„Scena to miejsce, gdzie jestem naprawdę wolna” – BlackKay [WYWIAD]

22 listopada miała miejsce premiera drugiej solowej płyty BlackKay, która jest utrzymana w konwencji glam-rockowej. Album “Vintage Soul” można odsłuchać na platformach streamingowych, a poniżej prezentujemy nasz wywiad z artystką.

fot. materiały prasowe

Skąd wzięła się Twoja potrzeba powrotu do czystego rock’n’rolla, który ukształtował Twój nowy album „Vintage Soul” i jaka jest geneza jego powstania?

Po pierwsze to… chyba nie można powiedzieć, że album „Vintage Soul” to czysty rock’n’roll – mamy na nim też balladę i pop-rockowy kawałek „Would?”. Jednakże słusznie zauważyłeś, że muzyka na „Vintage Soul” jest cięższa niż ta na „Aquariusie”. Nie będę ukrywać, że muzyka rockowa i metalowa z lat ’80 bardzo mnie ukształtowała zarówno wokalnie, jak i muzycznie. Grając różne koncerty coverowe, zatęskniłam do korzeni, których się nie pozbędę. Stąd potrzeba powrotu „do domu” i do klimatów muzycznych, w których barwa mojego głosu jest osadzona najlepiej. 🙂

Jak w takim razie patrzysz z perspektywy czasu na swój poprzedni album „Aquarius”? Czy znając Twoje dzisiejsze zapatrywania artystyczne, nagrałabyś ten materiały w inny sposób?

Absolutnie nie. „Aquarius” to była chęć spróbowania czegoś innego i sprawdzenia siebie w nieco innych, lżejszych rejonach muzycznych (aczkolwiek też oscylujących wokół brzmień gitarowych). To jest mój pierwszy solowy mini album i zawsze będę miała do niego sentyment. To jest też pierwszy album, na którym nie tylko zaśpiewałam, ale też zagrałam na klawiszach. I wreszcie… to jest pierwszy album, na którym moja muzyka z głowy wyszła „do świata”

„Aquarius” zawsze będzie dla mnie ważny i na chwilę obecną nic bym w nim nie zmieniła. Odzwierciedla to, kim byłam 2 lata temu. Przeszłości się nie poprawia, ale można z niej wyciągnąć jakieś wnioski.

Jak wspominasz swoją wcześniejszą współpracę z zespołem White Highway oraz jako organizatorki „Still Of The Night” – 80s Rock Live Show? Czy można powiedzieć, że te wszystkie wydarzenia wpłynęły na to, jak dziś patrzysz na muzykę, którą tworzysz?

Jeśli chodzi o „Still Of The Night – 80s Rock Live Show”, to jeszcze nie mam czego wspominać, bo nadal ciągnę ten projekt organizacyjnie i też w połowie wokalnie. Mamy fantastyczną ekipę w stillowym zespole, świetnie się bawimy podczas tras i koncertów, a grono miejsc i słuchaczy, którzy nas odwiedzają z każdym rokiem się powiększa. „Still Of The Night” to bardzo wymagający dla mnie temat, bo nie dość, że spinam wszystko organizacyjnie, to jeszcze śpiewam pół bardzo wymagającego wokalnie seta i muszę prowadzić koncert. Uwielbiam ten czas w latach ’80, z tymi ludźmi, których mamy na pokładzie, ale jest to bardzo męczące i ciężko to godzić z innymi projektami muzycznymi czy pracą/życiem prywatnym. Ten rok miałam potrójnie wymagający – nagranie, produkcja i promocja płyty, koncerty gościnne i właśnie trasa „Still Of The Night”. Kosmos… Nie wiem kiedy przeleciał mi ten rok…

A jeśli chodzi o „White Highway” – zawsze będę miała sentyment do tego zespołu. To właśnie tutaj zostawiłam swoje młodzeńcze serce i energię, zdobyłam pierwsze poważniejsze doświadczenia muzyczne i managerskie (trafiłam do White Highway mając 21 lat!). Te 7 lat to kawał mojego życia i zawsze będę do nich wracać z pewną nostalgią.

Oba te projekty mają ogromny wpływ na to, kim jestem teraz i w którą stronę chcę dalej muzycznie podążać. Bardzo się w nich rozwinęłam, a w „Still Of The Night” rozwijam się nadal, bo to nie są łatwe rzeczy do śpiewania. 🙂

Twoja muzyka na albumie „Vintage Soul” budzi wiele skojarzeń, bo sięgasz w swoich utworach nawet do lat 80.. W jakim stopniu muzyka, której słuchasz ma wpływ na twórczość, którą tworzysz?

W bardzo dużym. 🙂 Zawsze świadomie lub nieświadomie czerpiemy inspiracje z naszych idoli. Kłamałabym, jeśli powiedziałabym, że jest inaczej. Jednak warto też odróżnić słowo „inspiracja” od „kopiowanie”. Ja jestem zagorzałym wrogiem wszelkich tzw. „copy cats” – zarówno w muzyce, jak i w życiu. Tylko poprzez szczerą inspirację jesteś w stanie stworzyć coś wartościowego. „Stworzyć” to słowo klucz. 🙂

 

fot. okładka płyty

 

Co według Ciebie jest największą wartością albumu „Vintage Soul”?

To nie mnie oceniać. Ja oddałam swoją muzykę słuchaczom – wylałam na dźwięki i na papier 100% siebie. Będą tacy, którzy znajdą w tej muzyce i tekstach coś dla siebie, będą też tacy, którzy nie znajdą i stwierdzą, że ten materiał do niczego się nie nadaje. Takie jest życie, a ja jestem już na tyle dojrzała, żeby to w pełni zaakceptować i nie przejmować się tym. Różnorodność jest w przyrodzie potrzebna (śmiech).

Czy można powiedzieć, że album “Vintage Soul” zawiera jeden określony przekaz? Czy kryje się na nim jakaś odgórna idea, którą definiują w jakiś sposób Twoje teksty?

Nie ma żadnego przekazu. Teksty na płycie „Vintage Soul” to moje historie i moje uczucia z przeszłości. To sytuacje, które mnie ukształtowały i sprawiły, że jestem dziś kobietą, z której – powiem bez ogródek – jestem dumna. Przeszłam w życiu wiele, ale to dało mi siłę do realizowania swoich marzeń. Sama ciężko zapracowałam na wszystko, co dziś mam i jak spojrzę w przeszłość i odtworzę przeszkody, które musiałam pokonać – powiem to jeszcze raz – jestem z siebie dumna. I powiem Ci więcej – dopiero się rozkręcam. 🙂

Oczywiście byłabym egoistką, gdybym nie wspomniała, że mam w swoim otoczeniu ludzi, którzy mnie bezwarunkowo wspierają i kochają. I pomagają sklejać te połamane nietoperzowe skrzydła (śmiech).

Najnowszym singlem promującym ten album został utwór tytułowy, do którego zdecydowałaś się nagrać teledysk. Co to jest za numer? Czym on jest dla Ciebie na tle pozostałych propozycji z płyty?

„Vintage Soul” to piosenka o odpuszczaniu. Czasami w życiu jest tak, że chcemy za wszelką ceną zatrzymać w naszym życiu ludzi, którzy tak naprawdę na to nie zasługują. A nie zasługują z różnych powodów – czasami to relacje typu „chętnie wezmę, ale nie dam nic od siebie”, czasami to po prostu nie ta energia (albo inaczej – nie ten „vibe”), czasami to stos cierpień, które zafundował Ci ktoś bliski, a Ty chcesz to utrzymać, bo to „ktoś bliski”. Jeśli coś Ci nie służy – pozwól temu odejść. Jeśli było Twoje – wróci. Jeśli nie wróci – nigdy nie było Twoje (mój ulubiony cytat z internetu). „Vintage Soul” jest więc piosenką z morałem. Tym wyróżnia się na tle innych.

 

Dlaczego zdecydowałaś się wydać minialbum z pięcioma utworami, a nie całą płytę?

Z chęcią bym wydała całą płytę, mam nawet materiał, ale będąc dla siebie sterem, żeglarzem i okrętem, a jednocześnie finansując siebie i inne projekty muzyczne, które prowadzę – niestety, po ludzku – nie mam na to kasy (śmiech). Nagranie i produkcja pełnego albumu to koszty rzędu od 10 do 20 tysięcy złotych. Aż tak bogata nie jestem (śmiech). Niezależność niestety kosztuje.

Materiał z tego albumu wydaje się idealnie skrojony pod koncerty. Czy jesteś gotowa, żeby zaprezentować nowy materiał z tej płyty na koncertach? Jeśli tak, to co będzie można na nich usłyszeć poza utworami z tej Epki?

Czy jestem gotowa? Hmm… Muszę być, bo gramy nasz pierwszy koncert pod szyldem BlackKay już 29 grudnia w warszawskim klubie Potok (na Żoliborzu). I powiem Ci, że mam tremę debiutanta (a już dawno się tak nie czułam). Sama jestem ciekawa jak te piosenki zaprezentują się na żywo. Ale wiem jedno, mam w ekipie BlackKay świetnych muzyków (Paul Polish Gromadzki – gitara, Łukasz Łoboda – bas, Michał Tobjasz – perkusja, Magda Tararuj – klawisz wspierający). Myślę, że damy radę. 🙂

Oprócz albumu „Vintage Soul” zagramy też całego „Aquariusa”. Będą też niespodzianki – zapraszam!

Co jest dla Ciebie najtrudniejsze w dotarciu ze swoją twórczością do publiczności? Czy według Ciebie rozgłośnie radiowe są otwarte na granie muzyki rockowej, której jesteś reprezentantką?

I tu znowu wyłania się ta nieszczęsna niezależność. Niestety, będąc artystą z zasady i wyboru alternatywnym, rockowym, w pewnym sensie „podziemnym” – ma się mniejsze szanse dotarcia do wielkich rozgłośni radiowych niż artyści promowani przez największe wytwórnie w kraju czy na świecie. Albo tacy, którzy mają za sobą dziesiątki lat obecności na scenie. ALE…! Udało nam się dostać na listę Turbo Top Antyradia i dziś się dowiedziałam, że wyszliśmy z propozycji do głównego notowania! Z tego miejsca chciałabym podziękować wszystkim, którzy na nas głosowali i głosują nadal. To dla Was gramy!

A tak w ogóle to… wiesz, ja w ogóle jestem typem człowieka, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Nie znam wyrażenia „nie da się”, w moim słowniku czegoś takiego nie ma. Już dawno zastąpiłam to pytaniem „co mogę zrobić, aby się dało?”. Gdzieś tam w środku głęboko wierzę, że gdy ciężko pracujesz na swój sukces, poświęcasz swoje życie pasji, doskonaleniu swojego warsztatu i jesteś w tym uparcie konsekwentny – dojdziesz tam, gdzie zamierzasz. Lubię czytać biografie wielkich ludzi – ich wszystkich łączą trzy słowa – PRACA, PASJA i UPÓR.

Co byłoby dla Ciebie największym sukcesem związanym z albumem „Vintage Soul„? Masz jakieś marzenia związane z tym materiałem? Do kogo chciałabyś, żeby trafiły te piosenki?

Moim marzeniem jest życie, którego nie dzieliłabym na dwa zawodowe fronty. Chciałabym móc wreszcie w 200% poświęcić się temu, co kocham – czyli muzyce. I też bardzo bym chciała, aby ta muzyka sprawiała, że ludzie w jakimś sensie poczują się lepiej, słuchając jej. Ta energia, którą wymieniamy na koncertach z publicznością jest magiczna. To ona daje mi paliwo do życia. Scena to miejsce, gdzie jestem naprawdę wolna. Chciałabym, aby to miejsce było moim drugim domem. A nie tylko takim wakacyjnym, jakieś 20 razy w roku. 🙂

 

fot. materiały prasowe

Leave a Reply