Płyta „Tańcz jak derwisze”, to 18 piosenek do tekstów Adama Gwary, z muzyką i w wykonaniu Tomka Wachnowskiego. Zapraszamy do zapoznania się z naszą recenzją tego albumu.
Recenzja płyty „Tańcz jak derwisze” – Tomek Wachnowski (2024)
Album ukazał się znienacka, bez szumnych zapowiedzi i reklamowej propagandy. Ale taki jest Tomek Wachnowski – od lat działający na własnych zasadach, tworząc piosenki, które natychmiast stają się nam bliskie. A dlaczego? Bo są takie zwyczajnie ludzkie, nieprzesadzone w wyrazie muzycznym, ale ze starannie określonym słowem. Album „Tańcz jak derwisze” pochłania uwagę słuchacza od pierwszych dźwięków, gdzie siłą stają się wyśpiewane przez niego opowieści, tym razem rozpisane przez estetę i mistrza słowa – Adama Gwarę.
Tym razem wszystko zostało okraszone nie tylko gitarowymi (akustycznymi) dźwiękami wokalisty, ale także brzmieniem innych instrumentów, co wzbogaca formę wybranych propozycji. Artystę wspomogli – Oleg Dyyak (akordeon i duduk), Anna Dyyak (wiolonczela) i Kornelia Juszczak (flet). Ich udział jest znamienny, bo mocniej określa niektóre utwory, niekiedy nadając im większego rozmachu (zaskakująca aranżacja „Niepraktyczny wiersz o miłości”).
Choć większość piosenek posiada refleksyjny charakter, to nie każdą z nich należy traktować z wielkim namaszczeniem i powagą. Tomek posiada dystans do siebie i swojej twórczości, puszczając czasem „oko do słuchacza”. Oczywiście pomagają w tym lekkie, ale wciąż poruszające swoją zgrabnie określoną wymową teksty, które niosą nam jakąś konkretną historię (w muzycznym retro stylu – „Bon ton tra la merci pardon”). Ten niedzisiejszy klimat daje o sobie znać kilkakrotnie, choć nie zawsze jest to łatwa (udana) konstrukcja muzyczna („Jak to szło”). To nie znaczy, że kilka motywów nie zasługuje na duże uznanie, bo już taki energetyczny kawałek „Trzy wódki” jest naprawdę porywający (co za tekst!), a przecież dostajemy też coś w stylu zmysłowego tanga („Tango”).
W tym całym zestawie piosenkowym znajdą się momenty, które mniej lub bardziej będą rezonować z naszą wrażliwością, jednak w ogólnym odczuciu twórca trzyma wysoki poziom – i chciałoby się powiedzieć – nie mogło być inaczej. Takiego wyczucia artystycznego może pozazdrościć wielu, którzy tylko gonią za modą, zapominając o ponadczasowych wartościach, bo takie niezmiennie niosą wszystkie propozycje Wachnowskiego. I jest w tym wciąż młodzieńcza werwa, a nie przesadzone bardowskie smęcenie (bez urazy do nikogo), mogące zniechęcić mniej wyczulonego na taką twórczość słuchacza. Właściwie ten album można podsumować słowami jednej z najlepszych interpretacyjnie i tekstowo piosenek, która podnosi jakość tego wydarzenia – „Za oknem wiesza się jesień. Furtka zawiasem vivaldzi. Jestem spokojny na dziesięć. W skali od bardzo – do bardziej. Nie wiem czy dobrze, czy źle. Życie jest jak żyle… żyle…” („Deszczem zacina się pamięć”).
Album „Tańcz jak derwisze”, to przykład tego, że rozrywka nie musi być pusta i powierzchowna, choć przecież ta muzyka przynosi zabawę, ale też pozwala uronić łzę, a może nawet daje nam możliwość za czymś lub za kimś zatęsknić. Wybór dowolny, bo na tę płytę złożyło się aż 18 krótkich i to nie tylko tych filigranowych utworów, bo czasem kompozycja porywa już samą formą muzyczną, gdzie melodia wciąż ma swoją siłę.
W otaczającej nas błahości słowa, wszędobylsko panoszącej się pospolitości, takie projekty błyszczą swoją niemodną elegancją. I nawet jeśli nie jest to najlepszy album Tomka Wachnowskiego, to i tak artysta jest wciąż niedoścignionym w kilku kwestiach songwriterem, do którego twórczości po prostu tęsknimy.
Łukasz Dębowski