„Piękna i Rycerz” Anity Lipnickiej (prod. Bartosz Szczęsny) to piosenka promująca album „OdNowa”, którego premiera odbyła się 25 października 2019 r. To jednocześnie najnowszy singiel, do którego powstał teledysk.
Z okazji jubileuszu 25-lecia pracy artystycznej, Anita Lipnicka zdecydowała się na eksperyment, którego owocem jest album „OdNowa”. Gospodarzami tego projektu uczyniła ośmiu producentów, reprezentujących różne pokolenia i style muzyczne – siebie tym razem usadzając w roli gościa.
fot. materiały prasowe
„Piękna i Rycerz” to jedna z tych piosenek, które wciąż mnie wzruszają gdy śpiewam je podczas koncertów. Nie jest to wcale sprawa taka oczywista, bo szczerze, nie wszystkie z moich muzycznych dzieci darzę podobną miłością.
Artyści rzadko się do tego przyznają, ale prawda jest taka, że z pewnymi utworami trudno jest się po latach utożsamiać. Wyrastasz z nich jak ze starych ubrań, w które przestajesz się mieścić… Mój przypadek jest o tyle usprawiedliwiony, że zaczynałam karierę bardzo wcześnie. Jestem dziś zupełnie inną osobą niż ćwierć wieku temu, gdy przyszło mi debiutować, pisać swoje pierwsze teksty. Z wielu powyrastałam więc na dobre. Ale „Piękna i Rycerz” wciąż budzi we mnie żywe emocje!
Miałam 21 lat gdy napisałam tę piosenkę. Powstała w Londynie, gdzie znalazłam swój azyl po spektakularnej ucieczce z Varius Manx w poszukiwaniu świętego spokoju i własnej muzycznej tożsamości. Miałam wtedy ogromną potrzebę zwrócenia się ku sobie, przekonania kim jestem w oderwaniu od roli popowej piosenkarki jaką odgrywałam w Polsce. Anglia dała mi tę możliwość. Znajdując się na neutralnym gruncie, z którym nie wiązały mnie żadne wspomnienia ani personalne konotacje, w końcu miałam okazję być po prostu… sobą: młodą anonimową dziewczyną z Europy wschodniej, duchową emigrantką z białą kartką w dłoni – mogłam zapisać ją jak chciałam. O tym czasie opowiem Wam może kiedyś jeszcze… Teraz miało być o piosence!
Jedną z postaci z jaką złączył mnie wówczas los był Mark Tschanz, szwajcarski muzyk i kompozytor mieszkający od kilku lat w Londynie. Totalny ekstrawagant, długowłosy,chudy olbrzym o dzikim wzroku i szelmowskim uśmiechu. Początkowo woził mnie do niego na skuterze mój manager- Wiktor Kubiak. Potem, gdy już lepiej znałam miasto, przyjeżdżałam do Marka metrem. Wysiadałam na stacji Belsize Park i szłam jeszcze jakieś pół kilometra, za każdym razem czując motyle podniecenia w brzuchu, gdy już stałam pod drzwiami jego apartamentu.
Wewnątrz zawsze panował półmrok i artystyczny nieład. Siadywaliśmy na dywanie, w otoczeniu gitar i innych instrumentów, i próbowaliśmy… wejść w muzyczną interakcję? Ten rodzaj pracy, wspólne kreowanie czegoś z niczego, był mi obcy, nie robiłam tego wcześniej. W Variusach pisałam teksty do gotowych, skończonych aranżacji. Tworzenie razem to bardzo intymne zajęcie. Wymaga odwagi, zaufania i otwartości. W moim przypadku było to dosyć trudne, zważywszy, że wtedy nie mówiłam nawet za dobrze po angielsku! Byłam nieśmiała, pełna kompleksów. Mark dbał jednak o to bym czuła się swobodnie w jego towarzystwie. Nawet gdy nasze pierwsze sesje nie przynosiły owoców, uspokajał mnie, że na tym polega proces twórczy. Integralną jego częścią jest błądzenie. To była ważna lekcja. W przerwach między poszukiwaniami inspiracji chodziliśmy do jednej z pobliskich kafejek, od których aż się roiło na Hampstead, dzielnicy ukochanej przez londyńską bohemę. Mark skręcał w palcach swoje papierosy i snuł nieskończone opowieści, ja słuchałam… Potem wracaliśmy do instrumentów i zaczynaliśmy od nowa.
Ostatecznie stworzyliśmy razem trzy piosenki na moją debiutancką płytę solo. Tytułowy utwór pt. “I wszystko się morze zdarzyć”, pierwszy singiel z tego albumu, też był współautorstwa Marka, jednak nie brałam udziału w jego tworzeniu – skomponował go z dwoma innymi muzykami, zanim się spotkaliśmy, ja potem dopisałam tylko polskie słowa. Piosenka „Piękna i Rycerz” początkowo powstała w języku angielskim, w tej wersji nosiła tytuł „Lonely Lover” i to ją zarejestrowałam w studio jako pierwszą. Życie jest jednak (jak wiadomo!) pełne niespodzianek i zaskakujących zwrotów akcji. Podczas ostatniej fazy pracy nad płytą wyjechałam do Polski, by zobaczyć się z kimś, kogo poznałam kilka miesięcy wcześniej przy okazji innej mojej wizyty w kraju. Tym razem wracałam do Anglii z ciężkim sercem, zakochana po uszy. Wewnętrzne rozedrganie i dojmujące poczucie tęsknoty towarzyszyły mi już do końca nagrań. Nagle miałam już dosyć Londynu. Nie mogłam się doczekać by wydać już tę cholerną płytę i wracać do domu, do ukochanego! To, co wtedy czułam, opisałam w piosence. To była bajka. Hipnotyczny trans. Totalne zauroczenie wywindowane do poziomu świętości. Tacy byliśmy… Ja Piękna, on Rycerz…
Epilog. Zauroczenie okazało się fatalne, związek trwał parę lat i nie przyniósł mi niczego dobrego (oprócz tej jednej piosenki!). Z Markiem Tschanzem spotkałam się jeszcze w pracy przy kolejnej płycie, potem na długie lata straciliśmy kontakt. Odezwałam się do niego ostatnio, w trakcie nagrywania „OdNowy”, powspominaliśmy sobie tamten czas w kilku mailach… Obecnie Mark mieszka w Los Angeles, pisze muzykę do filmów i uprawia kolarstwo wyczynowe. Przejechał dotychczas na swoim rowerze 150.000 mil! A ja co? A ja nic. Muszę koniecznie wrócić na basen! Tymczasem, 23 lata później, prezentuję Wam nową odsłonę tamtej miłosnej historii, w interpretacji Bartka Szczęsnego, który wyprodukował “Piękną i Rycerza” na mój jubileuszowy album.