Bass Astral – „Techno do miłości” [RECENZJA]

Nasz ocena

,,Mimo iż chciałem zrobić wszystko sam, to zrozumiałem, że muzykę najbardziej kocham robić razem. Każda piosenka na tej płycie to inna relacja. I mimo, że będzie napisane, że to płyta solowa, to jest ona bardziej jak ekscentryczna orkiestra”. Tak o swojej płycie „Techno do miłości” mówił Bass Astral. Zachęcamy do zapoznania się z naszą recenzją tego albumu.

fot. okładka albumu

Recenzja płyty „Techno do miłości” – Bass Astral (Mystic Production, 2022)

Jak się okazuje Bass Astral, czyli Kuba Tracz doskonale radzi sobie także bez Igo, czego potwierdzeniem jest album „Techno do miłości” nagrany z innymi gośćmi. To przy okazji najbardziej eklektyczny materiał, jaki pojawił się w ostatnim czasie na polskim rynku muzycznym.

Jak połączyć muzykę Chopina z muzyką disco? Jak zamienić orkiestrowe inspiracje w głęboką alternatywę? W końcu jak piosenkowe, żywe harmonie przemielić przez elektroniczną, mocno rytmizującą formę?

Odpowiedzi na te pytania można znaleźć na płycie, która nie powinna razić zbyt dużym rozrzutem stylistycznym. Nie budzi więc dysonansu zastosowanie wielu technik, które często wychodzą od zaproszonych gości. Właściwie to oni narzucają ofensywność i styl poszczególnych propozycji. Kuba pozwolił każdemu z artystów wyładować cały potencjał, wyraźnie naznaczając ich obecnością poszczególne utwory.

Właściwie ten album mógłby nosić tytuł „Bass Astral & Przyjaciele”, ale dostaliśmy „Techno do miłości”, co nie jest pozbawione dodatkowego znaczenia. Z jednej strony dostaliśmy mocno taneczne kawałki otoczone wytrawną treścią, a z drugiej usłyszymy miękką lirykę, która nie odnosi się jedynie do tekstów. Ma to swoje istotne znaczenie także w niekiedy nostalgicznie rozciągniętej przestrzeni muzycznej i żywym brzmieniu instrumentów.

Być może „Nokturn f-moll op. 55 nr 1” zagrany na fortepianie przez Adama Wojciechowskiego, podkręcony miękkim elektronicznym bitem (produkcja i aranżacja Kuba Tracz) może być dla kogoś zbyt przewrotowy. Warto jednak zauważyć, że na tle całości staje się szlachetnym ozdobnikiem tej płyty, która jednak opiera się na głębszych założeniach muzycznych. Tytułowe „techno” w tym przypadku jest motorem działania, a nie celem samym w sobie. Dlatego nie ma rozbieżności pomiędzy wyżej wspomnianym dziełem Chopina, a bardziej taneczną – choć może zbyt przerysowaną – propozycją „Samotność w klubie disco” (reinterpretacja zapomnianej piosenki ULTRY). Zaskoczeniem jest przerobienie utworu sprzed kilku lat, czyli „Pałaców” zespołu Divines, który także uczestniczył w nagraniu nowej wersji. Świeży sznyt wyzwolił z tej piosenki więcej przebojowości, choć razi trochę zbyt intensywnym wokalem.

Mrocznym, a przy okazji najbardziej wartościowym momentem jest jednak doskonały utwór „Before I Died” z wokalnym udziałem Ericonne, w którym pojawia się orkiestracja Jana Stokłosy (skrzypce, wiolonczela, róg, flet, klarnet, puzon). Trzeba przyznać, że nieźle bronią się też propozycje całkowicie instrumentalne. Często są to wielowymiarowe konstrukcje przesiąknięte intensywnością niekoniecznie elektronicznych dźwięków i płynną zmiennością klimatu („Jungle Beatz” z Jakubem Marcelem).

Największą zaletą albumu „Techno do miłości” jest umiejętne nakładanie wielu form muzycznych, które w ostatecznym rozrachunku charakteryzują muzykę Bass Astrala. Eklektyzm w tym przypadku jest otwartym obszarem, ostatecznie zabudowanym współczesną odmianą romantyzmu, mającą w dzisiejszej rzeczywistości muzycznej swoje nowe miejsce. Kuba Tracz wypełnił tę przestrzeń jednak na swój sposób. A pomogli mu w tym całkiem interesujący goście wywodzący się z różnych gatunków muzycznych. I nawet jeśli nie udało się do końca utrzymać jakości na jednakowym, wysokim poziomie, to i tak jest to album, który zasługuje na naszą uwagę.

Łukasz Dębowski

 

Jedna odpowiedź do “Bass Astral – „Techno do miłości” [RECENZJA]”

Leave a Reply