“superNOVA” to trzeci muzyczny album CLEO, który pojawił się w sprzedaży 18 września. Z tej okazji mogliśmy porozmawiać z wokalistką, między innymi o jej inspiracjach, nocnym trybie pracy i współpracy z innymi artystami. Zapraszamy do lektury.
fot. materiały prasowe (Jola Borysewicz)
Twój kolejny album „SuperNOVA” jest bardzo przebojowy i zapewne zdobędzie zainteresowanie fanów. Czy masz jeszcze miejsce w domu na złote i platynowe płyty?
Faktycznie coraz mniej miejsca mam na ścianach na kolejne tego typu wyróżnienia (śmiech). Kiedyś bardziej przywiązywałam wagę do nagród. Dziś cieszy mnie przede wszystkim tworzenie nowej muzyki, która całkowicie mnie pochłania i zajmuje bardzo dużo czasu.
Cieszą mnie wciąż wyróżnienia, szczególnie te pochodzące od fanów, jednak istotą mojego bycia na scenie jest tworzenie nowych rzeczy.
Zapewne dużo wagi przywiązywałaś do nowych kompozycji, bo słychać, że nowa płyta jest dopracowana. Każdy utwór ma duży potencjał. Czy zależało Tobie na stworzeniu przebojowej płyty?
Ten album powstawał bardzo długo. Zależało nam na porządnym dopracowaniu całości. Przez ponad dwa lata wydaliśmy wiele singli, stąd ta płyta musiała się wreszcie ukazać, bo nie chcieliśmy odsłaniać od razu wszystkiego. Przez długi czas staraliśmy się budować napięcie, które doprowadziło nas do wydania albumu „SuperNOVA”. I faktycznie obok premierowych kawałków, znalazło się na nim kilka wcześniejszych przebojów.
Czy pisząc długo te utwory nie miałaś obaw, że starsze Twoje propozycje zostaną wyparte przez nowe piosenki i nie będziesz chciała już ich zamieszczać na płycie?
Nigdy nie analizuję mojej pracy w ten sposób. Ciągle staram się robić coś nowego, wciąż mam kolejne pomysły, które bardzo lubię zamieniać w piosenki. Nie skupiam się tak bardzo na tym, co zostało nagrane i gdzieś tam już funkcjonuje w sieci. Mnie nakręca ciągłe tworzenie. Śmieję się, że mój zespół, z którym spędzam w trasie wiele czasu, przemieszczając się busem z miejsca na miejsce, wciąż nie może się nadziwić, skąd ja biorę ciągłe pomysły na nowe utwory. Cały czas żyję tym, co można zrobić nowego. To jest dla mnie najważniejsze i nie odnoszę teraźniejszych inspiracji, do tego, co już zostało zamknięte. Przekorność Słowianki, z którą byłam kojarzona przez długi czas, zmusiła mnie do jeszcze większych poszukiwań. A te można usłyszeć na płycie „SuperNOVA”.
Czy bycie w stylistyce Słowianki, która do Ciebie przylgnęła, było dla Ciebie męczące?
Z czasem obudziła się we mnie przekora twórcy, który chce zamanifestować, że potrafi też robić inne rzeczy. Chciałam pokazać siebie z innej strony i zrzucić trochę to piętno, które do mnie bardzo przylgnęło. Nie było to może bardzo męczące, ale sprowokowało do jeszcze większych muzycznych poszukiwań.
A czy nie drażni Cię sytuacja, w której funkcjonujesz jako artystka pop, która nie przez wszystkich jest odbierana w odpowiedni sposób? Skąd biorą się w Polsce takie podziały, że pop wciąż jest gorszy, a artyści, którzy tworzą przebojowe piosenki są niekiedy spychani na margines?
Nie wiem skąd to się bierze w Polsce, bo na Świecie podobne podziały na gorszych i lepszych artystów nie istnieją. Albo coś do kogoś trafia, albo nie. Tym bardziej, że pop wziął się od czegoś, co jest popularne, a to znów oznacza, że trafił do serc wielu odbiorców. I co oni teraz mają czuć się gorsi, bo słuchają popu? Zupełnie tego nie rozumiem. Jeżeli ktoś nie ma ochoty słuchać mojej muzyki, to niech tego po prostu nie robi. Takie ocenianie nie jest sprawiedliwe. Robię muzykę dla jak największej ilości osób i jeśli ona znajduje swój odbiór, to jestem z tego powodu szczęśliwa, co znów mobilizuje mnie to do dalszej pracy. Skupiajmy się na dobrych rzeczach, które niesie muzyka, a nie na tworzeniu sztucznych podziałów na muzykę ambitną i gorszą. Moją ambicją jest robić muzykę, która jest dla mnie ciekawa i trafiać z tym do ludzi. Poza tym nagrać przebojowy, a przy tym dobry popowy numer nie jest taką prostą sprawą. Mam nadzieję, że na „SuperNOVEJ” mi się to udało.
Supernova to nowoczesna produkcja, ale też ogół zjawisk związanych z eksplozjami w kosmosie. Czy można ten tytuł potraktować bardziej metaforycznie?
Zdecydowanie tak. Supernova to przecież przeobrażenie się gwiazdy, które następuje po wybuchu. To przemiana jednej materii w coś zupełnie innego. To obrazuje metaforycznie także moją drogę. Chciałam się tym razem pokazać z odmiennej strony. Potrafię robić też inne rzeczy, będące dla kogoś może nawet zaskoczeniem. Wspomniałam wcześniej o tej Słowiance, z którą długo byłam utożsamiana. Tutaj tego nie ma, jestem zupełnie inna, a przez to właśnie nowa. Przy tej płycie chciałam zerwać z moim wcześniejszym wizerunkiem. Myślę, że nastąpiła w moim myśleniu wyraźna przemiana i doprowadziła mnie ona do nagrania takiej, a nie innej płyty.
Żyjemy w czasach, gdy muzyka wciąż się zmienia. Mamy wciąż nowe możliwości, które mogą udoskonalać proces tworzenia. Jak udaje się Tobie uzyskać pełne zadowolenie przy tak nowoczesnej produkcji?
Takiego pełnego zadowolenia nigdy nie można osiągnąć. Ja jestem perfekcjonistką i ciągle jestem niezadowolona. Cały czas chciałbym coś poprawiać i udoskonalać. Przychodzi jednak taki moment, w którym trzeba powiedzieć – stop. Na szczęście udaje mi się dotrzeć do tej chwili, kiedy moje zadowolenie jest na tyle duże, że decyduję się zamknąć projekt i wysłać go w świat.
Za taki projekt jak „SuperNOVA” na pewno odpowiedzialni są także inni. Kto był najważniejszą osobą, która pomogła Ci dotrzeć do tego niemal pełnego zadowolenia z tego albumu?
Nie stawiałabym się nawet na pierwszym miejscu w urzeczywistnianiu tych wszystkich moich pomysłów (śmiech). Bez innych nie mogłabym zrealizować, a w końcu zamknąć tego projektu. Należy zdać sobie sprawę, ile osób pracuje nad takim albumem, żeby on mógł w ogóle zaistnieć w wymyślonej przeze mnie formie. Przez lata szukałam ekipy, która będzie w stanie mnie zrozumieć na stopie muzycznej, ale też wizualnej. Ważna jest muzyka, ale nigdy nie zapominam o tej drugiej stronie, którą są chociażby zdjęcia. A tutaj współpracowałam z fotografką Jolą Borysewicz, tworzącą bajkowe rzeczy. Ona potrafi wiązać koncepcję muzyki z kosmiczną modą. Ważne są też teledyski, które tworzymy z Michałem Konradem, odpowiedzialnym za wiele wizualizacji i animacji. Od niemal początku współpracuję z realizatorem Jarosławem Baranem, który doskonale rozumie moje spojrzenie na muzykę. Nie wyobrażam sobie pracy z kimś innym, bo odpowiada on za wiele rzeczy – od brzmienia aż po produkcję. Rozumiemy się doskonale, co przynosi świetne efekty. Dobrym duchem najnowszego projektu jest też wciąż Donatan.
fot. materiały prasowe
Czy proces tworzenia takiego projektu wygląda tak samo, jak w większości przypadków, to znaczy pojawia się melodia, aż następnie obudowa z odpowiednim brzmieniem?
Okazuje się, że ja pracuję zupełnie niestandardowo. Robię odwrotnie niż większość artystów. Ja dostaję muzykę, do której wymyślam melodię i przy tej okazji tworzę też tekst. Także łamanie różnych standardowych koncepcji bywa u mnie bardzo częste. To znów przynosi często jeszcze bardziej zaskakujące efekty.
Czy inspirujące dla Ciebie bywają pory dnia? Często w Twoich piosenkach pojawia się noc. Czy jest to pora, która jest dla Ciebie odpowiednia do tworzenia nowych rzeczy?
Tak, zupełnie nieprzypadkowo pojawiają się „Noce” na mojej nowej płycie. Jestem nocnym markiem i uwielbiam wtedy tworzyć, wymyślać i przeistaczać swoje pomysły w coś bardziej realnego. Idealna do tworzenia jest pierwsza w nocy, kiedy jestem poza zasięgiem telefonów i wszystkiego tego, co nas na co dzień otacza. Mogę wtedy na spokojnie się skupić. Wtedy przychodzą do mnie inspirujące sytuacje, które potrafię zamienić w piosenki. Noc jest moją przestrzenią od dzieciństwa. Kiedy miałam jedenaście lat uwielbiałam malować w nocy. Kochałam malować do rana. Czasem robiłam to przy włączonym radiu, kiedy to w nocnych audycjach Trójki leciały czasem utwory soulowe lub gospelowe. To były moje twórcze noce.
Czy ciągle wracasz do malowania?
Owszem, jeśli czas mi na to pozwala, to wciąż wracam do malowania. To jest dla mnie bardzo odstresowujące. To jest wciąż świat, w którym czuję się dobrze. Muzyka wymaga jednak innego skupienia, czasem większego wysiłku, a malowanie sprawia, że oddaję się jedynie przestrzeni na płótnie. Mój mózg wtedy całkowicie odpoczywa.
A jakie miejsce teraz zajmuje w Twoim życiu moda?
Moda wciąż jest dla mnie ważna. To jedna z moich pasji. Lubię włączać moje pomysły na scenę, ale nie tylko. Tworzę bardziej użyteczne rzeczy, które mają motywy ludowe, ale podane w niestandardowy sposób. Na moje bluzce są teraz rozpikselowane napisy w motywy folkowe. Bardzo podoba mi się takie łączenie rzeczy na pozór ze sobą niepasujących. Podobnie jest z muzyką.
Takie motywy ludowe wciąż pojawiają się też w Twoich teledyskach. Wyraźnie zawarłaś je chociażby w klipie do piosenki „Dom”.
Tworzenie teledysków to też zupełnie inna historia. Do każdego klipu wymyślam inną postać. Wcześniej naszkicowałam sobie, jak chcę wyglądać w teledysku do piosenki „Dom”. Wymyśliłam sobie nawet, że chcę mieć taką małą walizeczkę, którą przerobiłam ze starego bezużytecznego przedmiotu na coś nowego. Dbam o wszystkie szczegóły, bo mam wrażenie, że właśnie w nich tkwi sedno tego, co robię. Każdy detal jest dla mnie ważny, i każdy z nich tworzy nową jakość. W tej materii też lubię zaskakiwać moich fanów.
Wracając do detali muzycznych, to na nowej płycie wyciągnięte one zostały z muzyki tanecznej, ale też z popu lat 80. i 90. Co takiego było w tamtych latach w muzyce, że często wraca się dzisiaj do tego, co już zostało wymyślone?
Niemal cała nowoczesna muzyka tworzona dzisiaj w jakimś stopniu nawiązuje do tego, co znamy z lat minionych. Chyba wszystko już było w muzyce, stąd powrót do niektórych stylów muzycznych, które świetnie odnajdują się w dzisiejszej rzeczywistości. Nowa odsłona lat 80. była więc nieunikniona jeśli chodzi o moją nową płytę. Lubię też udoskonalać materię muzyczną, którą już wszyscy znają. To jest bardzo dla mnie inspirujące. Ciągłe mieszanie różnych składników w muzyce sprawia mi ogromną radość.
Historia zatacza jeszcze jedno koło na tej płycie. Kiedyś Ty wspierałaś artystów hip-hopowych, występując jako duet Dwie Asie. Dzisiaj to artyści hip-hopowi wspierają Ciebie. Jak do tego doszło?
Wszystko się przenika. Na mojej nowej płycie pojawiło się dwóch artystów, którzy pasowali do koncepcji tych utworów. Sobel i B.R.O. całkowicie odnaleźli się w numerach, do których zostali przeze mnie zaproszeni. Najpierw powstały wszystkie utwory na mój album, gdzie nawet miałam zarejestrowaną linię wokalną. Później do nich wracałam i zastanawiam się, co w nich brakuje. Żaden z kawałków nie był zarejestrowany pod kogoś konkretnego. Pomysł, żeby ich zaprosić pojawił się więc znacznie później. Z B.R.O. znamy się od dawna i uważam, że jest bardzo zdolnym twórcą, który nie tylko rapuje, ale też śpiewa. Poza tym jest bardzo poukładanym i ambitnym człowiekiem, co nam pomogło w sfinalizowaniu jego udziału na moim albumie. Z Sobelem skontaktowaliśmy się e-mailowo, ponieważ bardzo mi odpowiadało to, co on ostatnio nagrywał. Stąd wizja jego udziału była dla mnie bardzo ciekawa.
Jak w ogóle doszło do tego, że udzielałaś się kiedyś w projektach różnych artystów hip-hopowych?
Wszystko zaczęło się dosyć zabawnie i przypadkowo. Kiedyś mieszkałam na Ursynowie, a obok mnie mieszkał Pezet, a kilka klatek dalej – Onar. Z wieloma ludźmi po prostu się znałam, a jak poszła plota, że jest taka Asia, która śpiewa, to zostałam zapraszana do różnych projektów. Często śpiewałam w refrenach, bo chłopakom brakowało pierwiastka kobiecego, albo zwyczajnie potrzebowali chórzystki.
Na płycie „SuperNOVA” usłyszymy też Mesajaha, który wspomógł Cię w utworze „EVA”. Jak to się stało, że trafiłaś na niego?
To jest bardzo ciekawa historia, bo stworzyliśmy cały projekt związany z utworem „EVA”. Ważny jest przecież klip, który nagrywaliśmy na Jamajce. Mesajah zabrał nas tam w miejsca, do których nie docierają zwykli turyści. To jest jego przestrzeń i jego świat. Wiedziałam od początku, że „EVA” będzie stworzona w takim rajskim otoczeniu, stąd udział Mesajaha i wspólny wyjazd na Jamajkę. On był właściwą osobą na właściwym miejscu. Pasował do koncepcji, ale też jego udział ubarwił cały ten utwór, bo jest niezwykle ciekawym artystą.
Na nowym albumie zapewne ważne są dla Ciebie teksty. Pojawiło się tu kilka bardziej osobistych przemyśleń. Skąd wzięła się w Tobie chęć pisania intymnych tekstów?
Faktycznie niewiele piszę tekstów, które mnie w jakiś sposób obnażają. I nawet jeśli odnoszę je do własnych emocji i przeżyć, to staram się je tworzyć pod kątem tego, żeby ktoś inny mógłby się z nimi identyfikować. Zostawiam w nich zawsze przestrzeń dla mojego słuchacza. Nawet w dosyć osobistym tekście do piosenki „Brak” stawiam jednak na uniwersalizm. Myślę, że każdy czuł się kiedyś, że jest niewystarczający dla kogoś. Chciałam tym tekstem dotrzeć do ludzi, którzy czuli się podobnie. Lubię tworzyć piosenki, które niosą rozrywkę, ale czasem chciałabym też zawrzeć w nich coś bardziej osobistego. Nie wplatam w to jakichś wymyślnych metafor. Nie jestem twórcą, który ma tworzyć zaawansowane teksty, co nie znaczy, że słowo nie ma dla mnie swojej wartości.
Na płycie nie znalazł się numer „Bratnie dusze” z Dawidem Kwiatkowskim, który nagrałaś nie tak dawno. Dlaczego?
Przez ostatnie miesiące pojawiło się bardzo dużo moich singli, a tak jak wspomniałam, miałam już nowe pomysły na kolejne utwory. Nie wszystko można zmieścić na jednej płycie, ale mogę już teraz zdradzić, że znajdzie się ten utwór na kolejnej mojej płycie „WinyLOVA”, której premiera została przełożona na wiosnę następnego roku.
Skąd w takim razie pomyły na „WinyLOVĄ”?
Te moje pomysły tak bardzo wybiegają poza koncepcję jednej płyty, że postanowiłam zebrać je w innym projekcie. Tym jest właśnie „WinyLOVA”, która odbiega od tego, co dotychczas robiłam. Tamten materiał będzie bardziej oldschoolowy. Pracowałam nad dwoma płytami zupełnie nieświadomie. Tworzyłam kawałki nowoczesne, a jednocześnie pojawiały się w mojej głowie pomysły na coś innego. To było dla mnie bardzo ciekawe. Miałam dzięki temu odskocznię od pisania numerów tylko w jednym stylu. To dawało mi oddech w ogóle nad pracą nad tymi kawałkami. Dzięki temu zachowałam świeżość i nie pozwoliłam sobie na znudzenie się jakąś materią. Praca nad tymi melodiami zahaczającymi nawet o lata 60. poszła mi zaskakująco sprawnie. Sama się dziwiłam, że ta muzyka jest tak naturalnie ze mną związana.
Co stanowiłoby dla Ciebie największy sukces związany z płytą „SuperNOVA”?
Największym sukcesem było dla mnie w ogóle jej nagranie. Bardzo wiele nauczyłam się tworząc materiał na ten album. Nie bałam się nagrywać kompozycji, które są nieco inne, przez to zdobyłam też więcej doświadczenia. Ten sukces mierzę we własnym, bardziej osobistym zakresie. Nagrywanie każdej płyty to dla mnie osobiście wyzwanie i sukces stanowi dla mnie moje umiejętne dotarcie do końca realizacji danego projektu, który często odbiega od tego, co wcześniej nagrywałam. Stawianie sobie wyzwań jest dla mnie najważniejsze. Ścigam się jedynie sama ze sobą, tym bardziej, że odkrywam też swoje nowe możliwości jako wokalistka. A jeśli później ta płyta odniesie sukces także komercyjny, będzie mi bardzo miło.
Rozmawiał: Łukasz Dębowski
No i gdzie pytanie o „Kocią mamę ” ?