„Dziś jesteśmy o wiele mądrzejsi w każdym aspekcie” – zespół Strange [WYWIAD]

“Druga strona duszy” to debiutancka płyta zespołu Strange. Album ukazał się 21 marca pod naszym patronatem medialnym. Poniżej prezentujemy wywiad z zespołem, który opowiedział kilka historii związanych nie tylko z pierwszą płytą.

Początki zespołu Strange sięgają 2014 roku. Macie na swoim koncie EPkę, ale całą płytę wydaliście dopiero w tym roku. Z czego to wynikało, że tak długo musieliśmy czekać na pełnoprawny album?

Tak, to prawda, na taki stan rzeczy złożyło się mnóstwo przyczyn, ale ta najważniejsza to skład osobowy, zaraz po wydaniu EP-ki rozjechaliśmy się po świecie,  i w zasadzie zespół przestał istnieć. Wspólnie z ówczesnym gitarzystą Wojtkiem Zubrzyckim podjęliśmy jednak decyzję, że nie zamykamy drzwi i gramy akustycznie.

fot. materiały prasowe

Tak więc tak sobie graliśmy w małych klubach, kawiarniach na dwie gitary i mój śpiew. Nasze wystąpienia i moje piosenki miały pozytywny odbiór, poza tym mieliśmy z tego ogromną frajdę, no i była to wielka nauka, bo akustyczne instrumenty są bardzo wymagające.  Z tego okresu powstał nawet teledysk do piosenki „Samotna” kręcony w katowickim klubie Katofonia. Nie jest to jakieś arcydzieło sztuki filmowej, ale wszystko robiliśmy własnym sumptem, więc było to trochę naiwne i delikatnie mówiąc słabawe. Tak czy inaczej muzyki wstydzić się nie musimy, dlatego klip wisi sobie na naszym kanele na YouTube, jeśli ktoś lubi takie muzyczne archiwalia spokojnie może tam zaglądnąć. Wracając do płyty – tęskniłem jednak za pstryczkiem elektryczkiem i solidnym uderzeniem sekcji rytmicznej (zaczynałem w końcu jako perkusista wieki temu) więc dążyłem do pełnego składu, który skrystalizował się w grudniu roku 2019, a stąd do płyty już tylko 15 miesięcy z czego większość w czasach pandemicznego diabła, więc chyba nie aż tak długo. 😉

 Jak oceniacie swoje pierwsze nagrania, które znalazły się na wspomnianej EPce względem tego, jak teraz prezentuje się Wasza twórczość?

Oj, to trudne pytanie, bo ja ciągle bardzo lubię tamte piosenki, jednak kompozycje były dość toporne i mocno archaiczne – mogę spokojnie tak mówić ponieważ nikogo poza sobą nie krytykuję. Wszystko tam było moim pomysłem i moją anachroniczną wizją pieśni trwających po 6, 7 czy nawet prawie 9 minut. Ukazały się w nich moje bluesowe i rockowe miłości, bo uwielbiam długie gitarowe improwizowane solówki, hammondowskie brzmienie i pulsującą sekcję, tylko jest malutki problem, że dziś nikogo to już nie podnieca.  No cóż wiek ma swoje prawa. 😉 Ale gdyby jednak ktoś był ciekaw – polecam zwłaszcza numer „Strach – Czarny Anioł” czy „Zwycięstwa gorzki smak”. Wszystkie moje piosenki i tamte i te dzisiejsze i te w szufladzie, których jest całkiem sporo, wypływają zawsze prosto z serca, mówią o tym, co akurat mnie wkurza czy boli, więc trudno byłoby mi się od nich teraz odwrócić.   

 

fot. okładka płyty

 Jaka jest historia dołączenia do zespołu Edyty Mojeścik? Skąd taki pomysł, żeby nadać twórczości pierwiastka kobiecego?

Edyta śpiewała w kościelnej scholi, po drodze zbierała jakieś nagrody mniejsze i większe na festiwalach do których wystawiała ją szkoła muzyczna, ja prowadziłem muzyczną audycję w naszym lokalnym internetowym radio. Szef rozgłośni wymyślił sobie przed Bożym Narodzeniem, że fajnie byłoby sprezentować słuchaczom piosenkę. Napisałem kolędę „W Istebnej rodzi się” i zaśpiewaliśmy wspólnie. To było nasze pierwsze muzyczne spotkanie, potem napisałem dla Edyty jeszcze kilka tekstów i pojawiała się na naszych kameralnych graniach. Dzieli nas pokolenie, ale dogadujemy się świetnie, więc jakoś tak naturalnie stała się pełnoprawnym członkiem Strange.  A pierwiastek kobiecy? No cóż, ileż można oglądać brzydkich facetów (śmiech). Edyta poza talentem, sercem i śpiewem podnosi walory estetyczne zespołu, każdy musi to przyznać. 😉

 Z jakimi wyzwaniami na początku współpracy musiała się zmierzyć Edyta Mojeścik? Czy próba odnalezienia własnej przestrzeni artystycznej w męskim składzie była trudne?

Cały czas próbujemy wykorzenić z niej „grzeczną dziewczynkę”, oczywiście tylko na potrzeby scenicznej kreacji, Edyta jest bardzo kulturalną, ułożoną, pracowitą i dobrze wychowaną młodą kobietą, poza tym od początku musiała przestawić się ze śpiewania szkolnego na zupełnie inne, bo scena nie wybacza nijakości. Ona ciągle nad tym pracuje, słucha rad starszych kolegów, ale także dość stanowczo wyraża własne zdanie. W zespole pojawiła się przed zmianami w składzie więc, miała już swoją określoną przestrzeń i prawa z nią związane, w tej kwestii nie było żadnych problemów. Zwykle, gdy podsyłam jej tekst dyskutujemy nad nim, zawsze liczę się z jej zdaniem jeśli chodzi o to co ma zawierać warstwa liryczna piosenki dla niej. Bardzo dobrze się rozumiemy w tych kwestiach.

 Na płycie „Druga strona duszy” doskonale uzupełniacie się wokalnie. Czy w jakiś szczególny sposób lider Artur Kupczyk rozdzielał te piosenki pod względem tego – kto, co i ile ma zaśpiewać?

Absolutnie nie, wszystko wyszło zupełnie naturalnie podczas ogrywania materiału, w pewnym momencie najzwyczajniej w świecie trzeba było wybrać dwanaście numerów z którymi wejdziemy do studia, stało się to raczej jednomyślnie bez zastanawiania kto gdzie i ile śpiewa. Rzecz jasna na koncertach ciągle będą się pojawiać piosenki sprzed płyty, które bardzo lubimy i te które na płycie się nie zmieściły, a też są naszym zdaniem fajne i godne uwagi.

 Autorem słów i muzyki jest Artur Kupczyk. Jaki wpływ na warstwę muzyczną ma reszta zespołu? Czy można powiedzieć, że każdy z muzyków wniósł swój znaczący wkład w powstawanie tego albumu?

Kiedy zmieniałem skład zespołu w grudniu 2019 roku marzyłem o tym by w końcu poczuć zaangażowanie innych muzyków, by w Strange zagościła na dobre praca zespołowa, by wszystkim zależało tak jak mnie. O ile warstwa liryczna należy zawsze do mnie, o tyle muzyka jest już wspaniałym efektem współpracy z gitarzystą i producentem Witkiem Niemczykiem, którego nieoficjalnie mianowałem kierownikiem muzycznym Strange, oraz pianistą Wojtkiem Fickiem, perkusistą Piotrkiem Kohutem i basistą Martinem Wałachem. Doświadczeni, utalentowani muzycznie, kreatywni i szalenie pogodni ludzie. To cudowne uczucie, kiedy przynosisz na próbę nowy kawałek, albo wysyłasz pilota dla zespołu, a on nabiera rumieńców już na pierwszej próbie. Lubię ten twórczy ferment. Jesteśmy zgraną paczką, wszyscy chcą coś wnieść, a ja czuję, że w końcu jesteśmy zespołem takim jaki pamiętam sprzed kilkudziesięciu lat gdy byłem członkiem punkowo rockowej formacji w szkole. Mogę powiedzieć spokojnie,  że w końcu w Strange zagościł Team Spirit.   

Pierwszym singlem, który ukazał się przed premierą albumu był utwór „Lustra”. Czy jest to szczególnie ważny utwór, że zdecydowaliście się nim promować Waszą nową muzykę? Jaka jest historia tej piosenki?

Hmm, szczególnie ważny? Raczej nie, jest wiele dużo ważniejszych dla mnie na tej płycie, ale fajnie bujał i uznaliśmy wspólnie, że to dobry materiał na promocję płyty, jak się później okazało, był to całkiem trafiony wybór, bo piosenka się spodobała i zaczęła pojawiać na listach przebojów lokalnych stacji z całkiem miłym sukcesem.

 

fot. materiały prasowe

Wiele jako zespół czerpiecie z bluesa. Czy to najbardziej istotny i wartościowy gatunek muzyczny, z którego nie boicie się korzystać? Jak wiele w premierowych piosenkach jest Waszych wspólnych inspiracji?

Blues jest we mnie, choć gdyby spojrzeć na kolekcję moich płyt raczej trudno określać mnie jako wiernego jednemu gatunkowi. Uwielbiam muzykę klasyczną, jazz, R&B, soul, oczywiście na półce znajdziecie też kasety Armii, Siekiery, Bielizny, Apteki, Proletaryatu czy Sex Pilstols albo The Clash, pełną kolekcję SBB, Krzaka, The Cure, Led Zeppelin, Deep Purple, Animalsów i Doorsów, sporą dawkę Heavy Metalu i kolekcję płyt pani Ireny Santor albo Ewy Bem czy Krystyny Prońko, Zbigniewa Wodeckiego, Andrzeja Zauchy i mógłbym tak wymieniać aż do młodszych wykonawców. Lubię duże orkiestry i symfoniczne brzmienia, kocham elektronikę, ja po prostu chłonę muzykę bo ją uwielbiam. Moi przyjaciele z Trójwsi beskidzkiej, co oczywiste i naturalne, wychowali się na folklorze i mocno szli w stronę folkowego grania, było kilka projektów, płyty, wystąpili nawet z jednym z tych zespołów podczas opolskiego festiwalu polskiej piosenki. Witold i Wojtek raczej czerpią z rocka i punk rocka, ale nie stronią od muzyki instrumentalnej, komponują, grają … Oczywiście wszyscy, podobnie jak ja słuchają bardzo wielu gatunków, i bywa że ciągle zaskakujemy się czymś co odkrywamy. Edytka, to już pokolenie social mediów i zupełnie innego podejścia do muzyki, ale cóż, świat idzie do przodu, my, może bardziej opornie, ale staramy się nadążyć, choć ciągle potrafimy podniecać się jakąś zagrywką, która dla nas stanowi piękny smaczek i powód do dumy, a słuchacze? Być może nawet tego nie zauważają w biegu i mnóstwie otaczających ich dźwięków. 😉  Cóż, tak już jest i nie mam zamiaru narzekać.

Płyta „Druga strona duszy” jest dosyć różnorodna. Znalazły się na niej bardziej rozrywkowe kompozycje, ale też takie, które wydają się bardziej artystycznie zaangażowane? Czy takie było założenie? Czy w ogóle można mówić o jakichś założeniach, które przyjęliście względem tego albumu?

Muzyka wynika z nas, nie ma kalkulacji, kiedy targają mną jakiekolwiek emocje po prostu siadam i piszę… Gdy w serwisie informacyjnym obejrzałem koszmarne zdjęcia martwych dzieci z Syrii powstała piosenka „Wolności smak” której nie ma na płycie, ale gramy ją na koncertach, w noc po śmierci BB Kinga napisałem „Lusille”, i tak w zasadzie każda z piosenek ma jakąś swoją historię, poza tą opowiedzianą w piosence. Tytuł do „Strażnika ostatniej łzy” zaczerpnąłem z jednego ze Sztandarów Władysława Hasiora, przed którym stałem kiedyś w Muzeum Śląskim chyba z czterdzieści minut  jakby mnie zamurowało. Po chorobie i śmierci przyjaciółki  napisałem piosenkę, która dość długo nie miała tytułu, każdy wydawał mi się trywialny i bez sensu, kiedy zobaczyłem sztandar olśniło mnie… Jasne, że niektóre piosenki są bardziej rozrywkowe, ale miewam też radosne dni i nieco sarkastyczne podejście do niektórych spraw.

Czy zawsze jest tak, że tworzenie zaczyna od warstwy muzycznej, a tematy do piosenek przynoszą dźwięki? Czy może czasem słowa bywają inspiracją do napisania muzyki?

Bardzo różnie, czasem brzdąkam coś w domowym studio, i nagle słyszę, że fajnie się układa, wtedy rejestruję muzykę i wokół wymyślonego tematu krążę z kolejnymi pomysłami, na końcu dopisując tekst, czasem zupełnie odwrotnie, pisząc tekst wiem już jak powinien zabrzmieć w piosence, bywało, że budziłem się w nocy i schodziłem na dół cos zapisać, by nie przespać tego do rana i nie zapomnieć. Dla mnie inspiracją bywają uczucia i emocje, rzadziej jakieś konkretne słowa czy frazy.

Czy wydanie fizycznego krążka wzbudziło w Was jakieś emocje? Czy jego wydanie to zamknięcie jakiegoś rozdziału w twórczości zespołu i sam fizyczny album nie jest już w tym wszystkim najważniejszy?

Zamknięcie na pewno nie, raczej otwarcie… Czy płyta wzbudza emocje? Wydaje mi się że dużo większe wzbudzała przed nagraniem i w samej sesji oraz produkcji, później jest emocjonalny rollercoster, gdy odsłuchujesz materiał i on się zmienia, jesteś coraz bardziej podniecony i zadowolony. Tak naprawdę gdyby nie nasi mecenasi czyli pan Jan Kukuczka i Czeslav Marek ta płyta nigdy by nie powstała z prozaicznych finansowych przyczyn, to pan Jan po jednym z koncertów stwierdził, że powinniśmy mieć płytę i pchnął nas do działania. Bardzo mu za to dziękujemy i jesteśmy szczęśliwi, że płyta jest. Z drugiej strony, jesteśmy dużymi chłopcami i nikt nie nastawiał się na jakieś gigantyczne sprzedaże albumu. Wiemy jak wygląda rynek, nie możemy grać koncertów, nie możemy się promować tak jakbyśmy chcieli, więc pokornie czekamy na lepsze jutro. Ja mam na ten temat własne przemyślenia, otóż w dzisiejszych szalonych czasach poświęcenie komuś lub czemuś (w tym przypadku płycie i naszej muzyce) prawie pięćdziesięciu minut swojego czasu jest niemal nierealne, dlatego jestem szczęśliwy z każdego odsłuchu płyty czy piosenek w Digitalu przez naszych słuchaczy, dziękuję za każdą opinię i całkiem spore zainteresowanie jak na nasze warunki, a jeśli do tego wzbudzamy w Was emocje to już jest pięknie i po to tworzy się muzykę.

Jakie opinie, z którymi dotąd spotkaliście się odnośnie nowej płyty były dla Was zaskakujące? I jak Wasz album „Druga strona duszy” odebrali fani zespołu?

Porozmawiamy o tym za rok. 🙂

 Jako zespół jesteście ograniczeni poprzez to, że nie możecie grać koncertów. Zastanawialiście się w ogóle czy wydanie płyty w tak trudnym czasie ma sens?

Bardzo nam brakuje koncertów, bo one są dla nas kwintesencją grania w ogóle. Czekamy cierpliwie i z pokorą na to co przyniesie przyszłość, choć nie jest to łatwe, zwłaszcza, że płyta potrzebuje ciągu dalszego, czyli koncertowego, wtedy ma to sens i jest to dopełnieniem emocji, których słuchacz niekoniecznie doświadczy za pośrednictwem nośnika mechanicznego. Tak ja odbieram muzykę i tak ja oddaję, podobnie jak moi przyjaciele z zespołu. Próbowaliśmy z jednym akustycznym koncertem online, ale to nie to samo, nie ma tego dreszczu…

A czy wydanie płyty w tym czasie ma sens? Hmm, a czy wydanie płyty na fizycznym nośniku w ogóle ma dzisiaj sens, poza gwiazdami rzecz jasna? No ja jestem jednak w tym temacie oldchoolowy i najbardziej pragnę winyla,  co nie zmienia faktu, że dla fanów z nowocześniejszym podejściem jest publikacja cyfrowa, i pełnej wersji albumu można wysłuchać we wszystkich serwisach streamingowych.  Tak czy inaczej ta płyta to spełnienie muzycznych marzeń i… krok w stronę następnej, bo dziś jesteśmy o wiele mądrzejsi w każdym aspekcie.

 

Leave a Reply