Pod koniec kwietnia tego roku ukazała się druga solowa płyta Mateusza Franczaka pt. „Night-Night”. Muzyk i wokalistka funkcjonował także w formacjach HOW HOW i Daktari. Jak prezentuje się się jego nowy krążek? O tym w dzisiejszej recenzji. Jedno warto stwierdzić już na początku – warto posłuchać.
Recenzja płyty „Night-Night” – Mateusz Franczak (Too many fireworks, 2018)
Choć premierowy materiał na płytę „Night-Night” Mateusza Franczaka wyłonił się z czeluści mroku, przez co wydaje się bardziej intymny niż debiut, to nie należy wyzbywać się czerpania z niego przyjemności także za dnia. Wymaga on jednak pewnego skupienia i zaangażowania, bo tylko dzięki temu jesteśmy w stanie dotrzeć do osobistych muzycznych zakamarków kompozytora.
Niewątpliwym jest fakt, że nagrywanie albumu w kameralnych miejscach Teatru Syrena przyniosło więcej ciemnych, czasem nieco przybrudzonych dźwięków. I potwierdza to niestandardowy zabieg ustawienia na początek prawie 10-minutowego, zawiłego utworu.
To on rozpisując charakterystykę kolejnych utworów, wprowadza w nastrój tego wydarzenia. To w nim mieszczą się elementy poszczególnych kompozycji, gdzie każdy detal wydaje się wyraźniejszy i bardziej ważny niż na debiucie „Long Story Short” z 2016 roku.
Mateusz jako twórca sprawnie porusza się po meandrach komponowania spokojniejszych momentów w stylu „Over”, gdzie pojawiają się mocniej zapisane brzmienia pianina na tle stonowanej elektroniki i falsetowego wokalu.
Większe wrażenie robi jednak kolejny, zapisany na surowych brzmieniach gitary. „Defy” to wręcz pewna psychodelia Radiohead i neurotyczny ton Nicka Cave’a. W tym pewnym rozedrganiu istnieje podskórna moc. Świetny numer.
A to nie koniec przeszywających gitarowych numerów. „All About” ma bardziej otwartą formę, gdzie można było pokusić się o rozmieszczenie dodatkowych instrumentów. Mateusza nie poniosło jednak nadmiernie w tym kierunku. Postawienie na jeden wyraźny motyw w tym przypadku przyniósł zadowalający efekt końcowy. Powściągliwość twórcza i minimalizm ukazała silniejszy przekaz.
W tych kompozycjach można odnaleźć jeszcze jeden charakterystyczny motyw. Choć całość jest silnie sklejona w jedną całość, to głos Mateusza Franczaka w poszczególnych kompozycjach obnaża się nieco inaczej.
Istnieje w tym aktorska (choć bez sztuczności zagrana) namiastka rozgrywania wokalem poszczególnych dźwięków. A w narkotycznym „Revealing” słychać coś na kształt oddechów, ciężkich do wyłuskania szeptów, lub też wyobraźnia podpowiada rzeczy, których tu być może wcale nie ma. To jest dowód na to, jaka jest ta płyta i jak należy jej słuchać. Z uwagą, a czasem nawet dzieląc ją na kawałki, choć wciąga w całości od pierwszego zasłyszenia.
Nagranie takich piosenek wymaga nie tylko wyjątkowej wrażliwości, ale także rozwiniętej wyobraźni muzycznej. Niezwykle klimatyczne i uzależniające. A Mateusz Franczak to mistrz budowania napięcia przy na pozór niewielkich środkach wyrazu.
Łukasz Dębowski
Jeżeli chcecie kupić płytę Mateusza (CD lub winyl) można to zrobić tutaj:
https://asfaltshop.pl/product/10421-mateusz-franczak-night-night-cd/
Jedna odpowiedź do “Mateusz Franczak – „Night-Night””