Po entuzjastycznie przyjętych koncertach legendy zimnej fali na Off Festival i Castle Party doczekaliśmy się nowego albumu Made In Poland pt. „Kult”. Artur Hajdasz i Piotr Pawłowski do obecnej edycji swojego zespołu zaprosili swoich trójmiejskich przyjaciół – wokalistę Rafała Jurewicza, gitarzystę Michała Miegonia i multiinstrumentalistę Michała Młyńca. Poznajcie naszą recenzję tego krążka.
Recenzja płyty „Kult” – Made In Poland (Antena Krzyku, 2018)
Nowa płyta zespołu Made In Poland pt. „Kult” to przedziwna, a jednocześnie intrygująca historia. Na albumie znalazły się utwory, które pamiętają lata 80, jednak teraz zostały zarejestrowane po raz pierwszy w studiu.
Skład grupy nieco się zmienił. W nagraniach wzięli udział muzycy The Shipyard, którego częścią jest też basista Made In Poland – Piotr Pawłowski. Kolejnym zaskoczeniem jest także przedstawienie „kultowego” dorobku po polsku oraz angielsku (a nawet „Papieru z pieczątką” po niemiecku). Pierwsze, co łatwo zauważyć w tym przypomnieniu, to współczesna świeżość i dynamika.
Ten materiał przetrwał ogromną próbę czasu, ale nie został zamroczony. Jego aktualność staje się nie tylko zimnofalowym muzycznym uniesieniem, ale także „tekściarskim” uniwersalizmem. Oczywiście interpretacja należy do każdego z nas, jednak opisy rzeczywistości mogą stać się wręcz wstrząsająco prawdziwe.
Odnosząc się do samej muzyki będzie ona bliska wielbicielom tradycji takiego grania, czyli nieoczywistej post-punkowej energii („Ku świetlanej”), chłodno prowadzonego basu i gitar („Pompatycznie”), a nawet industrialnych elementów („Pod płaszczykiem prawa”) . Tego klimatu wyrwanego gdzieś z czasów Festiwalu w Jarocinie nie da się upozorować. To jest dzisiejsza antypiosenkowa forma skąpana w kompletnej charakterystyce lat 80. I to jest ogromna siła Made In Poland.
Budzi podziw rzetelność podejścia do tematu, a także pieczołowitość nagrań wszystkich ścieżek. Należy też zwrócić uwagę, że pomimo przywrócenia żywotności kompozycji sprzed 30 lat, te utwory zostały jednak wyraźnie zmienione od strony muzycznej. Nie ma tu całkowitego przełożenia, bo też do końca nie było to możliwe. Wersje „live” musiały różnić się od tych nagranych na nowo w studiu.
Solidna dawka bezkompromisowego grania, którego trudno szukać w dzisiejszych czasach. A ten album nie staje się jedynie sentymentalną podróżą, ale współczesnym odniesieniem do tego, co niesprawiedliwie zostało trochę zapomniane. Made In Poland nie pojawia się często, ale jeśli już coś nagrywa, to staje się to sygnałem, że coś (niepokojącego) się dzieje… I o to chodzi.
Łukasz Dębowski