Kolejny rok za nami, a co za tym idzie, kolejne lepsze i gorsze dźwięki, które miały okazję trafić do naszych uszu przez ostatnie 365 dni. Na naszej rapowej scenie wydarzyło się naprawdę wiele, a same płyty do przesłuchania można byłoby liczyć w setkach.
Po raz kolejny skupię się oczywiście na rapowym rankingu, bo to, czy coś jest hip-hopem, czy nim nie jest (choć to i tak już boomer talk), od dobrych kilku lat mnie nie interesuje. Cieszę się natomiast, że tak wiele osób stara się rapować na swoich kawałkach. Zawsze to większa szansa, że pojawi się ktoś, kto wywróci naszą scenę do góry nogami.
Jak co roku, zacznijmy sobie najpierw od tych, którzy mocno zawiedli, nie sprostali oczekiwaniom czy najzwyczajniej w świecie wykazali się małą kreatywnością przy tworzeniu swoich “arcydzieł”. Do tej grupy z marszu możemy wrzucić odbite jak od kalki “Miejskie Ptaki” Donguralesko, kolejny raz nic nie wnoszący album Sentino “Sangue blu”, mdłą jak flaki z olejem “Nadwrażliwość” Filipka (już nie wiem, czy to kolejna próba bycia smutnym raperem, czy nagrywanie byle coś wydać), kontynuację beznadziei u Tymka za sprawą albumu “Tytuły dwa” czy brzmiący jak robiony bardzo pod publikę “Last call mixtape” Osqara. Źle brzmiących albumów było niestety zdecydowanie więcej, lecz nie pogrążajmy się aż tak w złych emocjach i przejdźmy do tych, które miały potencjał, ale coś nie do końca zostało dowiezione.
Takim albumem – jak dla mnie – jest przede wszystkim “Ekskluzywny Głód” Young Igiego, który od paru lat nie może na dobre wbić się do czołówki polskiej rapgry. Podobnie jest zresztą z PlanemBe i jego “Blue Moonem”, bo choć widać, że raper ma wielką chęć znów wzbić się na szczyt, tak tym albumem jeszcze mnie do tego nie przekonał. Kierunek jest jednak dobry, więc bacznie obserwuję. W ślady chłopaków zapewne chciałby także pójść Trill Pem z “Nowym Południem”, bo choć potencjał jest, tak chyba nie do końca czuć w tym serducho. Z drugiej góry lodowej spadł nam natomiast Waima ze swoim dość przeciętnym albumem “Ten Gość”, który po naprawdę dobrym “Cameleo” wydanym rok wcześniej jawił się jako jeden z najświeższych raperów, których mamy aktualnie w Polsce.
Do grupy średnich, mało wnoszących albumów, z których jednak jesteśmy w stanie wyciągnąć ciekawe pojedyncze utwory, zaliczyć możemy “Patopop” vol. 1, jak i vol. 2 od Kizo i Bletki, “Polonn” Białasa, “Powrót do światła” Miszela, “Free Agent” Beteo, “Deathcore” Chivasa, “All Day Fresh” Asstera, “Najlepszego Życia Diler” Palucha, “Sen, którego nigdy nie miałem” Kubiego Producenta, “Jackie” Janusza Walczuka czy nawet “Oh my gawd” Oliwki Brazil. Najlepszy ruch wykonała natomiast Young Leosia, która, wydając wpadającą w ucho (lecz niestety bez ambitniejszej treści) “Atmosferę”, od samego początku opisywała ją jako mieszankę elektroniki i popu. Ciężko jest więc jej zarzucić, że ta płyta faktycznie taka nie jest.
Do niezrozumiałych ruchów zaliczyłbym natomiast “Kuku Na Muniu” CatchUpa, który trochę sam sobie robi pod górkę, czy “Villa Di Tuzza” od Tuzza Globale, którzy w tej całej zabawie we Włochów już trochę chyba sami nie wiedzą, o czym rapują. Teraz jednak przejdźmy do tej najprzyjemniejszej sekcji, czyli do tych najlepszych wydawnictw, które cieszyły nasze uszy w ostatnim czasie.
A oto ranking najlepszych rapowych płyt wydanych w 2024 roku*:
*ze względu na powiązania w rankingu nie zostały uwzględnione albumy Gerda “Diabeł” oraz Koza, Molehead “Kusz”.
30. Koza, Kuba Więcek – Noc żywych trupów
29. Floral Bugs – S.I.M.P
28. Dziarma – Wifey mixtape
27. Ćpaj Stajl – Białe szaleństwo
26. Cooks – Naprawić zło
25. Hodak – Mr. Sandman
24. Louis Villain – In Blanco
23. Jacuś – Fantasmagorie
22. Zeamsone – Wirtuoz
21. Macias – Seppuku
20. Hubert. – Kolorowe domy
19. Inee – 13
18. Miły ATZ – ACID MORO
17. Guzior – G
16. Biak, Qzyn – Jasny obraz ciemnych czasów
15. Kolektyw Fala – Fala mixtape vol. 3
14. Kukon – Organic Human
13. Gedz – Anatema
12. Kaz Bałagane – A nie mówiłem?
11. Lemik Golemik – Ctg mixtejp
10. Szaran – Ryk
Podczas gdy cały SBM, z Młodym Kordenem na czele, wydaje się tonąć, Szaran jawi się jako jeden z nielicznych artystów, który daje nadzieję wytwórni na powrót do jej czasów świetności. Młody raper, po udanym występie na „Hotel Maffija 3” i, co by nie mówić, dość charakternym udziale w projekcie „Popkiller Młode Wilki 9”, wydał w końcu płytę, która nie tylko potwierdziła jego lekkość poruszania się po bitach, ale i postawiła wyraźny znak jakości obok jego ksywki. Czy Szaran to ostatnia nadzieja SBM-u?
9. Sobel – W związku z muzyką
Nowy Sobel to zdecydowanie nowa jakość, a jego najnowsza płyta doskonale pokazuje, jak artysta dojrzał przez ostatnie lata. To już nie ten nastoletni chłopak, którego jara trawka i imprezowy tryb życia, a świadomy własnych decyzji, przekonań i słabości dorosły mężczyzna. Znajdziemy tu mnóstwo dobrze skrojonych tekstów, choć nie brakuje tu także utworów, które udowadniają, że artysta nie stracił dawnego pazura. Teraz jest po prostu bardziej artystycznie i z taką wczutką, że aż miło się tego słucha.
8. KęKę – 04:01
Dla jednych to rap dla boomerów, a dla drugich – ratunek od codziennego życia. Fakty są jednak takie, że Kękę powrócił i od pierwszych minut “04:01” udowodnił, że ma w rapie jeszcze sporo do powiedzenia. Usłyszymy tu bowiem o rozwodzie, terapii czy odstawieniu leków, które hamują odczuwane przez niego emocje. Jak to u Kękę bywa, oczywiście znajdziemy tu także wiele motywujących czy pocieszających wersów, a sama tematyka płyty dotyka sfer ambicji, lęków, braku zaufania, pokus czy świadomości przemijania. Płyta ciężka, lecz naprawdę ważna i potrzebna.
7. Rów Babicze – Nierówno pod sufitem
Podobno, gdy jest Ci smutno, to warto włączyć sobie Rów Babicze. Ta teoria sprawdza się także przy albumie “Nierówno pod sufitem”, natomiast warto zauważyć, że po tych paru latach na scenie chłopaki dostali prawdziwej lekkości, jeśli chodzi o nawijkę. Najnowsze wydawnictwo Rowu to także doskonały oddech od aktualnych premier na naszej scenie. Dużo tutaj ironii i humorystycznych tekstów, dzięki czemu można z dystansem podejść do wszystkiego, co dzieje się na tej płycie. Dzieje się natomiast naprawdę sporo, także każdemu polecam posłuchać jej co najmniej kilka razy.
6. Młody West – Największy geek
“Największy geek” to już kolejny album spod ręki Młodego Westa, jednak pierwszy, który naprawdę do mnie trafił. Jak na prawdziwego geeka przystało, West chyba naprawdę dość intensywnie szlifował skilla przez ostatni rok, bo to, jaki poziom zaprezentował na ostatnim wydawnictwie, jest godne podziwu. Jest to jednak album skierowany do konkretnej grupy odbiorców, jednak jeśli podoba Wam się twórczość chociażby Aleshena, Vkiego czy Maciasa, tak muzyka Młodego Westa jest zdecydowanie dla Was. Z ciekawostek warto wspomnieć, że na “Największego geeka” dograł się znany i lubiany przez wszystkich Mata.
5. Szpaku – Cerber EP + Mati EP
Mimo, że w tym roku Szpaku nie wydał żadnego albumu długogrającego, tak ciężko nie byłoby go umieścić w tym zestawieniu. Raper wydał bowiem dwie naprawdę solidne EPki, które odbiły się niemałym echem w środowisku. Dodatkowo singiel „Plaster” to chyba jeden z najlepszych polskich utworów, które wyszły w ciągu ostatniego roku. Mimo, że osobiście bardziej przemawia do mnie „Cerber”, tak doceniam też cały sznyt i klimat „Mati EP”. To był zdecydowanie „Rok Mateuszowy”, a Szpaku pokazał, że mimo upływu lat na scenie ciągle ma naprawdę sporo do przekazania.
4. Szymi Szyms – Staype2.
Mimo że zasięgi już nie te, tak śmiem twierdzić, że to właśnie „Staype2.” jest najlepszą płytą, jaką Szymi kiedykolwiek wydał. Na maksa szczere teksty, ciekawe flow, a bity na tyle klimatyczne i wciągające, że po prostu nie da się od niej oderwać. Dodatkowo czuć, że raper nie poszedł tutaj na żadne kompromisy, nie próbował na siłę stosować zabiegów, które mogłyby bardziej skomercjalizować ten album, oraz postawił w 100% na siebie, i to zdecydowanie się opłaciło. W zamian dostaliśmy album, który pchany oddolnie przez całe indahouse, sprawił niemałe zaskoczenie na polskiej scenie. Szymi jest na niej już prawie dekadę i zabawne, że najlepszą rzecz wydał wtedy, kiedy już mało kto na niego stawiał. Naprawdę polecam zapoznać się z tym materiałem.
3. Oki – Era47
Podium zaczynamy od najpopularniejszego jeża w naszym kraju. Oki to jeden z tych raperów, którzy potrafią kupić słuchacza w zaledwie kilka sekund. Nie inaczej dzieje się na jego najnowszym albumie “Era47”, gdzie połamane flow, zabawa formą oraz przeogromny luz wypełniają nam niemal każdy moment. Tematycznie kręcimy się tu wokół m.in. relacji międzyludzkich czy progresu skillowego, jak i finansowego, a cały materiał jest na tyle świeży i progresywny, że nie każdemu może podejść za pierwszym razem. Warto jednak dać sobie chwilę, bo naprawdę jest do czego wracać.
2. Vkie – Barbara
18 utworów (a 20 w wydaniu preorderowym), a przy tym prawie godzina wciągającego materiału. Tak prezentuje się najnowszy album Łukasza, którego tytuł nawiązuje do jego babci, czyli jednej z najważniejszych osób w jego życiu. Od pierwszego numeru słychać też, że raper ma naprawdę sporo do powiedzenia. Jak sam mówi, “Barbara” to dla niego przede wszystkim chora ambicja, stres i wyrzuty sumienia, ale również satysfakcja, rozwój i pokonanie części demonów. Dla mnie natomiast jest to album, który trzyma równy, wysoki poziom od początku do końca. W każdym tracku czuć masę włożonego serducha, co w połączeniu z umiejętnościami Vkiego daje naprawdę zadowalające efekty. Już od pierwszego przesłuchania wiadomo było, że to zdecydowanie polska rapowa topka tego roku. Tutaj po prostu wszystko się zgadza.
1. Otsochodzi – TThe Grind
Na samym szczycie tego podsumowania mógł znaleźć się tylko on. Młody Jan, wraz z producentem Lohleq, stworzyli płytę, która od początku do końca brzmi jak bardzo dobrze dopieszczona rzecz. „The Grind” to imponujące połączenie stylu, różnorodności i muzycznej jakości, a Otsochodzi po raz kolejny pokazuje, że jego powrót na szczyt nie był przypadkowy. Raper płynnie porusza się między różnymi brzmieniami, a teksty, które choć czasami aż proszą się o więcej gierek słownych, oferują sporo motywacyjnych wersów i osobistych refleksji. Całościowo płyta opiewa w mnóstwo tzw. bangerów, na których Młody Jan nie łapie choćby chwili zawahania. I choć znajdziemy na niej też parę zapychaczy, to emocje wywoływane przez pozostałe numery sprawiają, że ten album to po prostu najlepsza rzecz, która ukazała się na naszym rapowym podwórku w 2024 roku. Panie Miłoszu, najszczersze wyrazy uznania.
Mateusz Kiejnig