W lutym światło dzienne ujrzał wspólny album Kuby Karasia i Piotra Roguckiego – „Ostatni bastion romantyzmu”. Dziś bliżej przyglądamy się temu wydarzeniu. Zachęcamy do zapoznania się z naszą recenzją tej płyty.
Recenzja płyty „Ostatni bastion romantyzmu” – Karaś / Rogucki (Kayax, 2020)
Pierwsze efekty współpracy Kuby Karasia i Piotra Roguckiego mogliśmy usłyszeć przy okazji premiery płyty T.Cover w listopadzie 2018 roku. Dostaliśmy wtedy świeże spojrzenie, na jedną z bardziej znanych piosenek zespołu T.Love. Słuchacze mogli pomyśleć, iż to tylko jednorazowy „wybryk”, z którego nic więcej nie wyjdzie. Artyści nas zaskoczyli. Jak i Coma, tak i The Dumplings zawiesiły działalność pod koniec zeszłego roku, których miejsce zajął duet Karaś/Rogucki.
Pierwszym, oficjalnym singlem promującym wydawnictwo był utwór „Bolesne strzały w serce” z wręcz hipnotyzującym, czarno-białym teledyskiem. Można tutaj wyczuć pewne podobieństwo do singla „Lajki” Comy. Oba utwory traktują – jeśli tak to można nazwać – o uczuciu w dobie social mediów. Czy to kontynuacja? Całkiem możliwe, lecz w zmienionej formie, z nieco inną energią, zachęcającą bardziej do tańca, aniżeli rozmyślania na temat własnych „sytuacji” z przeszłości.
Po premierze wyżej wspomnianego singla, pojawiły się wątpliwości, czy Kuba da radę stworzyć (wraz z instrumentalistami) i wyprodukować kompozycje, które nie będą przypominać jego świetnych dokonań z The Dumplings. Jak się okazało, były to całkowicie niepotrzebne obawy. Swoje zadanie wykonał na medal. I w końcu całkowicie odciął się od własnej, dosyć już zachowawczej charakterystyki, piętnującej inne projekty poza zespołowe.
Jak sama nazwa albumu wskazuje, „Ostatni bastion romantyzmu” to utwory tematycznie krążące wokół jednego z najważniejszych uczuć, czyli miłości i problemów z nią związanych. To także teksty o wyczerpaniu podmiotu lirycznego, który jednak momentami ma nadzieję na zażegnanie kryzysów. Niestety to złudna nadzieja.
Jak wcześniej wspomniałem, warstwa tekstowa odnajduje się teraźniejszości, w tym między innymi w nowinkach internetowych. Świetnym tego przykładem jest utwór „Ciociosan”, inspirowany jednym materiałem z popularnego serwisu Youtube’a. W ramach ciekawostki, warto wspomnieć, iż to Kuba zaprezentował ten prawie 12-letni materiał Piotrowi, pośrednio mając wpływ na powstanie do niego tekstu. To także jedyny utwór z płyty, w którym możemy uświadczyć gościnnego wokalu Justyny Święs oraz fragmentów z wcześniej wspomnianego materiału. Utwór został zdominowany przez malowniczą melancholię.
W wielu kompozycjach czuć wyraźnie klimat i inspirację latami 80-tymi, przez wielu uważanych, za złotą erę muzyki rozrywkowej. Dowodem na to jest między innymi „Katrina”, dzięki której możemy doznać małego „powrotu do przeszłości”. Singiel traktujący o jednym z najbardziej morderczych huraganów w historii Stanów Zjednoczonych, Katrinie. Zabieg ten może mówić o tym, jakie zniszczenia w nas samych spowodować potrafi niewłaściwy obiekt uczuć. Jedną z pierwszych rzeczy, o której pomyślałem słuchając tegoż utworu to znajomy dźwięk gitary akustycznej. Podobny riff występował w utworze Daft Punku, „Get Lucky”. Czy to źle? W żadnym wypadku. Podobieństwa w brzmieniu pojedynczych utworów zdarzają się wielokrotnie, w końcu instrumenty nie posiadają nieograniczonych możliwości brzmienia.
Mimo trudniejszej tematyki, sporo utworów jest tak skonstruowanych, iż nieświadomie zaczynamy je nucić, chociażby podczas przyrządzania śniadania. Piosenki zawdzięczają to dobrze przemyślanym melodiom, które współgrają z charakterystycznym wokalem Piotra Roguckiego. Całość nie raz potrafi wywołać delikatny uśmiech na twarzy.
Materiał wydaje się być dobrze przemyślanym i kompletnym albumem, na którym nie uświadczymy zbędnych utworów, będących sztucznymi wypełniaczami. „Ostatni bastion romantyzmu” dzięki zróżnicowaniu i niejednoznacznej emocjonalności, może nie będzie krążkiem, który docenimy w pełni za pierwszym odsłuchem. Po kilkukrotnym przesłuchaniu dotrzemy nie tylko do muzycznej esencji, ale właśnie tej angażującej, emotywnej części płyty. Tym bardziej, że teksty Piotra pozwalają nam na swobodne, a przez to często bardziej osobiste interpretacje.
Adrian Kaczmarek