Fest Festival odbywający się w dniach 11-14 sierpnia na terenie Parku Śląskiego już pierwszego dnia zgromadził na swoim terenie wiele osób zainteresowanych przeżywaniem muzyki w formie koncertowej. Ostatni dzień to swoiste zwieńczenie 4-dniowego święta, które po roku przerwy (pandemia) powróciło z przytupem na festiwalową mapę Polski.
Podobnie jak piątek, tak i sobota zgromadziła na terenie Parku znacznie więcej osób niż w pierwsze dwa dni. Zapewne nie chodziło tutaj nawet o sam line-up, lecz o fakt odbywania się eventu w trakcie tygodnia, co osobom pracującym nie zawsze mogło być na rękę. W czwarty dzień na scenie głównej mogliśmy zobaczyć i usłyszeć takich artystów jak PRO8L3M, James Bay czy Kygo, który zamknął tegoroczną edycję Festa.
fot. Maciej Zienkiewicz
To święto muzyki nie obyłoby się bez rodzimych artystów, którzy swoją obecnością urozmaicili, a nawet często zagrali pierwsze skrzypce względem zagranicznej sceny. Drugi dzień pozwolił na dobre zatracić się w festiwalowym klimacie, trzeci zrobił z terenu Parku Śląskiego jeden wielki dance club, a czwarty zjednoczył wszystkich uczestników festiwalu występami popowych i hip-hopowych gwiazd, które zna dosłownie każdy. Ostatni dzień widniał pod szyldem występów zagranicznych, choć pojawiło się też kilka polskich perełek, które z czystym sercem możemy umieścić w naszym artykule. Standardowo wybraliśmy dla Was trzy najlepsze polskie koncerty, tym razem czwartego dnia, które pokazały jakość i dobrą kondycję polskiej sceny koncertowej.
3. OIO
Polski boysband w składzie Oki, Otsochodzi oraz Young Igi sprawnie rozruszał publiczność zgromadzoną pod sceną Tent Stage. Młodzieżowa energia wręcz rozpierała chłopaków, którzy swój największy koncert grali najprawdopodobniej właśnie na Feście. Ucho cieszyć mogło płynne uzupełnianie się artystów na scenie, dzięki czemu żaden hypeman nie był im potrzebny. Poza materiałem z płyty “OIO” usłyszeć mogliśmy także solowe numery raperów, które spotkały się z dużym entuzjazmem i pozwoliły słuchaczom lekko odpocząć od wspólnej płyty chłopaków. Ta, choć dobra to jednak koncertowo, aż tak się nie sprawdza. Nie licząc oczywiście singli i parę numerów stricte albumowych. Poza walorami muzycznymi chłopaki zrobili po prostu show i “dali pozwolenie” na zabawę. A to bardzo ważne, gdyż festiwalowe koncerty rządzą się swoimi prawami.
2. Rysy
Wracający po 4-letniej przerwie duet bardzo szybko rozpoczął koncertowanie z najnowszym materiałem. Wydając album 25 czerwca 2021 roku już tydzień później zespół grał dwa weekendowe koncerty. Przez całe lato było ich pełno i nie zabrakło ich również na Fest Festivalu. Tutaj grając na Silesia Stage zgromadzili naprawdę dużą publikę. Ludzie spragnieni ambitnej, progresywnej elektroniki licznie przybyli na koncert, podczas którego oprócz Wojtka i Łukasza (Rysy) pojawili się także Justyna Święs oraz Michał Anioł. Przez prawie półtora godzinny koncertu usłyszeć mogliśmy utwory z tegorocznego „4GET”, jak i utwory z pierwszej płyty, czyli „Traveler”. Te drugie pojawiły się w kompletnie nowych, bardziej koncertowych aranżacjach. Miłym zaskoczeniem była też możliwość usłyszenia piosenki „Kilo” z wokalem Justyny Święs. Całość wprawiła słuchaczy w dobry, taneczny nastrój, który najprawdopodobniej utrzymał się już do końca festiwalu.
1. PRO8L3M
Grający na Main Stage Oskar i Steez dali ostatniego dnia prawdziwy popis, jak zagrać solidny, klimatyczny koncert na głównej scenie dużego festiwalu. Zdecydowanie zmyli niesmak pozostawiony po koncercie Maty, który albo się zestresował, albo przerosła go skala koncertu, albo po prostu się nie przygotował do występu. Nie pomagali mu na pewno hypemani, którzy byli po prostu nijacy i często nie trafiali nawet w bit. Ale nie o tym teraz. PRO8L3M potwierdził markę samą w sobie – zagrał koncert, wobec którego ciężko było przejść obojętnie (i to nie tylko dlatego, że był na głównej scenie). Wybrzmiały utwory z „Fight Clubu”, lecz to przy „Art Brut 2” ludzie bawili się najlepiej, a przy „WIDMO” śpiewali najgłośniej. Prawdziwą furorę zrobił „Rotterdam”, który wybrzmiał tego wieczoru aż dwukrotnie ze względu na domagających się tego fanów. Jedynym pro8l3mem (hehe) była pora, o której artyści grali wspomniany koncert. Rozpoczynając o 20:00 nie mogli od razu wprowadzić znanego sobie klimatu, gdyż po prostu było za jasno. Im dalej w las, tym bardziej mogliśmy przekonać się o sile i charakterze wokalu Oskara i jakości bitów Steeza, które potęgowane były przez nastający mrok. Cały koncert utrzymany był na bardzo wysokim poziomie, stonowanym humorze i często angażujących wizualizacjach. Chłopaki pokazali jeden z powodów, dlaczego są tak bardzo poważani na polskiej scenie. Mam nadzieję, że do zobaczenia za rok w tym samym miejscu.
Mateusz Kiejnig