Brodka – „BRUT” [RECENZJA]

Nasz ocena

Nowy album Brodki zatytułowany “Brut” ukazał się 28 maja. Prezentujemy naszą recenzję tego wydarzenia.

„Brut” to piąty studyjny album Brodki – wokalistki, kompozytorki, autorki tekstów, reżyserki klipów, artystki wszechstronnej, która tyle samo uwagi poświęca warstwie muzycznej, tekstowej, jak i wizualnej – wszystkiemu, co tworzy.

Recenzja płyty „BRUT” – Brodka (Pias Poland, 2021)

„Brut”, czyli nowa płyta Brodki to mocno zakreślony zestaw piosenek, łączący teraźniejszą samoświadomość artystki z przeszłością muzyczną zakorzenioną nawet w latach 90. A to wszystko mocno koresponduje ze słowem, a także częścią wizualną (zdjęcia, okładka, teledyski).

W pierwszym zetknięciu większość utworów może wydawać się chłodna, kwaśna, trochę niedostępna, a od strony muzycznej mało chwytliwa, a przez to nie wystarczająco porywająca. I nie da się ukryć, że początkowy kontakt może budzić różne emocje – z jednej strony odpychać, a z drugiej fascynować. Wejście do świata Brodki nie jest łatwe, ale znajdują się w nim elementy wabiące naszą uwagę (symbol pokusy to wąż na okładce). Nie da się też ukryć, że premierowe propozycje wokalistki wymagają naszego zaangażowania, chęci zrozumienia zawartej symboliki w brzmieniach, słowach, ale też wspomnianych obrazach, które epatują symboliką i proszą się o dopisanie ciągu dalszego.

Od strony muzycznej dostaliśmy kompozycje nasączone wytrawnością (nieprzypadkowy tytuł „Brut”), szorstką alternatywą, punk rockiem, a nawet trip-hopem lat 90., do których fascynacji artystka przyznaje się od dawna (Portishead, Sonic Youth, Radiohead, Bjork). Na tej płycie jednak nie tyle stworzono klimat, co wykorzystano pewną formę, na bazie której zbudowano coś nowego, bardziej dzisiejszego, ale wciąż niełatwego do natychmiastowego skonsumowania. Po raz pierwszy też słychać echa Brodki z wcześniejszych płyt „Clashes” oraz „Grandy”. Odniesienia jednak nie są oczywiste – raczej chodzi o jakiś nerw, który szarpie tymi utworami. Poza tym artystka nie boi się sięgać do organicznych instrumentów, jednak poprzez nadanie im syntetyzmu, zabrano z nich ich pierwotne, folkowe brzmienie („Come to Me”).

Nie bez znaczenia jest też to, że wszystkie piosenki powstawały z londyńskimi muzykami we Flesh and Bone Studios, pod okiem producenta Oli’ego Baystona. Czasem robi się duszno (ale nie przytłaczająco), nieco psychodelicznie, każdy kolejny utwór zwalnia i skręca w trochę innym kierunku, a znaczące apogeum tych muzycznych niejednoznaczności dostaliśmy w wybornym „Chasing Ghosts” (intymne wyznanie, a może spowiedź). Po nim następuje już tylko piękne dopełnienie, będące zgrabnym zamknięciem całości, a jest nim spokojnie płynące, piętrzące się od nostalgii („Sadness”). Ten utwór pokazuje też, że Brodka jest wciąż niezłym melodykiem, bo pomimo nieoczywistych form, dostaliśmy jednak utwory zbudowane na solidnych fundamentach. Warto też wspomnieć o bardzo dobrym, pulsującym kawałku „The World Is You”, gdzie punkowa energia nie kryje się w jazgotliwym ujadaniu instrumentów, ale w emocjonalnym rozdygotaniu, poszukiwaniu wyciszenia, może nawet zadumy.

Jeżeli ktoś tęskni za jasnym przekazem, a także przebojowym charakterem piosenek znanym choćby z „Grandy” czy „Lax”, ten się zawiedzie. Nastrój też nie tworzy czegoś na kształt osławionej wersji „Wszystko czego dziś chce”. Artystka jest już znowu gdzie indziej. To miejsce, z którego choć widać przeszłość jest już startem w inną artystyczną stronę. Każda piosenka to niewymuszona prawda, potrzeba znalezienia dla siebie miejsca oraz wyjścia poza przyjęte reguły tworzące role płci, może nawet redefiniująca pewne oczywiste prawdy. Na ile wciągająca? Na pewno niełatwa do natychmiastowego rozszyfrowania, ale potrafiąca odwdzięczyć się całą gamą pozytywnych wrażeń.

Łukasz Dębowski

 

Jedna odpowiedź do “Brodka – „BRUT” [RECENZJA]”

Leave a Reply