„Human Fate” to tytuł nowej płyty Dawida Lubowicza. Na album złożyło się osiem autorskich kompozycji, które stylistycznie oscylują wokół muzyki jazzowej i refleksji nad zawiłością ludzkiego życia.
fot. okładka albumu
Recenzja płyty „Human Fate” – Dawid Lubowicz (2024)
Dawid Lubowicz nie daje się zaszufladkować, choć tworzy przestrzeń za pomocą skrzypiec w sposób dla siebie znamienny, korzystając z tego instrumentu według zasadnej dla siebie spójności. Zupełną nowością było jednak użycie przez artystę mandoliny, która w muzyce jazzowej nie jest zbyt powszechna, a tutaj udało się ją umiejscowić w szczególnym miejscu, gdzie improwizowane motywy zyskują na swojej ponadprzeciętnej oryginalności. Jeżeli dodamy do tego, że twórca zaprosił do nagrania albumu „Human Fate” wybitnych gości, to wyjawi nam się pełniejszy obraz tego projektu, który zrodził się z jakże istotnej refleksji nad ludzkim życiem.
W nagraniu płyty wzięli udział także – Jakub Lubowicz (fortepian, instr. klawiszowe), Robert Kubiszyn (kontrabas, gitara basowa) i Patryk Dobosz (perkusja). To ich gospodarz postawił na równorzędnym miejscu obok siebie, pozwalając im w dowolny, aczkolwiek przemyślany sposób kształtować wyraz artystyczny tej porywającej w wielu aspektach muzyki. A niemal wszystko płynie na czysto ukazanych harmoniach, które raczej uciekają od awangardowych akcentów. To nie oznacza, że melodie nie są wyszukane, składając się na indywidualny charakter poszczególnych kompozycji (pojawiają się też próby eksperymentowania).
Każdy utwór to przecież jakaś opowieść, a ich złożenie w jeden projekt rodzi bogaty koloryt całości (wiele akcentów łatwo zauważyć w jednym z najlepszych momentów na płycie, czyli „Personal Quest”). Do tego dochodzi „słowiańska nostalgia”, która kryje się za brzmieniem skrzypiec (czasem barytonowych) i co w pewien sposób naznacza dokonania Lubowicza tym trudnym do zdefiniowania wzmocnieniem. Poza tym należy podkreślić, że twórca stroni od przesadnej rzewności i to nawet jeśli pojawiają się spokojniejsze momenty, które składają się na przekaz, czyli „potrzebę zgłębienia i zrozumienia zawiłości ludzkiego losu”. Z tak podanym tematem zaczynamy głębiej wchodzić w strukturę poszczególnych kompozycji, nadając im bardziej osobistego znaczenia.
Niezwykle ciekawym, zbudowanym na różnych stanach emocjonalnych wydaje się – trwający ponad 15 minut – utwór „Tango for the Abandoned”, który składa się jakby z czterech uzupełniających się części. Ta propozycja nie tylko pozwala odnaleźć w niej własne odczucia, ale daje też możliwość w sposób zupełnie wolny przedstawić się każdemu z muzyków, tworzących ze sobą porywający dialog. Taka narracja otwiera zupełnie zaskakującą przestrzeń, która w tym przypadku natchniona jest absolutną wolnością twórczą, idącą w stronę free jazzu, nieujarzmionej improwizacji, a więc nawet drobnego – wspomnianego wcześniej – eksperymentu.
Przeciwnością wydaje się subtelny, melodycznie bardziej układny, a przy okazji głęboko poruszający „Fulfillment”, który daje nam chwilę jeszcze innego, może nawet mocniejszego odczuwania tej muzyki. Artysta potrafi też puścić oko do słuchacza, za każdym razem bez nadęcia podchodząc do formy kompozycyjnej, co nadaje całości większego luzu („Joker”).
„Human Fate” to płyta zaskakująca szeroką umiejętnością poruszania wielu aspektów, które są bliskie każdemu człowiekowi. I przez to ten album może stać się ważny dla każdego z nas. Tutaj emocjonalność, wyrafinowanie i nieprzerysowana forma kompozycyjna, przy jednoczesnym zachowaniu równowagi melodycznej, stapia się w jeden tętniący życiem organizm. Dlatego tak bardzo warto sięgnąć po ten album.
Łukasz Dębowski