Pierwsza dama polskiego jazzu, Ewa Bem wraca z nową płytą pt. “LIVE”, której premiera odbyła się 12 listopada. Poznajcie naszą recenzję tego wydarzenia.
Recenzja płyty “Live” – Ewa Bem (Agora, 2021)
Ewa Bem świętuje 50-lecie pracy artystycznej. Najpierw był koncert podczas Ladies’ Jazz Festival Gdynia 2021, później występ na Festiwalu w Sopocie, a teraz dostaliśmy album „Live”, będący podsumowaniem działalności artystycznej wokalistki. Na płycie znalazł się występ zarejestrowany w Radiu Wrocław w 2015 roku. Jednak wykonania Ewy Bem są odporne na upływ czasu i nie mają nic wspólnego z szybką konsumpcją muzyki, z którą mamy obecnie do czynienia.
Jakości tego wydarzenia nie można podważać, tym bardziej, że na scenie artystce towarzyszyli wybitni muzycy, czyli Andrzej Jagodziński, Robert Majewski, Adam Cegielski i Czesław „Mały” Bartkowski. Nie tylko w jazzie są to znaczące nazwiska, więc przybliżanie ich życiorysów nie jest konieczne. Oni nadali tonu wszystkim kompozycjom, ale to pierwsza dama polskiej piosenki ubarwiła wszystkie propozycje niesłabnącą siłą głosu i należytą interpretacją. Mówienie o wykonawstwie w przypadku Ewy Bem w samych superlatywach, nie odda faktycznego talentu wybitnej wokalistki. A najlepszym na to dowodem są właśnie wykonania na żywo.
To przy okazji pokazuje jak intensywna od emocji jest twórczość artystki. Na albumie znalazł się cały przekrój dokonań, które są już klasyką („Podaruj mi trochę słońca”), ale też można znaleźć nowsze piosenki („Por Favor”) oraz covery, tak usilnie lgnące do wrażliwości Ewy Bem. Stąd pojawienie się na tym albumie utworów z repertuaru Marka Grechuty („Niepewność”) i Skaldów („Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał”). Forma poszczególnych wykonań została zamknięta w szlachetnym, ale przystępnym, rzec można „piosenkowym jazzie”. Nie ma tu eksperymentowania z muzyką, choć niektóre wersje różnią się od pierwotnych wersji („Jak to dziewczyna” Jerzego Połomskiego).
Ujmuje żywa konstrukcja wszystkich kompozycji, które stają się wiązanką tego, co w polskiej muzyce wartościowe, doskonałe i wciąż żywe. A przy okazji zapowiadają one kolejne koncerty Ewy Bem, na które czekamy już wiele lat. Płyta „Live” staje się przedsmakiem tego wszystkiego, co jeszcze artystka trzyma w zanadrzu, przy tym potwierdzając swoją klasę i bezkonkurencyjność w takiej przestrzeni artystycznej. Na albumie brakuje tylko czegoś nowego, co byłoby zapowiedzią zupełnie premierowej muzyki.
Łukasz Dębowski
Ewa Bem świętuje 50-lecie pracy artystycznej. 10. największych przebojów artystki [RANKING]