“Shall we?” to premierowy album zespołu Three Ways Out. Grupa porusza się w gatunkach szeroko pojętej muzyki rockowej, z wyraźnymi odniesieniami do post grunge. EPka dostępna jest już w serwisach cyfrowych, a dziś prezentujemy recenzję tego wydarzenia.
fot. materiały prasowe
Recenzja EP „Shall we?” – Three Ways Out (2022)
Three Ways Out to akustyczne trio grające muzykę pozornie niemieszczącą się we współczesności. Panowie z sentymentem patrzą w stronę rocka, a nawet grunge’u lat 90. Odniesienia wydają się oczywiste, jednak poprzez własną wrażliwość, a przede wszystkim szczerość udało im się nadać pewnym pomysłom czegoś uniwersalnego, co nie ma terminu przydatności. Efektem wspólnych działań artystycznych zespołu jest (póki co) EPka „Shall we?”, na której w czytelny sposób określono własny, wciąż poruszający w teraźniejszej rzeczywistości styl muzyczny.
Ktoś powie – to już było, po co odgrzewać coś, co miało swoje największe znaczenie 20-30 lat temu? Przede wszystkim taka muzyka płynie w żyłach zespołu. To jest niewymuszony i całkowicie autentyczny wyraz artystyczny, który mocno określa ich inspiracje muzyczne (słyszalne echa m.in. Alice in Chains). Pomimo akustycznej formy zarejestrowania wszystkich utworów (na EPce znalazły się cztery propozycje), całość prezentuje się dojrzale, a przede wszystkim ujmująco.
Nie jest to wrażliwość, którą można przypisać tylko do jednego gatunku muzycznego. Coś jest dobre, posiada swoją głębię albo nie. W tym przypadku dostaliśmy wytrawną, ale na swój sposób przystępną propozycję, określoną poprzez dosyć charakterystyczną melodykę. To ona sprawia, że każdy utwór posiada pierwiastek rozpoznawalności, a przy tym tworzy spójny zbiór, doskonale podkreślony niskim, nieco chropowatym, ale jakże intensywnym głosem Bartosza Pasternaka. Jego wokal nadaje tym piosenkom wyraźnej emocjonalności.
Być może brakuje w tym namiastki większego indywidualizmu, który mocniej określałby poczynania zespołu, wzmacniając markę Three Ways Out, jednak w tym przypadku siła tkwi w pewnym nieprzekombinowaniu. Prostota tak przedstawionej muzyki ma swoje pozytywne strony i budzi uczucia, które drzemią w nas jakby nieco uśpione. A do tego dochodzi właśnie ta kropla nieprzesadnego sentymentu („Guideman„). Jeśli dodamy, że każdy numer został zawodowo zagrany, bo nie da się ukryć, że forma akustyczna mogłaby odsłonić pewne niedoskonałości, to ukaże nam się pełna wartość tego projektu.
Ten album można traktować jako przedsmak czegoś większego, choć jego oblicze jest już na tyle intensywne, by móc w pełni korzystać z niekwestionowanej atrakcyjności tych piosenek. W tak zaprezentowanym akustycznym brzmieniu postgrunge’owym znajdziemy właściwy koloryt współczesności, który nadaje tej propozycji bardziej uniwersalnych zalet. Tym bardziej, że całość ma interesujący, zawodowo zaprezentowany wydźwięk, będący wręcz czymś unikatowym w dzisiejszych czasach. „Shall we?” to porcja dobrze zaprezentowanej, nienapastliwej w swym przekazie muzyki, która powinna mieć swój ciąg dalszy w bardziej rozwiniętej formie. Dzięki Three Ways Out znów zatęsknimy za latami 90. Ale czy to źle?
Łukasz Dębowski
Three Ways Out z nowym singlem. Posłuchaj utworu “Lonely Crowd”
Jedna odpowiedź do “Three Ways Out – „Shall we?” [RECENZJA]”