Czesław Mozil – „#IDEOLOGIAMOZILA” [RECENZJA]

Nasz ocena

„#IDEOLOGIAMOZILA” to album bardzo osobisty, zbiór obserwacji świata, ale i najbliższego otoczenia. To zamknięty w 11 piosenkach manifest ważnych dla Czesława Mozila spraw i wartości, które podzielają również obecni na płycie goście. Poznajcie naszą recenzję tego wydarzenia.

Autor zdjęcia na okładce: Sylwia Makris, autor okładki: Marcin Szmidt

Recenzja płyty „#IDEOLOGIACZESŁAWA” – Czesław Mozil (Mystic Production, 2021)

Jak nigdy wcześniej słychać, że Czesław Mozil śpiewa i opowiada historie, kierując je bezpośrednio do ludzi. Wcześniej nie było to aż tak czytelne. Nigdy wcześniej artysta nie napisał tekstów tak osobistych, bolesnych i nieoczywistych. Album „#IDEOLOGIACZESŁAWA” to zestaw piosenek, które nie pozostawiają słuchacza obojętnym. Z jednej strony głęboko emocjonalnych, a z drugiej zaangażowanych społecznie (czy też po prostu ludzkich).

Nic nie mogłoby się wydarzyć bez wsparcia muzyków, którzy pomogli zmaterializować wizję Czesława w takiej formie, która nie ucieka całkowicie od tego, co artysta wcześniej nam proponował. Czuć jednak większy rozmach, a przede wszystkim pojawia się różnorodność muzyczna, wyznaczająca nowe kierunki jego poczynań. To dzięki współpracy Mozila z Mateuszem „Matheo” Schmidtem, te piosenki prezentują się mocniej, czasem wytworniej lub po prostu mniej jednoznacznie (klasyczne dźwięki „potykają się” o teatralno-musicalowy styl w „6/13„). Znalazło się coś na bałkańską nutę („Pan tu nie stał” z udziałem Stanisława Soyki i BUM BUM ORKeSTAR). Natomiast disco-polowy (nie każdy pamięta, że był rockowym muzykiem) Czadoman wie, o czym jest utwór, który zdecydował się zinterpretować, dając prztyczek w nos krytykom w szeroko rozpisanym muzycznie „Autorytecie”. Elementy folkowo-ludowe i mocniejsze akcentowanie przekazu ubarwia typową piosenkowość („Młynarzu miel”).

Pojawiają się też akcenty bardziej gitarowe (Marcin Bors dołożył ognia w „To nasze coś”), ale nie zabrakło też miejsca dla akordeonu, choć tym razem jako jednego z wielu elementów kompozycji („Dzień w którym uśmiech znikł”). Ten wspominany utwór, który otwiera album zwraca uwagę z kilku powodów. Wprowadza w klimat, pokazując większą dynamikę muzyki Czesława, ale też hipnotyzuje pojawiający się głos kontratenora Michała Sławeckiego oraz tekst. A słowa w tym przypadku są pociskami, które wystrzeliwują z ust Mozila, trafiając w sedno, odnosząc się w ten sposób do pewnych wydarzeń („Zabronili ci u góry mili, różne zgromadzenia / Potem bili mocno bili, aż już żaden obywatel / Nie miał nic więcej / Do powiedzenia”).

Gorzkich słów pojawia się na tej płycie więcej, a bywają one jeszcze bardziej poruszające, gdy słyszymy historię przemocy domowej (Hani Rani w subtelnej kompozycji „Z miłości”). Należy dodać, że dwa teksty powstały przy współudziale Kasi Popowskiej (w tym singlowy „Mama zawsze mówiła”). Każdy utwór to inna historia, ale wszystkie one składają się na katharsis potrzebny nie tylko Czesławowi, ale wielu słuchaczom, którzy z tymi piosenkami będą mogli się utożsamiać. Bo to album do szpiku kości autentyczny, może czasem bolesny, niełatwy w odbiorze, choć w swej wytrawności muzycznej doskonały.

„#IDEOLOGIACZESŁAWA” to mocno zaznaczona wypowiedź artystyczna, jakich nigdy nie za wiele. Czesław Mozil nie jest już jedynie grajkiem z akordeonem, opowiadającym jakieś historyjki. To artysta, który potrafi przygniatać temperamentem, słowem i interpretacją. Ta płyta obudzi każdego, kto udaje, że jego pewne rzeczy nie dotyczą. Ciężko doszukiwać się zarzutów pod adresem tego albumu, poza jednym – to wciąż płyta dla wielbicieli talentu Czesława i pewnie trudno będzie mu dotrzeć do szerszego grona odbiorców.

Łukasz Dębowski

 

 

 

Jedna odpowiedź do “Czesław Mozil – „#IDEOLOGIAMOZILA” [RECENZJA]”

Leave a Reply