Amerykański sen Roberta Cichego – recenzja albumu „Dirty Sun” [RECENZJA]

Nasz ocena

„Dirty Sun” to już druga solowa płyta Roberta Cichego, która ukazała się pod koniec czerwca 2020 roku. Jak tym razem prezentuje się jego muzyka? O tym dowiecie się z naszej recenzji tego albumu.

Przed rozpoczęciem działalności solowej, artysta współpracował z Anią Dąbrowską, Urszulą Dudziak, Michałem Urbaniakiem czy Anią Rusowicz.

Recenzja płyty „Dirty Sun” – Robert Cichy (Agora Muzyka, 2020)

Robert Cichy, mimo dużo dłuższego stażu w branży muzycznej, solo zadebiutował dopiero w 2018 roku. Późno, ale z efektem, bo za swój album „Smack” w 2019 zdobył Fryderyka w kategorii „Album roku blues/country”. Muzyk nie osiadł na laurach i 26.06 wypuścił kolejny album, zatytułowany „Dirty Sun”, co słychać tym razem?

„Dirty Sun” to zbiór 11 utworów, które już od początku przywodzą na myśl amerykańskie skojarzenia. Otwierający utwór „Seize the day” z bardzo optymistycznym tekstem, zawiera w sobie naleciałości z country. Jednak po kilku sekundach daje znać, że nie uświadczymy jedynie tradycyjnego, gitarowego grania. Robert nie boi się eksperymentować z nowoczesnymi technologiami, nakładając na wokale i instrumenty przesterowane, elektroniczne efekty. Dzięki temu jego muzyka zyskuje charakter i świeżość.

Ta bluesowo-rockowa podróż to przekrój ciekawych kompozycji i różnorakich opowieści zawartych w tekstach piosenek. Napotkamy krytyczne przemyślenia na temat współczesnego świata („Android”), historię weterana, na którym wojna pozostawiła piętno („Siedem”) , iście indiańską konną przejażdżkę („Manitu”) , a nawet opowiastkę o skutkach spożycia napojów wyskokowych („Jedna noc”). Ta ostatnia zasługuje na specjalne wyróżnienie. Oprócz przyciągającego uwagę tekstu, zza którego autor puszcza oczko do słuchacza, dostajemy kawał soczystej melodii z slide’owym wstępem i genialne wokale, nie tylko w wykonaniu Roberta, ale i Mroza, który gościnnie udzieli się w piosence.

Oprócz Mroza na płycie pojawia się troje innych gości. Pod numerem szóstym usłyszymy zgrabną harmonię głosów Roberta i Kasai w piosence „Urwana Melodia”. Dalej w kowbojskim protest songu pt. „Posłuchaj” pojawia się Sosnowski, a tuż przed zakończeniem albumu mamy okazję posłuchać ciekawej, międzygatunkowej współpracy z Rahimem („Rebeliant”) .

Album napisano w dwóch językach, jednak mimo całej „dzikozachodniej” otoczki, to utwory po polsku bardziej przypadły mi do gustu. Najnowszy album Roberta Cichego to obowiązkowa propozycja dla wszystkich fanów tradycyjnego bluesa oraz rockowego grania z naleciałością nowoczesności. „Dirty Sun” to dobre połączenie międzykontynentalne i międzykulturowe. Warto poświęcić mu swoje 37 minut.

Daria Trojanowska

 

Tracklista:

1. Seize The Day
2. Android
3. Jedna Noc Feat. Mrozu
4. Piach I Wiatr
5. Let Us Sing
6. Urwana Melodia Feat. Kasai
7. Siedem
8. Posłuchaj Feat. Sosnowski
9. Dirty Sun
10. Rebeliant Feat. Rahim
11. Manitu

 

3 odpowiedzi na “Amerykański sen Roberta Cichego – recenzja albumu „Dirty Sun” [RECENZJA]”

Leave a Reply