“Stare śmieci” to tytuł debiutanckiej płyty wokalisty i songwritera – Konrada Słoki. Album ukazał się 13 października, a znalazło się na nim 11 autorskich piosenek z polskimi tekstami. Zapraszamy do zapoznania się z naszą recenzją tego wydarzenia.
fot. okładka albumu
Recenzja płyty „Stare śmieci” – Konrad Słoka (2023)
Aż trudno uwierzyć, że „Stare śmieci”, to debiutancki album songwritera Konrada Słoki, gdyż dojrzałość i świadomość w formowaniu własnej wypowiedzi na tej płycie jest zaskakująca. Do tego dochodzi ciekawie zaprezentowany styl muzyczny, który mieści się gdzieś pomiędzy nonszalancką odmianą alternatywnego rocka, a uporządkowaną specyfiką folkowych brzmień, które uciekają od mainstreamowej powtarzalności.
Każdy element został zawodowo połączony, nie powodując zmęczenia materią, która ostatecznie posiada elementy zawodowo ubranej melodyki. To ona sprawia, że wiele z tych propozycji da się po prostu zaśpiewać. Przy okazji to materiał bardzo koncertowy, wręcz stworzony do tego, by wykonywać go na żywo. I słychać to szczególnie w momentach, gdy na pierwszy plan wysuwają się wyłącznie akustyczne dźwięki („Psie życie„).
Właściwie gitara i charyzmatyczny wokal Konrada stanowi fundament do tego, żeby stworzyć coś więcej. Niekiedy artystka starał się więc rozbudować brzmienie, wplatając nawet odrobinę syntezatorów („Bezsenność„). Więcej tu jednak piosenkowej swobody, opartej na organicznych motywach, które starannie prowadzą niemal każdą kompozycję („Szary Kowalski„). I do tego ten brud gitarowego grania, który czasem łagodnieje, uciekając w stronę americany. To tutaj spajają się elementy folku, bluesa, a nawet stylowego country (jeden z lepszych, mniej oczywistych utworów – „Jak Was wypuścić z rąk„). Nie znaczy to, że album jest równy, bo zdarzają się słabsze, mniej rozpalające wyobraźnię kompozycje, chociaż nie ma momentów, które zaniżałyby poziom całości. Niespodzianką jest zaproszenie gościa, czyli Mr. Krime, który dorzucił kilka skreczy do piosenki „Możebyś„.
Warstwa liryczna to ważna część tej muzycznej przygody, bo poprzez teksty Konrad daje możliwość wypuszczenia własnych przemyśleń oraz głęboko skrywanych emocji. Forma storytellingu nie jest mu obca, a obrazuje to chociażby prosto ujęty w formie muzycznej – ale zaawansowany jeśli chodzi o treść – utwór tytułowy, czyli „Stare śmieci„. Słowa nie budzą więc większych zastrzeżeń, bo artysta ucieka od nadmiernego poetyzowania, a próbuje opowiadać swoje historie w sposób bezpośredni (mocne muzycznie i tekstowo „Wilki barowe„).
Być może „Stare śmieci” nie zaskakują ogromem wrażeń, ale tworzą przyjazną przestrzeń, w której artysta odnalazł się bez problemu, prezentując część własnych fascynacji muzycznych i osobistych spostrzeżeń. Często bardzo ludzkich, bliskich każdemu z nas. I taką prawdą Konrad Słoka wygrywa. W każdej propozycji skrywa się jakiś fragment wyróżniający się na tle całości, choć słychać, że to materiał stylowy, mający swój określony anturaż. Dlatego nie da się tego albumu odbierać bezrefleksyjnie. I całe szczęście.
Łukasz Dębowski