Kasia “BlackKay” Bieńkowska zadebiutowała solowym mini albumem “Aquarius”, którego recenzję można znaleźć na naszym portalu.
fot. okładka albumu
Recenzja EP „Aquarius” – BlackKay (2021)
Po bardzo dobrze przyjętych singlach, BlackKay powraca z pełniejszą formą artystyczną, którą zamknęła na solowym mini albumie „Aquarius”. Rockowa energia podrasowana współczesnym brzmieniem, ale z szacunkiem odnoszącym się do klasycznej muzyki gitarowej, to wciąż dominujący koloryt twórczości Kasi Bieńkowskiej.
Nie da się ukryć, że wcześniej zdobyte doświadczenie Kasi (działała m.in. w zespole White Highway), przełożyło się na jakość tego wydarzenia.
Zresztą pewien progres można było zauważyć także w kolejnych solowych singlach, które artystka prezentowała od minionego roku („Światło.Cień” miał swoją premierę rok temu). BlackKay nabrała większej świadomości, ale też pewności siebie, co niezwykle dobrze wpłynęło na autorski materiał. Przy tym wciąż potrafi przyciągać uwagę poprzez charyzmę, tak silnie oddziałującą na wszystkie utwory z tego albumu. Właściwie jej osobowość artystyczna, ale też wrażliwość stała się siłą napędową niemal każdej z rozmachem zaprezentowanej piosenki.
Do tego ten wokal! To on jest tornadem emocji całkowicie wpływającym na słuchacza. Warto zwrócić uwagę na utwór „Insane” – nieco wycofany, ale jakże filmowo brzmiący początek rozwija się w mocne refreny, naznaczone charakterystycznym głosem BlackKay. To jest muzyczna torpeda, która uwypukla wartość tego materiału.
A takich mocniejszych akcentów jest tu więcej. Już otwierający album „Orion” pokazuje, w jakim kierunku artystka postanowiła podążać. Z jednej strony dostaliśmy rockową niejednoznaczność, a z drugiej przestrzenne, ale jakże piosenkowe motywy. Przy tym „Orion” pulsuje energią wydobytą z należycie poprowadzonych harmonii. To mógłby być przebój, gdyby rozgłośnie radiowe nie były w dzisiejszych czasach aż tak zachowawcze. Na albumie znalazły się też dwie bardziej balladowe propozycje, które poznaliśmy już wcześniej, tj. „Bring Me The Light” (z mocniejszymi akcentami rockowymi) oraz „Światło.Cień” (z pierwszoplanowym pianinem, na którym zagrała Kasia). Niewątpliwą jakością drugiego utworu jest umiejętne budowanie napięcia, wręcz stworzenie niepokojącego klimatu, wypełnionego mnogością doznań w końcowej części.
Trzeba przyznać, że BlackKay umiejętnie poskładała wszystkie elementy tej muzycznej układanki w żywą i jakże interesującą całość. W tych kilku utworach artystce udało się pokazać swój temperament, ale też koncepcję własnej twórczości. Nie da się ukryć, że to muzyka, która płynie w żyłach Kasi Bieńkowskiej. I nawet jeśli chwilami wkradają się nadmiernie archaiczne akcenty, to minialbum „Aquarius” (tak, Wodnik to znak zodiaku wokalistki) tętni wytrawnością oraz niewątpliwą szczerością przekazu.
Łukasz Dębowski
*****
Albumu “Aquarius” w wersji online można odsłuchać na YouTube, Spotify i w innych platformach streamingowych (Google Music, Deezer, Tidal, iTunes i inne). Wersję fizyczną w postaci CD można nabyć bezpośrednio u BlackKay.
2 odpowiedzi na “BlackKay – „Aquarius” [RECENZJA]”