18 listopada ukazał się pod naszym patronatem medialnym solowy album Kalinovskiego zatytułowany “Być może ostatnia płyta”. Poznajcie naszą recenzję tego wydarzenia.
fot. okładka albumu (materiały prasowe)
Recenzja płyty “Być może ostatnia płyta” – Kalinovski (whyternative, 2021)
Kalinovski powraca z zupełnie nowym, tym razem solowym projektem. Nie należy jednak mieć obaw związanych z albumem “Być może ostatnia płyta”, bo to świetnie skrojone piosenki, które wciąż oscylują w okolicach rockowej przebojowości. Nawiązując do tradycji mocniejszego zgrywania dźwięków, artysta postawił na świeże brzmienie, które doskonale odnajduje się w dzisiejszych realiach.
I choć płyta rozpoczyna się bardziej przystępnie utworem “Dzień w dzień“, to wciąż mamy do czynienia z propozycją iskrzącą pomysłami, a co najważniejsze oddającą niebagatelną część charyzmy Adama. Dalej już nie jest tak grzecznie, chociaż każdy kawałek trzyma się ściśle pewnych założeń i konkretniej oddaje charakter tego, co artysta ma do zaproponowania na dzień dzisiejszy. Mocniejsze, naładowane gęstymi gitarami momenty, to znak rozpoznawczy tego albumu (“Złodziej“).
Warto zwrócić uwagę na to, że pomimo wyraźnego sprecyzowania całości, nie znajdziemy na tej płycie dwóch takich samych momentów. Każdy utwór posiada indywidualną formę, która nie razi banałem i nie staje się czymś do bólu przewidywalnym. To skondensowana muzyczna piguła, a właściwie artystyczny cios, który uderza rockową dynamiką. Wokalista jakby celowo zrezygnował z ballad, nadmiernie piosenkowych sytuacji, czy też rozciągniętych w nieskończoność kompozycji, zastępując je bezpośrednią ofensywą i bezkompromisowością (“Fałszywe drogowskazy“). Przy tym nie zaszkodził przebojowemu charakterowi swoich propozycji, które niejednokrotnie zapętlają się w jednolity (ale nie bezduszny) zestaw dźwięków (“Papierowe miasta“). Takie sytuacje doskonale podkreślą możliwości wokalne Kalinovskiego, a te bywają imponujące. Sam przekaz też jest istotny, bo artysta opisuje pewne sytuacje jakby z własnej perspektywy, nie upiększając niczego, a raczej wskazując problemy dzisiejszych czasów (“Jazgot“). To swego rodzaju głos pokolenia, które reprezentuje jako dwudziestoparolatek.
Być może ten album nie staje się wyznacznikiem wielkiej oryginalności, bo piosenki opierają się na sprawdzonych patentach, ale zawodowe podejście do takiej formy muzycznej jest imponujące. Kalinovski podszedł do realizacji swoich pomysłów z ogromną precyzją i zaangażowaniem. I tego nie da się nie zauważyć. Dzięki temu dostaliśmy płytę (oby nie ostatnią jak wskazuje tytuł), która staje na panteonie przyzwoitości artystycznej. Skompresowanie muzycznie nie jest w tym przypadku ograniczające. Wręcz przeciwnie, taki zabieg oddał nam to, co stanowi esencję twórczości Adama Kalinowskiego i to przy najlepszych założeniach produkcyjnych. Tak więc na jednokrotnym przesłuchaniu się nie kończy. Warto sprawdzić.
Łukasz Dębowski
*****
Album jest dostępny wyłącznie na stronie kalinovski.pl
Mam i polecam