MiM to wyjątkowy projekt, wyłamujący się z jakichkolwiek schematów, zainicjowany spontanicznie w lutym 2021 roku przez kompozytora i instrumentalistę – Maćka Gazdę. Zapraszamy na nasz wywiad z artystą.
fot. materiały promocyjne
Pomysł na założenie projektu MiM pojawił się w czasie pandemii, co przekłada się na jego wyjątkowość. Czy to znaczy, że gdyby nie pandemia, nie zdecydowałbyś się nagrać album w takiej formie?
Pomysł na zrobienie muzyki poza moim bazowym zespołem Transparent Human Creatures pojawił się już przed pandemią. Jednak dopiero w czasie lockdownu pojawiła się wystarczająca determinacja, żeby go przemyśleć, zaplanować i zrealizować.
Szczerze mówiąc nie wiem, czy gdyby nie pandemia to nagrałbym ten album. Zapewne jakieś utwory by wyszły, ale wątpię, żeby to była płyta.
Od czego wszystko się zaczęło? Czy mógłbyś zdradzić, z kim jako pierwszym rozpocząłeś współpracę „na odległość” i co z tego powstało?
Wszystko zaczęło się tak jakoś dwutorowo. Pierwszym takim myślę ważnym momentem było poznanie Pawła Gładysza z zespołu Transgresja. Mamy wspólnych przyjaciół czyli Natkę Stasiuk i Grzesia Słowika. Kiedyś jakiś rok przed pandemią spotkaliśmy się w Białej Małpie w Katowicach, przy okazji mojej wizyty w Polsce. Paweł do nas dołączył i po dwóch godzinach już puszczaliśmy sobie pomysły na telefonach. Po czterech nagrywaliśmy EPkę. 🙂
Przegadaliśmy pół nocy. Efektem tego spotkania są dwa utwory, do których Paweł nagrał po angielsku wokale (piloty). Mam ogromną nadzieję, że uda mi się wydać choć jeden z nich… kiedyś.
Drugim takim momentem w czasie lockdownu była decyzja, żeby zakupić trochę gratów i zrobić sobie studyjko. Przy tej okazji okazało się, że poznawanie programu do nagrywania rozwinęło moje możliwości pracy samodzielnej przy pisaniu i aranżowaniu muzyki. To jest niesamowita frajda, kiedy zaczynasz od „pustej kartki” a kończysz na całym utworze.
W jaki w ogóle sposób szukałeś muzyków, którzy wezmą udział w tym projekcie oraz nagraniu całego albumu? Czy od początku wiedziałeś, że w ten sposób chcesz nagrać całą płytę?
Jeśli chodzi o muzykę to skład był jeden, czyli Mikołaj Till na bębnach, którego poznałem przy okazji koncertu zagranego w Polsce z THC i Jonathan Eynon na basie, z którym gram w różnych projektach od dziesięciu lat. Potem dołączył jeszcze Łukasz Makowiecki z którym zakładaliśmy THC, na perkusji w dwóch utworach.
Jeśli chodzi o wokale to Grzesiek i Natka zrobili tu dużą robotę. Można śmiało powiedzieć że to „rodzice” tego projektu. Poznali mnie Piotrem Syrockim. Z Kają Łukaszewicz i Łukaszem Bobrowskim znamy się z wcześniejszych wspólnych projektów. Najdziwniejszą historią jest poznanie się z Toporem, czyli Grześkiem Stąporkiem. Kompletnie nie wiem jak do tego doszło, że się poznaliśmy, ale efektem tego jest fajna przyjaźń i dwa bardzo ważne utwory w moim życiu. Emocji, które wywołały podczas pierwszego odsłuchu nigdy nie zapomnę.
Ogólnie to w każdym przypadku wyglądało to podobnie, czyli telefon w stylu; „hej, słuchaj mam zajawkę, żeby zrobić płytę z kilkoma wokalistami. Pomyślałem że zapytam czy nie masz ochoty zaśpiewać. Zero spiny i nie ingeruję w wokale”. Potem wysyłałem dwa, trzy pomysły do wyboru. Wyjątkiem jest numer „Morda”, który pisałem konkretnie dla Topora.
fot. okładka płyty
W jaki sposób jako muzyk szukasz brzmienia, które będzie dla Ciebie ciekawe? Czy od początku powstawania każdego utworu wiedziałeś, jak chciałbyś, żeby się prezentował? A może wiele rzeczy działo się na zasadzie eksperymentu?
Hmm… jak szukam brzmienia… myślę, że bardziej chodzi Ci o to jak powstaje muzyka. Z tym jest różnie ale najczęściej dźwięki powstają w mojej głowie. Jakiś riff czy rytm, który dopada w danym momencie.
Nie mam na to dowodu, bo nie pamiętam snów, ale wydaje mi się, że dźwięki mi się śnią bo najlepiej pisze mi się rano. Na płycie są utwory pisane z premedytacją ale są tam improwizacje zagrane od początku do końca bez zbytniego zastanawiania się nad tym, co się gra. Takim numerem jest „Delayed”. Bardzo staram się nagrywać sesje, na których piszę, bo wtedy to wszystko brzmi naturalnie. Ma ładunek emocjonalny, który trudno moim zdaniem jest uchwycić wtedy kiedy już nagrywa się na „czysto”, gdzie syndrom czerwonego guzika spina dosyć mocno. Tak więc na „Mordzie” większość gitar i elektroniki, i basu jest „z pierwszego tłoczenia”. Może nie są idealne, ale został uchwycony ten moment stworzenia.
Teksty zostały zainspirowane wydarzeniami w Ukrainie, co sprawia, że często są mocne w przekazie. Czy to było dla Ciebie oczywiste, że słowa mają w sposób symboliczny odnosić się do tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą?
Numerem którego tekst jest bezpośrednio zainspirowany wojną jest „Zaciemnienie”. Reszta tekstów dotyka dużo więcej aspektów. Wojna w Ukrainie tylko spotęgowała chęć wykrzyczenia wszystkich emocji narastających przez pandemię, ale też przez fakt, że jako ludzie gdzieś się mega pogubiliśmy. Ta płyta to głos przeciw totalitaryzmowi i rasizmowi oraz braku szacunku do różnorodności. To również głos przeciw zawłaszczaniu wolności osobistej, a takie zapędy możemy obserwować nie tylko w Polsce, ale na całym świecie.
Kto oprócz Ciebie miał największy wpływ na to, jak prezentuje się płyta „Morda”? I z czym miałeś największy problem, żeby zamknąć ten projekt w ostatecznej formie albumowej?
W tej materii postanowiłem podążać za swoją intuicją, jeśli chodzi o końcowe aranże. Jeśli chodzi o brzmienie, to oczywiście mega robotę zrobił Piotr Pietrzak z NS Studio z Nowego Sącza.
Największy problem miałem z synchronizacją działań na odległość. Każdy z uczestników ma swoje kapele, koncerty i nagrania. Do tego po wybuchu wojny w Ukrainie kompletnie odechciało mi się grać i kończyć cokolwiek. Projekt zawisnął w próżni na kilka miesiący. Było też kilka innych awarii jak wyłączenie Kaji ze śpiewania na dłuższy czas przez COVID.
Co według Ciebie jest największą wartością płyty „Morda”? Czy można powiedzieć, że za coś szczególnie lubisz ten album?
Dla mnie wartością są teksty. Fajne jest to, że pomimo wielu wątpliwości udało się to złożyć w całość. Ale to już zasługa NS Studio. Największą wartością myślę jest również to, że każdy miał wolną rękę w interpretacji moich kompozycji i włożył siebie – w dźwięki i słowa – tak jak czuł. Chodzi mi o to, że całość brzmi jak kapela i bardzo fajnie się tego słucha, chociaż niektórzy z uczestników nie poznali się nigdy na „żywo”, nie wspominając o jakimś wspólnym graniu.
fot. materiały prasowe
Dlaczego nie zdecydowałeś się wydać tego albumu w formie fizycznej? I co jest dla Ciebie najtrudniejsze w dotarciu z tym materiałem do potencjalnego słuchacza?
Nie wydałem płyty w fizycznej formie z braku możliwości promowania tej płyty na koncertach. Jednak dostałem trochę zapytań o płytę od ludzi ceniących trzymanie krążka w ręku. Też myślę, że byłaby to fajna pamiątka. „Morda” wyjdzie w formie fizycznej z dodatkowymi, bonusowymi utworami.
Czego możemy spodziewać się po Twojej kolejnej płycie, nad którą być może pracujesz? Czy wciąż będziesz szukał kolejnych muzyków, którzy dołączą do Twojego projektu?
Wiesz, wyjdzie trochę muzyki pod szyldem MiM. Głównie single. Mam bardzo dużo materiału, który został i jestem otwarty na współpracę z kolejnymi muzykami, ale w tym samym czasie już składam materiał na drugą płytę razem z Wojtkiem Kaldonem na bębnach i Łukaszem Karkowskim na basie. Płyta będzie trochę bardziej przemyślana muzycznie. Bardzo dobrze i efektywnie pracuje mi się Kają, więc myślę, że dość dużo numerów na dwójce to ona zaśpiewa. Zobaczymy jak to się poukłada.
Czym Twój projekt muzyczny odróżnia się od tego, co możemy usłyszeć w podobnych gatunkach na polskim rynku muzycznym?
Myślę że muzycznie nie różni się od kapel na rynku. Jedyną różnicą jest zróżnicowana ilość głosów. W kapelach na ogół jest jeden wokalista.
Czy zdążyłeś się już spotkać z jakimiś zaskakującymi dla Ciebie opiniami na temat swojej twórczości?
Podobno mógłbym pracować jako ghost writter i pisać muzykę innym. 🙂
Czy jest w ogóle możliwe przeniesienie takiego projektu na koncerty, a może skupiasz się wyłącznie na tworzeniu i na dzień dzisiejszy jest to dla Ciebie całkowicie wystarczające?
Przeniesienie projektu na koncerty jest możliwe bez dwóch zdań. Myślę, że zagranie takiej sztuki, że wszystkimi uczestnikami byłoby czymś mega fajnym.
Jednak logistycznie jest to praktycznie niewykonalne. Rozmawialiśmy trochę z uczestnikami i chociaż nie mówią nie, to zorganizowanie takiego koncertu przez nas powiedzmy w Polsce to zadanie, które przekracza nasze możliwości. Ceny biletów musiały by być bardzo wysokie, żeby to się spięło. Jednak myślę że gdyby znaleźli się jacyś organizatorzy festiwali, którzy jakimś cudem zechcieliby naszą bandę na scenie, to myślę, że jest to do zrobienia. Jeśli chodzi o UK to przymierzany się, żeby ostatecznie wejść do jakiejś sali prób i sprawdzić, czy jesteśmy w stanie razem grać na żywo, więc koncerty w UK wydają się bardziej prawdopodobne.