23 lipca na sklepowe półki oraz do serwisów cyfrowych, trafiła reedycja siódmego studyjnego albumu Urszuli pt. „Supernova”, wydanego po raz pierwszy w 1998 roku. Wraz z premiera płyty ukazał się teledysk do utworu “Rysa na szkle”. Prezentujemy naszą recenzję tego wydarzenia.
Recenzja płyty „Supernova” – Urszula (Magic Records, 2021)
Tworząc reedycje płyt należy postawić sobie pytanie – jaka jest idea takich wznowień? Zwykle takie albumy ukazują się z okazji jubileuszów, gdzie zamieszcza się dodatkowo niepublikowane nagrania, wersje demo, czasem też koncertowe etc. Urszula podeszła jednak do tematu zgoła inaczej. Postanowiła ponownie wydać krążek „Supernova”, nagrywając od nowa partie wokalne i muzyczne, zachowując ich pierwotny charakter. Znalazły się na nim także oryginalne ślady gitar – Staszka Zybowskiego. Jaki jest tego efekt?
„Supernova” była konsekwencją ogromnej popularności, wydanej dwa lata wcześniej „Białej drogi”. Wokalistka wraz z ówczesnym zespołem postanowiła kontynuować dobrą passę, rejestrując niemniej przebojowy materiał. A hitów tu co niemiara – „Anioł wie”, „Żegnaj więc”, „Dnie-Ye!”, „Depresja” i kolejna wersja przeboju „Rysa na szkle”, do którego po latach artystka zdecydowała się nagrać teledysk, promujący teraźniejsze wydanie tej płyty.
Odświeżona forma wszystkich piosenek może nie była aż tak konieczna, bo piosenki z 1998 roku wciąż się całkiem nieźle bronią, jednak współczesny powiew świeżości dodał im energii. Tym bardziej, że zostały wykorzystane niepublikowane wcześniej partie instrumentalne Stanisława Zybowskiego, Roberta Majewskiego oraz Roberta Szymańskiego. Wokal Urszuli także wydaje się tym razem pełniejszy, a lekko obniżona barwa głosu dodała kompozycjom więcej charakteru. Słychać, że stanowiło to wyzwanie dla artystki, jednak trzeba przyznać, że zawodowe podejście do tematu nadało wszystkim utworom przekonującej wizji artystycznej, także właśnie tej związanej z wokalem Urszuli. A zapewne nowe odnalezienie się w tych piosenkach nie było łatwe, bo przecież wokalistka nie wykonywała ich latami na koncertach.
Słychać też, że cały zespół dobrze się bawił przy nowym nagraniu tych piosenek, dzięki czemu każda z nich jest pełna luzu, dojrzałości, ale też wigoru. Stąd wciąż przebojowo prezentuje się ponadczasowy kawałek „Anioł wie…”, a także rockowy, świetnie poprowadzony na brzmieniu gitar „Słodki nałóg” i niezmiennie skutecznie odziałujący utwór „Depresja”. W tych kompozycjach wciąż jest niegasnąca moc, pomimo że czyste gitarowe, a jednak wciąż piosenkowe granie nie jest już w dzisiejszych czasach eksploatowane w takiej formie.
Owszem, to album głównie dla dotychczasowych wielbicieli dorobku Urszuli. Zagorzali fani odnajdą w tych piosenkach wszystkie smaczki, które pojawiły się wraz z ponownym nagraniem materiału z „Supernovej”. Dla wielu będzie to przede wszystkim wspomnienie już nieco odległych czasów. Bez względu zasadności nagrania tego materiału na nowo, sentyment przecież w tym przypadku jest ogromny.
Łukasz Dębowski
“To był piękny czas, ale bardzo intensywny” – Urszula [WYWIAD]
Całkiem zgrabnie
Wykonanie o wiele gorsze niż albumu z 1998. Depresja brzmi jak wykastrowana