AdriatiQ – „Triptych” [RECENZJA]

Nasz ocena

9 maja ukazał się pod naszym patronatem medialnym konceptualny mini album „Triptych” AdriatiQ’a. To niecodzienna propozycja na polskiej scenie muzycznej – konceptualna płyta artysty poruszającego się w estetyce synthwave’u, retropopu i darkwave’u. Więcej w naszej recenzji tego wydarzenia.

fot. okładka albumu

Recenzja płyty „Triptych” – AdriatiQ (2025)

„Triptych” to wyjątkowy, konceptualny mini album Adriana Dwornickiego, tworzącego pod pseudonimem AdriatiQ. Artysta świadomie kreśli swoje muzyczne fascynacje, sięgające nawet lat 80., nadając im nowoczesnego sznytu, który harmonijnie współgra z jego charakterystycznym wokalem. Na polskiej scenie muzycznej wciąż brakuje twórcy o tak unikalnej barwie  – niosącej siłę emocji nie tylko dzięki przemyślanym interpretacjom, ale i przez sam, głęboko poruszający tembr głosu.

Całość osadzona jest w magicznym, jakże nostalgicznym brzmieniu, z sentymentem odnoszącym się do tego, co już w muzyce słyszeliśmy. Wokalista nigdy nie ukrywał, że bliska jest mu twórczość artystów, którzy największe triumfy odnosili w latach 80., co przekłada się na klimat jego dokonań. W urzeczywistnieniu pewnej wizji wspomogła Adriana – współpracująca z nim od samego początku – Zuzanna OS.SO Ossowska. To jej subtelność w estetycznym ukazywaniu detali wpłynęła na czarujący klimat trzech kompozycji (do tego dochodzą jeszcze „Intro” i „Outro”). Na pierwszy plan wysuwa się więc mocniej zaznaczone brzmienie elektroniczne, ale niepozbawione głębi, która dodaje ciekawego wydźwięku całości.

Na początek dostaliśmy najbardziej przebojową piosenkę „Light”, gdzie wciąż najważniejsze miejsce zajmuje charakterystyczny głos. Nienachalnie ukazana rytmika perkusji wyraźniej pojawia się także w „In Between”. To swoisty dream pop, ale posiadający charakter, w charyzmatycznym ujarzmieniu tego utworu. Zresztą nie powinno to dziwić, bo słychać, że artysta doskonale czuje się w przestrzennej, mocno sentymentalnej warstwie dźwiękowej. Pomiędzy wspomnianymi singlami (każdy z kawałków promował ten album przed jego premierą) pojawia się mroczniejszy, ale jakże czarujący numer „Darkness”, umiejętnie łączący dwie nieco inaczej ukazane opowieści. I zupełnie nie przeszkadza w tym język angielski, który faktycznie nie stoi na przeszkodzie uczuciowemu odbiorowi, nawet jeśli chciałoby się usłyszeć coś po polsku. Widocznie taki wyraz artystyczny jest bliższy twórcy, który także był współautorem słów.

„Triptych” to album, który pokazuje, że czasem mniej znaczy więcej – szczególnie, gdy za każdym utworem stoi prawdziwa emocja i bardzo dobra interpretacja. Choć materiał trwa zaledwie kilkanaście minut, oferuje pełnowymiarowe doświadczenie – dźwiękowe, emocjonalne i estetyczne. Nie da się jednak ukryć, że po wysłuchaniu całości czujemy lekki niedosyt, bo wiele z tych pomysłów można było rozwinąć w większą ilość propozycji, które utrwalą w nas starannie zaznaczony tu klimat. Tę płytę można więc traktować jako szkic większej muzycznej wizji – ale już teraz wyraźnie słychać, że AdriatiQ ma własny język artystyczny i pomysł na siebie. W tym przypadku jest to najważniejsze, tym bardziej, że za tak określoną ideą idzie wysoka jakość.

Łukasz Dębowski

 

AdriatiQ – „Triptych”. Debiutancki mini album artysty, który maluje dźwiękiem [PREMIERA]

Leave a Reply