Wojciech Ciuraj współpracuje na co dzień z zespołem Walfad – We Are Looking For A Drummer, który powstał z jego inicjatywy. Tym razem jednak wokalista i instrumentalista postawił na twórczość solową.
Dzięki temu w październiku ubiegłego roku ukazała się jego płyta pt. „Ballady bez romansów”. Poznajcie naszą recenzję tego albumu.
Recenzja płyty „Ballady bez romansów” – Wojciech Ciuraj (wydanie własne, 2017)
Płyta pt. „Ballady bez romansów” to solowy debiut Wojciecha Ciuraja. Parafrazując tytuł można go odnieść do twórczości Adama Mickiewicza („Ballady i romanse”), co jest dosyć odważnym posunięciem.
Na szczęście warstwa tekstowa broni się tak dobrze, jak muzyka, która wypełniła ten album. Trzeba przyznać, że takie malowniczo rozpisane kompozycje, stają się namacalnie właściwym ukierunkowaniem w którym podąża młody wokalista. Poszczególne piosenki prezentują się na tyle wytrawnie, że za każdym kolejnym przesłuchaniem wzbudzają większe zainteresowanie.
A im dalej zapuszczamy się w tę płytę, tym jest lepiej. I choć w pierwszych, udanych utworach można by pogłębić klimat rocka lat 70, o tyle już w trzyczęściowym „Okrągliku” nie ma się do czego przyczepić.
To starannie rozpisana kompozycja, z wyraźnymi motywami „okołofolkowymi”, zmieniająca swoje oblicze, w kolejnych swoich rozwinięciach. Taki lekko psychodeliczny obraz muzyki gitarowej, uaktywnia się w kontynuacji pt. „Woń jest konaniem kwiatów”, gdzie muzyk zbliżył się wręcz do progresywnej odmiany rocka. I trzeba przyznać, że wyszło to imponująco dobrze.
Nieco bardziej balladowo, w odmętach lżejszego zarysowania gitarami prezentują się „Ścięci”. Atutem tego wydarzenia jest też charakterystyczny głos Wojtka Ciuraja. W najbardziej piosenkowej „Pleśni” ociera się wręcz o manierę wokalną Mirosława Breguły z zespołu Universe. Trzeba jednak zaznaczyć, że w żadnym momencie nie staje się on nadmiernie przerysowany, ani też niepotrzebnie eksploatowany.
Ten album należy zaliczyć do udanych. Środek ciężkości tych utworów przerzucany został kilkakrotnie z jednego miejsca na drugie, dzięki czemu liczne przebudowania tych piosenek dodają dramaturgii całości. Dzięki temu nie zdążymy się znudzić tymi piosenkami. To duży atut „Ballad bez romansów”.
I nawet Mickiewicz nie obraziłby się na tak wplecione motywy z jego twórczości. Instrumentalne bogactwo i poetyka.
Łukasz Dębowski