28 maja ukazało się winylowe wydanie drugiej płyty Kwiatu Jabłoni. Duet podobnie jak przy premierze CD, zadbał o każdy szczegół tego wydawnictwa. Z Kwiatem Jabłoni porozmawialiśmy nie tylko o nowej płycie, ale także o przeszłości muzycznej i o tym, co jest dla nich najważniejsze w trudnej dla muzyków rzeczywistości.
fot. Robert Ryncarz
Przy premierze drugiej płyty „Mogło być nic” pojawiło się mnóstwo opinii i recenzji na temat Waszej muzyki. Czy w tym zalewie informacji znalazły się takie, które były dla Was z jakiegoś powodu zaskakujące?
Jacek: Byłem bardzo miło zaskoczony, że płyta „Mogło być nic” tak dobrze została przyjęta. Prawie wszystkie recenzje, które znalazłem w internecie były pochlebne. Interesuje mnie jak odbierana jest nasza nowa muzyka. Jedna recenzja była bardziej krytyczna, ale ze względu na to, że opinia opierała się na konstruktywnej krytyce, przyjąłem ją z pokorą. Wiem, że to była szczera recenzja, więc takie też lubię. Internet jest miejscem, gdzie wylewa się wiele ostrych opinii, jednak mam wrażenie, że nas one nie ominęły.
Kasia: Śledziłam recenzje, który pojawiły się tuż po premierze płyty i także byłam zaskoczona, że tak bardzo nas chwalą. Miałam obawy, że ludzie nie przyjmą jej tak chętnie, bo nie jest podobna do pierwszego albumu. W końcu poszerzyliśmy skład i nasza muzyka nie jest już tak kameralna, a pomimo tego, zostaliśmy bardzo pozytywnie odebrani. Nie natknęłam się na żadną krytyczną opinię. Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy.
Jak sobie tłumaczycie swoją znaczącą popularność i tego, że jesteście tak dobrze odbierani? Zgodzicie się z opinią, że jesteście swego rodzaju fenomenem na polskiej scenie muzycznej?
Jacek: To bardzo miłe, co powiedziałeś. Do popularności prowadziła – wbrew temu, co się może wydawać – długa droga. Kiedyś wydawało mi się, że zdobycie rozpoznawalności dzieje się w jednym momencie. Myślałem, że jak piosenka zyskuje wiele odsłon na YouTube, albo jeśli pojawimy się w jakimś popularnym programie telewizyjnym, to nagle wszystkie drogi są otwarte. A wcale tak nie jest. To wymagało od nas ciągłej pracy i nasza sytuacja jest w ciągłym progresie. O zainteresowaniu zespołem Kwiat Jabłoni świadczy fakt, że jesteśmy zapraszani do coraz większej liczby różnych projektów, koncertów, a także wielu współprac z innymi artystami. Nie wiem kiedy nastąpiło to, że staliśmy się popularni – to był pewien proces, który zaprowadził nas do tego miejsca. I cieszy nas każda sytuacja, która to potwierdza, jak chociażby Złota Płyta za album „Mogło być nic”.
Kasia: To wymagało dużo czasu i wiele naszej pracy. Bywało tak, że jak docieraliśmy do jakiegoś momentu, który świadczył o naszej popularności, to miałam wrażenie, że zaraz to się skończy. A okazywało się coś przeciwnego. Każda kolejna sytuacja związana z choćby najmniejszym sukcesem, otwierała nam nowe możliwości, z których po prostu korzystaliśmy. I za każdym razem byłam pozytywnie zaskoczona pozytywnym odbiorem. Ważnym dla mnie momentem było zaproszenie nas do projektu Albo Inaczej. Dzięki temu dotarliśmy do innych środowisk muzycznych i nowej publiczności. Udział w programie Kuba Wojewódzki był kolejnym zaskoczeniem, bo nie przypuszczałam, że tam też możemy się znaleźć. Jeszcze tydzień przed zaproszeniem rozmawialiśmy o tym, jakby to było pojawić się właśnie tam. A tu nagle to się stało. Wszystko się zmienia z tygodnia na tydzień. Jedynie co nas blokowało, to sytuacja pandemiczna, przez którą nie mogliśmy grać koncertów.
Ciekawostką jest także to, że wydając nowy album „Mogło być nic” wciąż doskonale sprzedajecie debiutancką płytę. To świadczy, że dotarliście do różnej publiczności, także takiej, która kupuje nośniki fizyczne. Czy zauważyliście też na koncertach, że Wasza publiczność się zmienia?
Jacek: Na pewno publiczność jest większa. A jeśli chodzi o przekrój ludzi, to już na naszych pierwszych koncertach publiczność była różnorodna. Przychodzą nas słuchać wszystkie pokolenia, nawet babcie i dziadkowie ze swoimi wnuczkami. Największa zmiana nastąpiła po naszym koncercie na Pol’and’Rock Festiwal, bo po tym wydarzeniu zaczęło nas słuchać nowe grono odbiorców. Nagle na nasze występy zaczęli przychodzić ludzie w koszulkach woodstockowych.
Kasia: Tak, to prawda. Po Pol’and’Rocku na koncertach pojawiać zaczęli się ludzie, którzy słuchają mocniejszej muzyki rockowej, może nawet metalowej.
fot. okładka płyty
Czy granie dużych koncertów festiwalowych wymaga od Was innego przygotowania niż występy na mniejszych scenach klubowych?
Kasia: Zdecydowanie tak, bo jako Kwiat Jabłoni występujemy w bardzo różnych formach. Czasem jako duet, czasem z towarzyszeniem perkusjonalisty Łukasza Bilińskiego. A kiedy przenosimy się na większe sceny, wtedy gramy dodatkowo z basistą Grzegorzem Kowalskim i perkusistą Marcinem Ścierańskim. Przy okazji dużych koncertów mamy też Dorotę Wieczorek, odpowiedzialną za światła i doskonałą obsługę techniczną. Kwiat Jabłoni rozrósł się do 10 osobowej drużyny, która przemierza z nami wiele kilometrów, kiedy wyjeżdżamy w trasę koncertową. Inaczej też układamy repertuar, jeśli chodzi o duży koncert plenerowy, a mniejszy, bardziej kameralny. Jeśli wiemy, że będzie dużo ludzi to stawiamy na interakcję.
Jacek: Nie potrafię wartościować koncertów pod względem ważności. Każdy mniejszy czy większy jest dla mnie tak samo ważny. Za każdym razem wytwarza się inna, specyficzna dla danego koncertu energia. I to bardzo doceniam. Dlatego będziemy grać różne koncerty, bo każdy występ wnosi coś innego. Liczymy, że planowana, a właściwie przełożona na czerwiec trasa będzie mogła w końcu się odbyć, bo właśnie się do niej przygotowujemy.
Pandemia pokrzyżowała Wam plany koncertowe. A czy braliście w ogóle pod uwagę, żeby przełożyć też datę premiery płyty „Mogło być nic”?
Jacek: Od początku zakładaliśmy, że podejmujemy pewne ryzyko i robimy to teraz. Sytuacja jest nieprzewidywalna, bo kilka miesięcy temu mieliśmy nadzieję, że zagramy wiosną kilka koncertów. To wciąż jest niemożliwe, jednak cieszę się mimo wszystko, że ten album ukazał się zgodnie z naszym założeniem. Przez ten czas jeszcze większa część życia przeniosła się wyraźniej do internetu, więc wrzucenie materiału do streamingu nie jest niczym ograniczony. Szkoda, że nie zagraliśmy koncertów, ale ten dłuższy czas oczekiwania na występy, pozwoli fanom bardziej osłuchać się z premierowym materiałem.
Co Wam osobiście dała współpraca z nowymi muzykami (Marcin Ścierański, Grzegorz Kowalski), którzy zagrali na płycie „Mogło być nic”? Co oni wnieśli do Waszej muzyki?
Kasia: Z nimi zaczęliśmy współpracować 2 lata temu, kiedy potrzebowaliśmy wzmocnić brzmienie naszej muzyki. Od momentu, w którym graliśmy duże koncerty musieliśmy dopełnić piosenki pełniejszym kolorytem dźwięków. To musiało być też granie mocniejsze, w której będzie wyczuwalna większa moc. Tak dobrze się z nimi zaczęliśmy czuć, że naturalną konsekwencją było to, że nowy album także zostanie nagrany z ich udziałem. A poza tym są to wspaniali ludzie – świetni muzycy, ale też przyjaciele.
Jeszcze jedną ważną postacią na nowej płycie jest Wojtek Urbański, który na co dzień tworzy w nieco innych gatunkach muzycznych. Dlaczego zdecydowaliście się na tą współpracę? Czym Was do siebie przekonał?
Jacek: Nasza chęć współpracy z Wojtkiem wynikała z tych samych powodów, co z chłopakami z zespołu. Z nim poznaliśmy się przy okazji projektu Imieniny Kochanowskiego w Warszawie. Wojtek miał wtedy stworzyć utwór 20-minutowy i pomyślał o nas. Wtedy zdzwoniliśmy się i okazało się, że bardzo dobrze nam się razem dogaduje, co potem przełożyło się na pracę. Poczuliśmy fajny przepływ energii, ponad gatunkami muzycznymi, więc stwierdziliśmy, że dobrze byłoby, gdyby Wojtek zechciał wyprodukować nasz nowy album. On ma genialne pomysły, na które sami pewnie byśmy nie wpadli, bo mamy inne doświadczenie muzyczne.
Kasia: Obok Wojtka Urbańskiego ważną postacią jest Michał Bąk, który także z nami współpracował przy nowej płycie. Nie zastanawialiśmy się czy nasza muzyka stylistycznie do nich pasuje, bo jeśli masz z kimś dobre porozumienie, to inne sytuacje stają się nieistotne. Nigdy nie myśleliśmy, że skoro Wojtek robi na co dzień muzykę elektroniczną, to nie będziemy w stanie razem stworzyć czegoś dobrego. Wręcz przeciwnie – wzajemne inspirowanie się było w tym przypadku bardzo potrzebne. A to, że przy okazji bardzo się polubiliśmy, to dodatkowa wartość, która przełożyła się na przyjemną pracę nad albumem.
Czy praca z nowymi muzykami, ale także Wasze doświadczenie zdobyte w czasie pomiędzy płytami pozwoliło Wam bardziej się otworzyć przy pracy nad nowym albumem? Na płycie jest bardzo ciekawa instrumentalna kompozycja „Wyjście z bankietu”, która potwierdza to, że jesteście już nieco innym zespołem. Zgodzicie się z tą opinią?
Kasia: Akurat w tym utworze nic nie robił Wojtek (śmiech). Taki instrumentalny utwór jest bardzo ważny, bo pokazuje nasze koncertowe oblicze, gdzie pozwalamy sobie na tego typu muzyczne momenty. Taka kompozycja pojawiła się też z powodu kontynuowania pewnej zasadności związanej z poprzednim albumem.
Jacek: Tak, to jest takie nawiązanie do pierwszej płyty, bo tam też był jeden instrumentalny utwór, chociaż tym razem bardziej poszaleliśmy i poszliśmy jeszcze w inną stronę. „Wyjście z bankietu” pozwoliło każdemu z nas pokazać się od tej instrumentalnej, a nawet improwizatorskiej strony – znalazły się tu solówki wszystkich muzyków. Kiedy tak myślę o zespołach, które grają w podobnych gatunkach, to raczej takie sytuacje się nie zdarzają.
Jednym z ciekawszych momentów jest też utwór „Przezroczysty świat”, którego bardzo ważne jest przesłanie, będące w sumie odniesieniem do całego albumu.
Jacek: On też jest trochę inny niż reszta albumu. Jego uzasadnienie znowu wiąże się z piosenką „Wzięli zamknęli mi klub” z pierwszej płyty. „Przezroczysty świat” też jest swego rodzaju wybrykiem muzycznym, chociaż jego przesłanie jest już bardziej poważne. Czuję, że pisząc ten tekst bardziej się uzewnętrzniłem. To nie jest pastisz. W ogóle ta nowa płyta zawiera bardziej osobiste teksty. Jest nawet miłość, choć przekazana w zawoalowany sposób. „Przezroczysty świat” jest strumieniem świadomości tego w jakich dziwnych czasach przyszło nam żyć. Chcemy też nagrać do tego teledysk.
Z czego w ogóle wyniknęło pisanie tekstów na ten album? Z dogłębnej analizy tego, co chcecie powiedzieć w piosenkach? Czy ze zwyczajnej obserwacji naszej codzienności?
Jacek: Wydaje mi się, że tematy przychodziły same. W końcu teksty na ten album pisałem ponad dwa lata, więc bez pośpiechu zbierałem historie, które były z jakiegoś powodu dla mnie ważne. Nie zastanawiałem się nigdy o czym chciałbym zaśpiewać piosenkę, tylko temat sam w końcu przychodził i wtedy zaczynałem coś pisać. Zachwycałem się czymś, albo mocno przejmowałem, zdarzało się, że coś mnie zabolało i wtedy przychodził właściwy moment, że można było to przelać na papier. Pojawiała się wtedy emocja, a co za tym idzie potrzeba napisania o czymś, co pozwoli mi przepracować w sobie jakiś problem.
Kasia: Tak, to wynika właśnie z tego, że pierwszy tekst pojawił się ponad dwa i pół roku temu, a najnowszy gdzieś w okolicach pandemii. Wszystko przychodziło stopniowo, bardzo powoli. Inspirowaliśmy się też jakąś książką, wierszem, myślą, albo przeżyciem i wymagało to przepracowania tego w sobie na przestrzeni jakiegoś czasu. Nie zdarzało się tak, żeby pod wpływem czegoś natychmiast coś napisać. Te tematy wymagały zaangażowania, powracania do nich, dopracowywania, aż w końcu pojawił się ten właściwy tekst. Opiniujemy się też nawzajem odnośnie pisania.
Jak to później wszystko razem poskładaliście, że wyszedł z tego album koncepcyjny, który wiąże się także z ekologiczną okładką, zdjęciami i ostatecznym wydaniem tego albumu?
Kasia: Te tematy związane z empatią, dbaniem o planetę, zachwycaniem się i aktywną postawą w stosunku do świata – to są rzeczy, które są nam bliskie na co dzień. Nie musiałam więc ustalać niczego z Jackiem o czym piszemy, żeby te wszystkie elementy ułożyły się w jedną całość. Przypadkiem stało się, że mamy płytę spójną tematycznie. Bardzo bliska jest nam też postawa, żeby szanować naszą planetę, zwierzęta, bo nie jemy mięsa. Istotne jest także to, żeby redukować zużycie przedmiotów jednorazowych. Wszystko to tworzy naszą codzienność i siłą rzeczy znalazło to odzwierciedlenie w tekstach. Poza tym czuliśmy, że skoro mamy możliwość docierania do dużej grupy odbiorców, to chcieliśmy podkreślić to wszystko, o czym piszemy właśnie okładką czy zdjęciami. Ten dodatkowy komunikat jest właśnie zawarty w części fizycznej płyty. Taki też jest winyl.
Jacek: Dla mnie to jest bardzo ciekawe, że ta nasza wizja wyszła dosyć spójnie, chociaż teksty pisaliśmy osobno. Co ciekawe, kiedy opowiadaliśmy sobie o okładce albumu, to także okazało się, że nasz pomysł jest niemal taki sam.
Czy na tej płycie „Mogło być nic” znalazły się jedynie nowe kompozycje, czy może wyciągnęliście coś ze swojej szufladki?
Jacek: Najstarszym utworem jest „Maska”, to znaczy jego harmonia, melodyka i charakter została zaczerpnięta z czasów naszej pracy w zespole Hollow Quartet. Ja byłem wtedy jeszcze w liceum. Tak lubię tę melodię, że chciałem ją przypomnieć na tej płycie. Oryginalna wersja była jednak po angielsku.
Kasia: Nasza bonusowa piosenka „Idzie zima” też jest nieco starsza, bo została nagraną zimą 2019 roku.
W naszej rozmowie przewinął się zespół Hollow Quartet. Jak traktujecie swoją przygodę z tym zespołem? Czy to było dobre przygotowanie do tego, co teraz robicie?
Kasia: Z kilku względów nie chciałbym już tego pamiętać (śmiech). Był to jednak ważny rozdział w naszym życiu artystycznym, bo pozwolił nam rozwinąć się muzycznie. Nie bylibyśmy w stanie założyć Kwiatu Jabłoni, gdyby nie Hollow Quartet. Graliśmy w nim jakieś 6-7 lat. Jednak muszę powiedzieć, że nie jest to twórczość, z którą w dniu dzisiejszym się identyfikuję. Nie jestem zadowolona ze swojego warsztatu wokalnego i instrumentalnego w tamtym czasie. Mam wiele zastrzeżeń do siebie z tamtego okresu, ale do nikogo więcej, bo wszyscy ludzie w nim występujący byli super. Poza tym kilka piosenek z tamtego repertuaru zasiliło debiutancką płytę Kwiatu Jabłoni.
Jacek: Od tamtego czasu poszliśmy w nieco inną stronę, ale też zrozumieliśmy, czego naprawdę chcemy w muzyce. To był dla mnie cenny czas, bardzo rozwijający. Mieliśmy też niemałe nadzieje związane z tamtym zespołem, ale niestety nie udało nam się znacząco zaistnieć. Niemniej w tamtym czasie czuliśmy się spełnieni, bo graliśmy sporo koncertów.
Co na dzień dzisiejszy jest najważniejsze dla Kwiatu Jabłoni?
Jacek: Dla mnie najważniejsze jest to, że stworzyła się grupa ludzi, która chce przychodzić na nasze koncerty i razem z nami przeżywa muzykę, którą tworzymy. Ważne jest to, że mamy kontakt ze swoją publicznością, bo dzięki temu docierają do nas głosy o dobrym wpływie naszej twórczości na innych. Niektórym nasze piosenki pomagają, albo towarzyszą im w ważnych momentach życia. To jest sens tworzenia i naszego grania. Jeśli jeszcze wywołuje to w kimś jakieś głębsze refleksje, to już w ogóle mogę uznać to za ogromne szczęście.
Kasia: Dla mnie najważniejsze są sława i pieniądze (śmiech). Tak naprawdę, to Jacek ładnie określił, co jest dla nas najważniejsze. Ten kontakt z naszą publicznością jest najważniejszy. Mnie interesuje, jak ludzie interpretują nasze teksty, co im daje muzyka, którą tworzymy. Nasza muzyka wzbudza emocje, o których niektórzy nie mieli pojęcia, albo zapomnieli, że mogą coś głęboko przeżywać. Zdarza się, że ludzie odzyskują przy naszych piosenkach pogodę ducha. Interakcja ze słuchaczami jest bardzo istotna, dlatego tak bardzo tęsknimy za koncertami. Czego moglibyśmy chcieć więcej?
Rozmawiał: Łukasz Dębowski
2 odpowiedzi na “„Kontakt z naszą publicznością jest najważniejszy” – Kwiat Jabłoni [WYWIAD]”