25 stycznia ukazał się album “You”, artysty występującego pod pseudonimem artystycznym Colin Clue. To klimatyczna muzyka osadzona w brzmieniu lat 70., 80. i 90., Stinga, Pink Floyd i Petera Gabriela. Poznajcie naszą recenzję tego zaskakującego i niezwykle wartościowego wydarzenia.
fot. okładka płyty (materiały prasowe)
Recenzja płyty „You” – Colin Clue (Soliton, 2021)
Pojawił się trochę niepostrzeżenie i właściwie niewiele o nim wiemy. Zupełnie to nie przeszkadza w odbiorze jego doskonałej muzyki. Pseudonim artystyczny jaki nosi to Colin Clue. Całkiem niedawno wydał on swoją pierwszą, jakże poruszającą płytę zatytułowaną „You”.
I ten tytuł mógłby być odpowiedzią na pytanie – dlaczego ten tajemniczy artysta odsłania siebie wyłącznie poprzez twórczość? Być może to nadinterpretacja, jednak sam tytuł wskazuje, że to „Ty” jako jednostka stanowisz jego zainteresowanie. Colin poprzez głęboką wrażliwość tworzy poruszający klimat, a umiejętności pozwalają mu zmaterializować tę niewątpliwie piękną muzykę, która broni się sama, bez względu na to, kto tak naprawdę stoi za tym projektem. Pozornie nie ma to znaczenia, choć sama charyzma wokalisty i kompozytora jest wyraźnie odczuwalna.
W jego utworach łatwo dostrzec wiele czytelnych odniesień do tego co znamy, ale przepuszczone przez wrażliwość artysty nabierają nowej jakości. Gdzieś w tle słychać Raya Wilsona, a nawet Stinga. W niektórych momentach wynurza się klimat rocka progresywnego z lat 70., a czasem pojawiają się jakieś naleciałości z okresu nieco późniejszego. Colin ma smykałkę do ładnych harmonii, co nadaje niektórym kompozycjom malowniczego, choć wciąż gitarowego brzmienia.
I właśnie te piętrzące się partie prezentują się zjawiskowo. Tym bardziej, że nie znajdziemy tu nadmiernego patosu, nawet jeśli instrumentarium jest bardziej rozbudowane, a potwierdza to jakże „stingowy”, tchnięty duchem lat 90. „Don’t screw it up”. Bardziej progresywnie, z zawodowo wplecionymi gitarami jawi się „Suffering and pain”. Artysta ma też niebywałą lekkość do pisania przejmujących, faktycznie chwytających za gardło ballad („Hope”), a także potrafi w umiejętny sposób stopniować napięcie („Alone”).
Nigdy nie jest jednoznacznie, choć linie melodyczne wyraźnie nakreślają tor poszczególnych utworów. Słuchając tego materiału, co chwile można łapać się na tym, jak dobrze on brzmi, tworząc jednocześnie mądrą, przepełnioną emocjami historię. Całość została starannie wyprodukowana, chociaż miejscami, poszczególne pieśni mogłyby nabrać jeszcze większego rozmachu.
Nie zasłania to jednak niebywałej autentyczności, bo słychać, że materiał został stworzony i nagrany z ogromną pasją. Jeżeli faktycznie jest to pierwszy album Colina Clue, to po wielokroć wzrasta podziw dla jego znaczących umiejętności nie tylko technicznych, ale też dojrzałości, która nadaje sensu tej płycie. Warto posłuchać i przekonać się, że czasem prawdziwa wartość w muzyce nie mieści się w medialnie nagłośnionych projektach. Istnieje jednak gdzieś blisko, a dzięki internetowi możemy mieć do niej szybki dostęp.
Muzyka Colina powinna być polecana, jako antidotum na otaczającą nas bylejakość i zbyt oklepane trendy, które aktualnie rządzą w rozgłośniach radiowych. Także bierzcie jego twórczość w czystej, niezmąconej czyimiś oczekiwaniami odsłonie. To sedno najlepszych inspiracji, gdzie obok muzyki istotny staje się też przekaz. Rockowa poezja.
Łukasz Dębowski
Zgadzam się z lazdym słowem ! Dla mnie ra płyta jest odkryciem od wielu wielu lat ! Równa, wzryszająca, piękne teksy i melodia. Słuchając jej j codziennie zaskakuje mnie, codzień inny utwór jest moim mottem, w zależnosci od nastroju towarzyszy mi przez cały dzien,melodia tak zapada w ucho, ze nie sposób się jej pozbyć. Muzyka Colina dotyka najczulszych strun każdej wrażliwej osoby. Fenomenalna. POLECAM z całego serca ! Dziękuję Colin … i ciekawe kim jesteś 😉