentalista odczuwam większą integralność z naszymi piosenkami. Czuję inaczej, gdy Paulina śpiewa słowa, które sama napisała, bo rodzi się jakby większa odpowiedzialność za to, co jest mocniej związane z nami. Pojawia się jakby pełniejsze obnażenie emocji, więc występuje jakaś różnica. Czyjeś piosenki są za to dla nas wielką inspiracją, bo zawsze pogłębiamy temat z wielu stron. Wtedy ważny jest dla nas także rys historyczny, nie tylko sama muzyka.

Czym dla Ciebie, jako instrumentalisty było nagrywanie tych utworów?

J.W.: Dla mnie to był powrót do żywej energii, gdzie nie wszystko musi być idealne. Dzięki temu mogliśmy wykroczyć poza dzisiejsze sposoby nagrywania. Niektóre numery nagrywaliśmy bez komputerów, zostawiliśmy metronom, więc czasem coś przyspiesza, jest jakby celowo niedokładne. W końcu Breakout też był psychodeliczny i nie wszystko musiało być perfekcyjnie zaplanowane i zagrane.

 

Czy „Piękno. Tribute to Breakout” to jest dla Was zamknięty projekt, który po jakimś czasie zniknie z Waszego repertuaru? Czy jednak coś z Wami na zawsze z tej płyty zostanie?

P.P.: Na pewno autorski numer „Stare dusze” zostanie z nami na zawsze. Przy tej okazji możemy zdradzić pewną ciekawostkę, bo na ten album przygotowaliśmy 9 numerów. Okazało się, że powinniśmy nagrać ich 12. Stąd po czasie dograliśmy „Pomaluj moje sny”, „Poszłabym za Tobą” oraz właśnie utwór autorski. Jak się okazało, to są nasze propozycje singlowe, których by nie było, gdyby nie upominanie się wytwórni o większą ilość piosenek. Dzięki tej sytuacji powstało coś, co nie miałoby okazji zrodzić się w inny sposób, dlatego ta nasza dodatkowa propozycja jest dla nas ważna. Zresztą tak się robi – przy nagrywaniu „tributowego” materiału, daje się również coś od siebie.

J.W.: Ten utwór pokazuje, że wiele wynieśliśmy z piosenek Breakoutu dla siebie. Oddaje energię, która była dla nas niezwykle inspirująca.

A czy ten album w jakiś sposób ukierunkuje dalsze działania zespołu Rita Pax?

P.P.: Teraz mam w sobie dylemat, bo Rita Pax zawsze była po angielsku i gdzieś tam uniwersalna. Nie wiem, co by było, gdybyśmy teraz zdecydowali się nagrać piosenki w języku polskim? Czy dalibyśmy się wtedy złamać?

J.W.: Jesteśmy tak nadpobudliwi stylistycznie, że nawet jeśli zaczniemy pracować nad nowymi piosenkami w podobnym klimacie, to po dłuższej pracy możemy wylądować znów gdzieś zupełnie indziej. Także trudno powiedzieć, bo lubimy skakać po różnych gałęziach muzycznych.

Czy macie jakieś swojej ulubione płyty z serii „tribute to”?

J.W.: Jest taki zespół dubowy Easy Star All-Stars, który zrobił przeróbki kilku świetnych płyt. Oni nagrali wszystko inaczej, wywrócili, to co znamy do góry nogami, stąd album „Radiodread”, czyli przeróbka Radiohead, albo „Dub Side of the Moon” Pink Floydów. W ich repertuarze znalazło się też coś Beatlesów i jak dla mnie każdy ich projekt jest genialny w swej inności względem pierwowzoru.

P.P.: Monika Borzym nagrała album „Radioheadycznie”, też bardzo fajnie. Moja siostra zrobiła po swojemu Janis Joplin, ale też Korę. Świetną robotę wykonał Ralph Kaminski na płycie „Kora”. Pojawiają się więc projekty wartościowe i mam nadzieję, że nasz album także można do nich zaliczyć. Dla mnie magiczne jest, gdy ludzie nie wiedzą, że słuchają coverów. Ja też jako dziecko nie wiedziałam, że ktoś inny śpiewał „I Will Always Love You”. A może nawet dzięki wykonaniu Whitney Houston zostałam piosenkarką? (śmiech). Muzyka jest niekończącym się źródłem inspiracji i to jest świetne.

Rozmawiał: Łukasz Dębowski

 

Rita Pax i Igor Nikiforow w poszukiwaniu “Piękna”

Jedna odpowiedź do “„Po Męskim Graniu podeszliśmy do naszego projektu w bardzo luźny sposób” – Rita Pax [WYWIAD]”

Leave a Reply