Po 40 latach działalności artystycznej przyszedł czas na fonograficzny debiut Tadeusza Olchowskiego. Album “Tadek” jest dostępny od dłuższego czasu, a poniżej można znaleźć naszą rozmowę z artystą na temat okoliczności jego powstania. Wokalista dzieli się także dalszymi planami na przyszłość i spostrzeżeniami związanymi z dzisiejszym rynkiem muzycznym.
fot. Jerzy Dziedziczak
Fonograficzny debiut po 40 latach działalności artystycznej, to dosyć nietypowa sytuacja. Co takiego wydarzyło się, że zdecydował się Pan wydać album „Tadek”?
Wiem, wiem jestem dosyć nietypowym przypadkiem. Na dużą scenę (KFPP w Opolu, Festiwal Piosenki Studenckiej w Krakowie) trafiłem jeszcze w czasie studiów na zielonogórskiej WSP. Potem już po studiach były dwa sezony koncertów we wrocławskim IMPARCIE ze znanymi artystami. To były lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte. Później wiele lat spędziłem grając w różnych konfiguracjach muzycznych na kontraktach zagranicznych głównie na Bliskim Wschodzie. Książkę by można o tym napisać. Dopiero dużo później w 2014 roku mój udział (i nagroda) w Ogólnopolskim Festiwalu im. Jonasza Kofty „Moja Wolności” ośmielił mnie do pisania własnych piosenek, a zwłaszcza ich tekstów. To były prapoczątki albumu „TADEK”, którego tytułu znać wtedy przecież nie mogłem.
Gdzie należy szukać początków albumu „Tadek”? Czy są to piosenki, które powstały z myślą o płycie, czy bardziej propozycje, które od lat wykonywał Pan na koncertach?
Ani jedno, ani drugie. Nie było planu, że wydaję album. Po prostu rodziły się piosenki. Trafiały mi się kolejne nagrody na festiwalach i konkursach. Udało mi się poznać żonę Jonasza Kofty – Panią Jagę Koftową, która zaakceptowała moje kompozycje do kilku wierszy Jonasza i mogliśmy je zarejestrować w ZAiKS jako tzw. utwory łączone. Jestem też wdzięczny Jurkowi Mamcarzowi – Dyrektorowi Festiwalu Jonasza Kofty za tzw. kopa do tworzenia swoich autorskich rzeczy i też za jego wszystkie uwagi krytyczne. Wtedy pisałem te piosenki do szuflady, a ich nagraniom musiała wystarczyć skromna przestrzeń twardego dysku mojego laptopa.
Co według Pana definiuje album „Tadek” od strony czysto muzycznej? Czy było jakieś ogólne założenie, które rzutowało na to, jak prezentują się poszczególne kompozycje na tej płycie?
Musiałem rzeczywiście dokonać wyboru tych 13 piosenek spośród wielu innych. Oczywiście starałem się wybrać te moim zdaniem najbardziej wartościowe i teraz myślę, że moim priorytetem w ich ocenie były jednak teksty. Dlatego spektrum muzyczne jest dosyć szerokie. W ogóle mi to nie przeszkadza, ponieważ dla mnie najważniejsza jest wypowiedź, to moje opowiadanie jak widzę i jak czuję to, co dzieje się dookoła nas.
Czy jakiś utwór, który znalazł się na tej płycie jest na dzień dzisiejszy dla Pana szczególnie ważny? A może któryś wyraźniej zdradza, w którym kierunku muzycznym chciałby Pan podążać w przyszłości?
Kilka piosenek jest ważnych w tym sensie, że definiują mnie jako autora. „Piosenka bezlitosna Tadek” – to oczywiste, „Janusze” – tak mocno uhonorowane nagrodą ZAiKS i Polskiego Radia, „Piosenka do szuflady” – otwierająca album i również nagrodzona Brązowym Kamertonem oraz ostatnia na płycie, ale bardzo bliska mojemu sercu „Moja Polsko”.
W jaki sposób starał się Pan łączyć poszczególne utwory, żeby tworzyły jedną całość? Czy w ogóle układał Pan jakoś te piosenki pod kątem całego albumu?
Tak jak już powiedziałem, starałem się wybrać na mój debiutancki album to, co wydawało mi się najbardziej wartościowe, a jednocześnie nie zgrzytało obok siebie. A tak praktycznie, to poszczególne tytuły wypisane na paskach papieru, które można dowolnie przekładać, było metodą podpowiedzianą mi przez Aleksandra Wilka – realizatora dźwięku, który poprzez swój twórczy wkład nadał brzmienie całemu albumowi.
fot. okładka płyty
Kto oprócz Pana miał największy wpływ na to, jak prezentuje się album „Tadek”?
Soliści. Patrycjusz Gruszecki – trąbka i flugelhorn , Władek Kwaśnicki – klarnet i saksofony. Duży wkład wnieśli też gitarzyści – Sławek Hetman Sobieski i Jarek Jafo Michalski. Kolorytu muzycznego dodają też chórki Asi Yarwood (prywatnie naszej starszej o 10 minut córki). No i nie mogę pominąć, zwłaszcza jeśli mówimy o tym jak prezentuje się album „Tadek”, autorki okładki – Kasi Olchowskiej (prywatnie naszej młodszej o 10 minut córki) . No i muszę dodać, że pierwszą recenzentką wszystkiego, co tworzę jest moja Iwa (prywatnie moja żona od 44 lat…).
Pana piosenki nie starają się wpisywać we współczesne trendy muzyczne. Czy to znaczy, że twórczość młodych artystów jest dla Pana mało interesująca, bo najlepsze, co mogło powstać w muzyce, zrodziło się już wiele lat temu?
Skądże! Myślę, że w muzyce jeszcze wiele piękna jest ukryte, jeśli nie zabije go przemysł muzyczny nastawiony wyłącznie na zysk. Sądzę, że różni twórcy, bez względu na swój wiek, mogą odkryć, a właściwie stworzyć jeszcze dużo utworów mogących na trwale zapisać się w historii muzyki rozrywkowej (i nie tylko rozrywkowej).
W ciągu ostatnich lat zdobył Pan kilka wyróżnień, jednym z nich była nagroda ZAiKS-u i Polskiego Radia dla utworu „Janusze”. Jak Pan odbiera wszelkiego rodzaju nagrody? Czy pojawiły się jakieś opinie na temat tej płyty, które były dla Pana zaskakujące?
Dostawanie nagród jest bardzo przyjemne. Chociaż jednocześnie niesie to ze sobą jakąś porcję stresu, no bo to jednak są konkursy. A jeśli chodzi o zaskakujące dla mnie opinie o płycie, to chyba jednak tak bardzo pogłębiona analiza mojej twórczości dokonana przez Pana Bogdana Olewicza – autora tak wielu piosenek, które na trwałe zapisały się w historii polskiej muzyki rozrywkowej, zrobiła na mnie największe wrażenie.
fot. materiały prasowe (ZAiKS wręczenie nagród Piosenka na 100)
Co osobiście dla Pana jest największą wartością albumu „Tadek”? Za co Pan ceni piosenki, które się na nim znalazły?
Trochę jest mi niezręcznie odpowiadać na tak postawione pytanie. Cokolwiek bym nie powiedział zabrzmiałoby nieskromnie, źle. Jednak jako ich autor mogę zapewnić, że wszystkie, co do jednej, są szczere, są tym co czułem kiedy się rodziły i tym co czuję nadal.
W jaki sposób przekłada Pan materiał z tego albumu na koncerty? Czy koncertowa odsłona różni się od tego, co można usłyszeć na płycie?
Granie dla publiczności to jest coś zupełnie innego, ponieważ energia płynie w dwie strony. Wiem – to banał! Zresztą na tych nielicznych koncertach i recitalach solowych, które udało się zagrać nie ograniczam się tylko do materiału zawartego na tej płycie. Prawda jest też taka, że nadal szukam kogoś, kto zobaczy w tych moich tak niekomercyjnych piosenkach, w dodatku wykonywanych przez kogoś z niewielką rozpoznawalnością, „potencjał handlowy”, o którym śpiewam w „Piosence do szuflady”.
Jak odnajduje się Pan w czasach, kiedy spada sprzedaż fizycznych płyt, a rośnie słuchalność muzyki w streamingu? Jak Pan ocenia to zjawisko, które zapewne wpływa na funkcjonowanie wielu artystów?
Streaming dający wręcz nieograniczony dostęp do wszystkiego, co się ukazuje na rynku to jest być może raj dla odbiorców muzyki, ale czy to jest raj dla artystów? Myślę, że nie. Diabeł tkwi w szczegółach. To wielkie firmy rozdają tu karty i tylko nieliczni artyści osiągają na takich polach eksploatacji dochody. Tak się składa, że piszę te słowa, będąc na kilkudniowym pobycie w Domu Pracy Twórczej ZAiKS w Sopocie i jeszcze świeżo mam w głowie dyskusje wielu twórców jak się w tej ciągle nowej sytuacji odnaleźć.
Jak wyglądają Pana najbliższe plany artystyczne? Czy to prawda, że stworzył Pan już piosenki, które znajdą się na kolejnym albumie?
Faktycznie, już od jakiegoś czasu pracuję nad materiałem, który (mam nadzieję) znajdzie się na mojej drugiej płycie. Sporo zarejestrowanych już piosenek czeka na końcowy mix i mastering. Część ścieżek jeszcze musimy nagrać. Płyta będzie miała inny charakter, o czym już świadczy roboczy tytuł „Tadek lirycznie”. Szczerze? Mam już pomysł i część materiału na trzeci krążek…
fot. Jerzy Dziedziczak