„The Ant” to projekt Macieja Maleńczuka zrealizowany z amerykańskim perkusistą – Grantem Calvinem Westonem. Album podobnie jak „Jazz For Idiots” jest w przeważającej części instrumentalny, ale wielbiciele wokalu artysty też znajdą w nim coś dla siebie. Tym razem proste melodie i covery zostały zastąpione autorskimi kompozycjami Maleńczuka. Poznajcie naszą recenzję tego krążka.
Recenzja płyty „The Ant” – Maciej Maleńczuk
Płyta „The Ant” Macieja Maleńczuka to efekt współpracy wokalisty z amerykańskim perkusistą Grantem Calvinem Westonem. Projekt dosyć zaskakujący i niecodzienny. Nie należy się doszukiwać wspólnych motywów z krążkiem „Jazz For idiots”, bo jedyną wspólną cechą jest to, że w większości mamy do czynienia z kompozycjami instrumentalnymi.
Owszem saksofon nie zginął całkiem z nowych utworów, ale tym razem na prowadzenie wysuwają się starannie dopracowane brzmienia gitarowe. Oczywiście podstawą staje się też rytmika tych utworów oparta na perkusji Granta. W pełnej, dopracowanej i co najważniejsze przemyślanej formie stanowi on jednak jeden z wielu elementów.
Każda kompozycja prezentuje się nieco inaczej, w każdej Maleńczuk zaszczepił inne pomysły, choć całość trzyma się przyjętego wzoru. Czasem jest po prostu mocno energetycznie („Ant”), a bywa nawet nostalgicznie na słowiańsko-knajpianą nutę, gdzie melancholii dodaje wspomniany saksofon („French Love”). Natomiast spocić można się od samego słuchania „Black Powder”, ale bywa też „piosenkowo”.
Dwukrotnie Maleńczuk pokusił się o napisanie tekstów. W jednym z nich wyraźnie komentatorskim, posługuje się ironicznie słowem, czyli w charakterystyczny dla siebie sposób („Fajnie”). Drugi z nich („Nalej Jej”) to już opowieść uniwersalna. No i od strony muzycznej wydaje się bardziej przyjazna, lekko dancingowa, czyli też będąca w zakresie zainteresowań muzycznych wokalisty.
Właściwie utworem słowno-muzycznym mogłoby stać się więcej z tych kawałków („Russian Love”), lecz wtedy ległoby w gruzach założenie, że ta płyta ma być instrumentalna. Album ma zwracać uwagę na budowanie napięcia, przenikanie się wzajemnych harmonii, dopracowanie kompozytorskie, logistykę uzupełniania się brzmień… I to się udało.
Często forma czysto piosenkowa powoduje, że trzeba z czegoś zrezygnować, żeby zmieścić linię wokalną. Tutaj nie trzeba było niczego wyrzucać, żeby żarło i tworzyło ciekawą całość, która i tak w oddali pachnie piosenką. Dzięki temu „The Ant” nie jest jedynie improwizowaną odskocznią Maleńczuka.
Łukasz Dębowski
2 odpowiedzi na “Maciej Maleńczuk – „The Ant””