Cytadela – „Do źródeł mroku”

Nasz ocena

CYTADELA to jeden z najważniejszych zespołów tzw. polskiej nowej fali. I choć przez lata ich styl uległ metamorfozie, to wciąż są wierni własnemu postrzeganiu muzyki. W grudniu 2018 roku ukazała się ich nowa płyta pt. „Do źródeł mroku”. Więcej w dzisiejszej recenzji.

fot. materiały promocyjne

Recenzja płyty „Do źródeł mroku” – Cytadela (REDADLER, 2018)

Swego czasu zespół Cytadela uważany był za jednego z najważniejszych reprezentantów polskiej nowej fali. Skład grupy wtedy zasilali m.in. muzycy zespołu Wilki (Mikis Cupas i Marek Chrzanowski) oraz Sidney Polak. Na premierowej płycie pt. „Do źródeł mroku” nie zapuszczają się panowie już tak głęboko w rejony charakterystyczne dla tamtego undergroundu.

Całość posiada interesujące motywy nowofalowe, ale podane jakby w przystępniejszej formie. Łagodnie płynące melodie lekko zostały pokiereszowane gitarami, a czasem wyraźnie naznaczono je bębnami. W tych piosenkach jest prostota, oparta na doświadczeniu, jakości i dużej świadomości artystycznej. Stonowane brzmienie nie przytłacza nadmiernością elementów.

Każdy fragment skomponowany został z przenikliwością twórczą, która została oparta na lekkości. To sprawia, że tego albumu słucha się z rosnącym zainteresowaniem.

Najbardziej zimnym, nieco mniej przystępnym wydaje się utwór „Chce mi się żyć”, choć nawet on zostaje przełamany rozbudzającym się rytmem instrumentów i damskim chórkiem Anny Ozer. Nabieranie tempa łagodzi także surowo prezentujący się wokal Tomasza Wasyłyszyna.

Mroczniejsze chwile („Zaufaj aniołom”), przechodzą w bardziej zaawansowane od strony muzycznej kompozycje („Jesteś tylko szumem”). Pojawia się wręcz coś na kształt eksperymentu z „bełkoczącym” w tle basem i małą egzotyką („Do źródeł mroku”). Można doszukać się nawet rytmiki reggae’owej, choć pewnie za to stwierdzenie można zostać mentalnie spoliczkowanym („Pierwszy raz w życiu”). Skojarzenia te jednak natychmiast znikają, gdy włącza się wokal Tomasza.

Zimnofalowe naleciałości nie są aż tak wyraźne, choć w pewnych momentach budzą przyjemne skojarzenia („W cieniu samotności”). A co najważniejsze, skłaniają do myślenia nierzadko występujące tu prowokacje słowne („Mauzoleum”).

Dla wielbicieli nowofalowego radykalizmu ta płyta może być niewystarczająca, choć trzeba zaznaczyć, że pewne elementy trącące niedzisiejszym klimatem wciąż są żywe. Poza tym należy podkreślić, że przez lata skład zespołu nieustannie się zmieniał, stąd ich muzyka dziś wygląda nieco inaczej.

Wciąż jednak jest w twórczości Cytadeli sporo żaru, który parzy przy odsłuchiwaniu albumu „Do źródeł mroku”. I to jest akurat duży komplement.

Łukasz Dębowski

Leave a Reply