Ostatni dzień zeszłego roku przyniósł premierę trzeciego solowego albumu Fokusa – „Arogant”. W komentarzach przewijały się głosy, iż EPka to jednak trochę za mało, jak na prawie 11 lat oczekiwania. Jednak czy rzeczywiście ten krążek powinien być dłuższy? Przekonajmy się. Zapraszamy do zapoznania się z recenzją tego albumu.
Recenzja EP „Arogant” – Fokus (MaxFloRecords, 2021)
„Arogant” minął się z oczekiwaniami fanów Fokusa z dwóch powodów: po pierwsze jest to EPka, po drugie forma (przesiąknięta szeroko pojętą elektroniką), która nie była oczywista po ostatnich dokonaniach Pokahontaz („Reset” i „Renesans” głęboko zakorzenione w oldschoolu), czy gościnnych zwrotkach Ślązaka.
„Kaiju” z japońskiego oznacza miedzy innymi „Wielkiego gada”. Dla słuchaczy Fokusa to oczywiste nawiązanie do jego osoby, nazywanego Smokiem. Ten „prosty” tytuł daje już na samym początku do zrozumienia, iż przy odrobinie zaangażowania, natrafimy na wiele smaczków. Choćby słyszalny w tle tego utworu ryk gada (sampel ryku Godzilli).
Osobiście również miałem nadzieję bardziej na „kontynuację” „Prewersji” z mocnym przekazem i długimi tekstami, okraszonymi niepodrabialnym flow Fokusa. Bogaty w słowa i przekaz jest jednak tytułowy „Arogant”: tekstowo będący szczerą i dosadną braggą (komentując choćby stan polskiej sceny rapowej), technicznie czymś, czym Ślązak zaskarbił sobie uznanie fanów – dopracowanym majstersztykiem. Podczas pierwszej styczności z singlem miałem wrażenie, że bit jest ciut za głośny, przez co ciężko zrozumieć Fokusa. Jednak po bliższym zapoznaniu się z utworem, nie mam żadnych obiekcji.
Po pierwszym przesłuchaniu całości stwierdziłem „Kurczę, dawno nie słyszałem tak oryginalnej płyty w polskim rapie”. Nie odbierzcie mnie źle, ostatni rok dał nam wiele ciekawych krążków, jednak było czuć wtórność w przekazie (który jest ponoć w gatunku najważniejszy) i na płaszczyźnie produkcyjnej. Fokus, w moim odczuciu, swoim materiałem wniósł powiew świeżości do polskiej rap gry. Wymowne jest 1. miejsce na OLiSie po pierwszym tygodniu w sprzedaży.
Teksty prostsze, jednak ukazujące nam, dlaczego Smok postawił na tę formę. Osoby, które śledzą postać Fokusa, miały świadomość, iż prędzej czy później, taki krążek się ukaże. W końcu ten typ muzyki, drum and bass, szeroko pojęta elektronika, to zajawka Wojciecha, którą poznać mogliśmy w przełomowym (produkcyjnie) „Rekontakcie” sprzed 10 lat. Ale akurat, „Aroganta” nagrał w głównej mierze dla… siebie.
Produkcje, których zajawkę w formie Hot16Challenge2 otrzymaliśmy w maju 2020 roku, są w moim odczuciu kluczem, do odpowiedzi, dlaczego jest to EPka. 6 mocnych, energetycznych utworów, które zostały starannie wyselekcjonowane, zapewniły spójność, dzięki czemu słucha się ich przyjemnie.
W nie lada konsternację wprowadził mnie „Paradox”. Czym? Najprościej rzecz biorąc, zawiłym tekstem, przy którym trzeba się nagłowić, aby pojąć, co Fokus chciał nim przekazać. Wprowadza to pewną dozę mistycyzmu, który w połączeniu z bitem, wywołuje delikatny trans. A całość została ozdobiona scratchami Dj Westa (członek Pokahontaz i jedyny gość na krążku).
Numerem, na który warto zwrócić uwagę, to „ATH”. Dla sporej części słuchaczy, tekst może wydać się zlepkiem słów, które mają dobrze brzmieć. Jednak jeśli ktoś orientuje się w tematyce kryptowalut lub poszuka znaczeń danych wyrażeń, odkryje sens słów i dowie się o kolejnej zajawce rapera, ukazując jego wiarę w tę formę inwestowania. Jednak warto pamiętać, iż do tego typu inwestycji, powinno się mieć odpowiednią wiedzę, mocne nerwy i rozsądek, co do kwot. Natomiast całość buja, ładując przy tym pozytywną energią.
EPkę zamykają „Długi”, energetycznie pomiędzy „Kaiju” a „ATH”, krążące wokół „spłacaniu długów”. Od razu pojawia się myśl „O jakich długach mowa?”. Mam wrażenie, iż mowa o „długu”, jakim był od lat obiecywany trzeci album. Moim zdaniem spłacił ten dług doskonale, wzbudzając jeszcze większy głód i nadzieje na czwarte solo. Z miłą chęcią w tej stylistyce i długości. Smak świeżości i szczerości dostarczył wiele dobrych wrażeń.
Fokus albumem pokazuje, iż jest w swojej wysokiej (jak i nie szczytowej) formie. Bawi się słowem, będąc przy tym bezpośrednim – jego wizytówka, czyli szybka nawijka dalej jest na miejscu. A wisienkę na torcie stanowi warstwa produkcyjna, którą może nie będzie jeszcze konkurował (pod względem rozbudowania, setek ukrytych dźwięków w tle) z najpopularniejszymi polskimi producentami (mam wrażenie, iż nie taki jest jego cel), jednak uplasuje go na zaszczytnym miejscu skillowego i oryginalnego producenta. Ze względu na te wartości, solidne fundamenty, mógł sobie pozwolić na tak unikatowy krążek, ukazując swoją zasadną „arogancję”, bo może. Muzyka sama go broni.
Początkowo sądziłem, że będę wracał do tego krążka okazyjnie, jednak po przesiąknięciu nim, poznawaniu niuansów tekstów i odkrywaniu, co rusz nowych dźwięków, zostanie ze mną na dłużej, bo mimo tak „ubogiej” treści, oferuje o wiele więcej, niż niejeden popularny raper. Poza tym tempo numerów jest wręcz idealne do treningów na skakance, ale to już mała dygresja ze stricte prywatnego życia.
Adrian Kaczmarek